Dr Witold Sokała: żeby zachować twarz, PKW powinna zarządzić ręczne liczenie głosów
Informatyczny system wyborczy PKW to bubel i amatorszczyzna? Tak twierdzi dr Witold Sokała, który zdradził, że znani mu informatycy bez problemu dopisywali głosy poszczególnym kandydatom po włamaniu do systemu. To oznacza kompromitację tej instytucji. - Żeby zachować twarz PKW powinna jak najszybciej podjąć decyzję o ponownym ręcznym przeliczeniu wszystkich głosów - przekonuje politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Rozmówca WP.PL ujawnia, że jeden z jego znajomych dodał radnemu 10 głosów, a drugi dopisał swojego szefa jako kandydata na burmistrza i wstawił go do drugiej tury wyborów. - Było to może działanie nielegalne, ale żadnych czynności uznawanych za hakerskie nie trzeba było wykonywać. Mówimy o sytuacji, w której mieszkanie było otwarte i żeby do niego wejść nie trzeba było wybijać szyby w oknie, ani otwierać zamka wytrychem. To budzi przerażenie - mówi.
Zdaniem dr. Sokały średnio rozgarnięty student informatyki byłby w stanie wejść na tzw. kalkulator wyborczy, czyli część systemu wyborczego zainstalowany w komisjach w terenie, dokonać dowolnych zmian w protokołach, a następnie przesłać zmienione protokoły na główny serwer komisji wyborczej. Twierdzi, że żadna z części systemu nie miała stosownych zabezpieczeń, dlatego można było w nim swobodnie manewrować.
- Wszystkie potrzebne kody można było sobie wygenerować w kalkulatorze wyborczym. By dostać się na serwer centralny nie był potrzebny podpis kwalifikowany, weryfikujący osoby podpisujące protokół i zapewniające spójność protokołu komisji wyborczych - przekonuje. I dodaje, że zaprzyjaźnieni z nim informatycy "posprzątali" po tym "eksperymencie".
PKW: Nie ma możliwości zmanipulowania wyborów
Dyrektor ds. informatycznych PKW Romuald Drapiński powiedział PAP, że nie ma możliwości zmanipulowania wyników wyborów poprzez tzw. kalkulator wyborczy. Każdy protokół elektroniczny jest sprawdzany, czy jest zgodny z papierem, podpisanym przez komisję obwodową - zapewnił.
Drapiński stwierdził, że teoria dr. Sokały, to "bzdura".
- Wysłanie protokołu, utworzonego w tzw. kalkulatorze wyborczym wymaga podpisania licencją cyfrową przez przewodniczącego obwodowej komisji wyborczej, a taką licencję wydają terytorialne komisje wyborcze - powiedział Drapiński.
Jak podkreślił, "nikt nie wyda nikomu z zewnątrz licencji uprawniającej do podpisania protokołu elektronicznego". Zdaniem Drapińskiego, jeśli nawet zdarzy się sytuacja, że ktoś przez "jakieś rzeczy organizacyjne" uzyska dostęp do licencji cyfrowej i prześle dane na serwer centralny, to nie spowoduje to manipulacji wyników, bo - jak wyjaśnił - każdy protokół elektroniczny, "jest sprawdzany, czy jest zgodny z papierem, który podpisała komisja obwodowa".
"Postulat nowych wyborów to błąd"
Na fali skandalu związanego z liczeniem głosów pojawiają się głosy o konieczności powtórzenia wyborów. Zdaniem Sokały to nie jest dobry pomysł. - Ponowne głosowanie musiałyby zostać przeprowadzone w bardzo szybkim czasie i nie wierzę, że dałoby się stworzyć lepszy system w takim terminie - nie ma wątpliwości ekspert. Dodaje, że rozczarowanie wyborców demokratycznymi mechanizmami prowadziłoby do wzrostu absencji wyborczej, wielu z nich w emocjach głosowałoby państwu na złość. - Nie przyniosłoby to mądrzejszego, uczciwszego wyniku, a tylko generowałyby dodatkowe koszty - uważa politolog.
Dr Sokała stoi na stanowisku, że w zaistniałej sytuacji PKW, żeby zachować twarz powinna jak najszybciej podjąć decyzję o ponownym ręcznym przeliczeniu wszystkich głosów. - Z tego, co wiem niektóre komisje w terenie już tak robią, nie czekając na wytyczne PKW - ujawnia. Obawy eksperta budzi jednak to, że niektóre wyniki uznawane za oficjalne, to wciąż wyniki wygenerowane przez wadliwy system informatyczny. - Jeśli nie zostaną zweryfikowane będzie to stawiało pod znakiem zapytania legitymację tych władz. Tego, co się stało nie da się zamieść pod dywan. Ludzie swoje wiedzą i zawsze jakaś grupa będzie uważała, że rządzący zostali wyłonieni na drodze oszustwa - stwierdza.
Politolog alarmuje, że cała sprawia prowokuje pytania o bezpieczeństwo informatyczne państwowych instytucji. - Jeśli PKW odpowiadająca za jedną z najbardziej strategicznych operacji informatycznych w państwie, jaką są wybory była w stanie wpaść na idiotyczny pomysł, żeby taki system zamówić za marne 500 tys. i dać trzy miesiące na jego realizację, to istnieje podejrzenie, że ta sama mentalność urzędnicza i prawo zamówień publicznych mogły skutkować podobnymi przetargami w innych instytucjach - uważa.
Dla uwiarygodnienia bezpieczeństwa teleinformatycznego państwa należałoby przeprowadzić audyt wszystkich infrastruktur tego typu. - Myślę, że NIK będzie takie wnioski formułował - przewiduje. Jak ujawnił prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski, firma Nabino, która dostarczyła PKW system do podliczania wyników głosowania, uczestniczyła w przeszłości w przetargu na obsługę strony internetowej Najwyższej Izby Kontroli. NIK jednak ofertę odrzuciła. - Oceniliśmy, że oferta nie spełnia oczekiwań jakościowych - mówił w programie "Wstajesz i wiesz" Kwiatkowski. - To także jest argument, który potwierdza, że PKW popełniła błąd - ocenia dr Sokała.
Jak to możliwe, że PKW zdarzyła się taka wpadka? - To problem, który występuje niemal w każdym urzędzie, trochę pokoleniowy, trochę mentalnościowy, do tego reżim taniego państwa i oszczędzania. Nie zdziwiłbym się, gdyby kontrola NIK wykazała, że ktoś dostał nagrodę za to, że tak tanio kupił system informatyczny - ironizuje. Jednocześnie politolog dodaje, że budżet PKW, przyznawany jej przez sejm mógł być za mały. Sposób wykorzystania tych skromnych środków też budzi jednak wątpliwości, bo jak twierdzą informatycy, specyfikacja została źle napisana. Zdaniem politologa zawiniła cała klasa polityczna. - Ktoś tak stworzył ten system PKW i taką kulturę zamówień publicznych. To obciąża każdą z partii - konkluduje.
PKW od niedzieli, kiedy zakończyło się głosowanie w wyborach samorządowych, boryka się z problemami z funkcjonowaniem systemu informatycznego. To powoduje opóźnienia w sumowaniu głosów i utrudnia ustalenie wyników wyborów.
Do tej pory PKW podała niemal pełne wyniki wyborów na wójtów, burmistrzów, prezydentów oraz cząstkowe nieoficjalne wyniki głosowania ustalone na podstawie informacji o wynikach ze 108 770 protokołów z ogólnej liczby 123 359 protokołów głosowania. Wciąż jednak brakuje pełnych wyników niedzielnych wyborów samorządowych; najdłużej trwa ustalanie wyników wyborów do sejmików wojewódzkich. System informatyczny nie działa, jest problem z wygenerowaniem protokołów, mimo wprowadzenia danych, komisje powiatowe liczą więc wyniki ręcznie.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska