Trwa ładowanie...

Dr Paweł Kukiz-Szczuciński dla WP: pomaganie uchodźcom, tam gdzie tego potrzebują, jest najlepszym rozwiązaniem

- Świat zachodni powinien w większym stopniu angażować się w pomoc biedniejszym rejonom. Mówię o działaniach w miejscach, gdzie rozgrywają się ludzkie dramaty, a nie o pozorowaniu pomocy poprzez umieszczanie uchodźców w europejskich gettach. To nie dość, że nie rozwiązuje problemu, to jeszcze generuje kolejne. Dlatego przeznaczanie funduszy na pomoc, tam gdzie jest ona najbardziej potrzebna, jest najlepszym rozwiązaniem - mówi w rozmowie z WP dr Paweł Kukiz-Szczuciński, doradca w klubie poselskim Kukiz'15, lekarz oraz działacz NGO.

Dr Paweł Kukiz-Szczuciński dla WP: pomaganie uchodźcom, tam gdzie tego potrzebują, jest najlepszym rozwiązaniemŹródło: Paweł Kukiz Szczuciński
d37cyda
d37cyda

WP: Niedawno wrócił pan z Iraku. Jak pan tam trafił?

Dr Paweł Kukiz-Szczuciński: Współpracuję z Polskim Centrum Pomocy Międzynarodowej, które jest organizacją pozarządową. Celem naszego wyjazdu była pomoc medyczna uchodźcom, którzy z powodu konfliktu byli zmuszeniu opuścić swoje domy. Wcześniej, jako lekarz pediatra, pomagałem już na granicy syryjsko-libańskiej. Tym razem z grupą ratunkową PCPM, w której skład wchodzą ratownicy, lekarze oraz pracownicy pozamedyczni, wyjechaliśmy z misją do Iraku. Pracowaliśmy w kurdyjskiej części tego państwa, które ma swoją autonomię.

WP: Znajdowaliście się w obszarze walk z Państwem Islamskim?

- Byliśmy w okolicach Mosulu, czyli miasta które jest kontrolowane przez Państwo Islamskie. Nie byliśmy w rejonie walk, ale w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Do szpitala, w którym pracowaliśmy, trafiali zarówno uchodźcy, jak i ranni z frontu. Z powodu konfliktu i kłopotów finansowych Iraku system opieki medycznej jest tam bardzo przeciążony. Większość karetek zostało oddelegowanych z miasta do obsługi strefy frontowej, przez co zwykli ludzie muszą dowozić swoich bliskich do szpitali we własnym zakresie.

d37cyda

WP: Ma pan dwie specjalizacje. Do Iraku jechał pan jako psychiatra czy pediatra?

- Jako pediatra i muszę przyznać, że na brak pracy nie mogłem narzekać. Do szpitala dziecięcego w ciągu doby trafiało na konsultacje ok. 1200 dzieci, którymi musiało się zająć zaledwie 5 lekarzy. My pracowaliśmy głownie w szpitalu Emergency w Ebrilu. Oprócz ciężkich warunków i braku leków, musieliśmy walczyć również z czasem. Jako że jestem psychiatrą, widziałem tam również wiele chorób o podłożu psychicznym, w których jeżeli tylko byłem w stanie, to starałem się pomóc. Pracowaliśmy pod dużą presją, ale jednocześnie czuliśmy przychylne nastawienie ze strony wszystkich. To było dla nas bardzo ważne.

WP: W jednym ze swoich wpisów nazwał pan grupę ratunkową PCPM "medycznym GROM-em". Skąd to porównanie?

- W skład grupy PCPM wchodzą ratownicy szkoleni do pracy w najtrudniejszych warunkach. Oni przeszli szczegółową selekcję i sprawdzili się podczas kryzysowych sytuacji. Stąd to podobieństwo do GROM, choć oczywiście jest to inny rodzaj pracy i misji. Polscy ratownicy należą jednak do ścisłej światowej czołówki i są bardzo cenieni.

d37cyda

WP: Wojciech Wilk, prezes PCPM wyliczył, że środki potrzebne na przyjęcie 7 tysięcy uchodźców w Polsce wystarczyłyby, by przez ten sam okres zapewnić kompleksową pomoc humanitarną dla 35 tysięcy uchodźców w Libanie. Te liczby dają do myślenia...

- Zacznijmy od tego, że dystrybucja dóbr na świecie jest skrajnie niesprawiedliwa. Na Zachodzie wydajemy olbrzymie pieniądze na leczenie stanów podostrych, podczas gdy żałujemy dolara, by uratować życie dziecku w kraju rozwijającym się. Świat zachodni powinien w większym stopniu angażować się w pomoc biedniejszym rejonom. Mówię o działaniach w miejscach, gdzie rozgrywają się ludzkie dramaty, a nie o pozorowaniu pomocy poprzez umieszczanie uchodźców w europejskich gettach. To nie dość, że nie rozwiązuje problemu, to jeszcze generuje kolejne. Dlatego przeznaczanie funduszy na pomoc, tam gdzie jest ona najbardziej potrzebna, jest najlepszym rozwiązaniem.

(fot. Paweł Kukiz Szczuciński)
Źródło: (fot. Paweł Kukiz Szczuciński)

WP: Polski rząd wydaje się podzielać pańską opinię i zapowiedział, że zamierza przeznaczyć pieniądze na pomoc Syryjczykom, którzy opuścili swoje domy. Do tej pory nie podano jednak szczegółów, na czym ta pomoc miałaby polegać, przez co jesteśmy jednym z dziewięciu krajów wpisanych na tzw. listę wstydu (List of shame).

d37cyda

- Nie chcę oceniać postawy polskiego rządu. W ogólnopolskiej debacie na temat przyjęcia uchodźców nie widzę natomiast poważnej analizy i refleksji w tej materii. W Polsce mamy narzędzia w postaci świetnie zorganizowanych i przeszkolonych organizacji pozarządowych, które mogłyby pomóc, ale na razie nie widzę chęci i woli rządzących, by z nich korzystać. One powinny być trzonem i podstawą dla działań, które zamierza podjąć polski rząd.

WP: W kwestii uchodźców polski rząd zapowiedział już, że chce przyjmować 100 osób na 3 miesiące. Umożliwi to ich lepszą weryfikację. Wspomniał pan, że jest zwolennikiem pomocy na miejscu. Czy oznacza to, że w pana opinii nie powinniśmy przyjmować uchodźców w naszym kraju?

- Nie. Jestem przede wszystkim zwolennikiem przemyślanych działań. Uważam, że w tej kwestii powinniśmy mieć strategię i postępować rozważnie. Nie powinniśmy się na tych ludzi zamykać, ale również bezrefleksyjnie otwierać drzwi. I nie mam tu na myśli tylko zagrożenia terrorystycznego. Mówię przede wszystkim o losie uchodźców, których zamierzamy przyjąć. Przecież oni nie mogą trafić do gett, w których staną się ludźmi 4 czy 5 kategorii. Im trzeba stworzyć godne warunki do życia. Robienie czegoś na pokaz nie ma sensu i może stworzyć zagrożenie nie tylko dla nas, ale i dla nich.

d37cyda

WP: Jest pan jednym z głównych doradców i współpracowników Pawła Kukiza, który chciałby przeprowadzić referendum ws. przyjęcia uchodźców. Popiera pan ten pomysł?

- Przyznam szczerze, że w tej kwestii nie mam zbyt dużej wiedzy, gdyż te propozycje padły, gdy byłem akurat za granicą. Ruch Kukiz'15 jest jednak za wprowadzeniem dni referendalnych, w których pytano by Polaków o różne kwestie. Przyjęcie uchodźców mogłoby być jedną z nich. Główny ciężar w dyskusji, którą staramy się prowadzić, jest położony nie na to czy przyjmować tych ludzi, a czy to inni, mam tu na myśli państwa UE, mają za nas o tym decydować. To jest główny problem.

WP: Myśli pan jednak, że poddanie tej kwestii pod rozwagę Polaków w momencie, gdy brak jest merytorycznej rozmowy na ten temat, a nastroje są sztucznie podsycane i wykorzystywane do walki politycznej, jest najlepszym pomysłem?

d37cyda

- Myślę, że warto pytać Polaków o takie kwestie, nawet jeżeli oznaczałoby to naukę postawy obywatelskiej na błędach. Jeżeli w ten sposób poznamy jakąś trudną prawdę o nas samych, to myślę, że mimo wszystko warto to zrobić.

WP: A namawiał pan może Pawła Kukiza, by pojechał do obozu dla uchodźców i zobaczył, jak ci ludzie tam żyją?

- Paweł Kukiz jest bardzo zajętym człowiekiem, a do tego, z czego doskonale zadaje sobie pan sprawę, mamy obecnie bardzo gorący okres polityczny. Dlatego ja jestem osobą, która przekazuje mu najważniejsze informacje i swoje opinie na ten temat. Dzięki temu ma on szerszy obraz problemu, a także wiedzę z pierwszej ręki. Paweł należy do ludzi, którzy nie boją się podróżować w trudne miejsca. Nie unika ich. Myślę, że gdyby pojawiła się taka możliwość i czas by mu na to pozwolił, to z pewnością nie trzeba by było go namawiać do takiego wyjazdu.

d37cyda

WP: Specjalnie pytam o to referendum, gdyż ze strony .Nowoczesnej dało się usłyszeć głosy, że jest to przejaw ksenofobii czy nawet rasizmu w wydaniu waszej partii. Jak człowiek, który realnie pomaga uchodźcom, a jednocześnie wspiera ruch Kukiz'15, odbiera takie zarzuty?

- Nie słyszałem tych wypowiedzi, więc trudno mi się do nich odnosić i nie będę ich komentował. Ruch Kukiz'15 szczyci się tym, że istnieje u nas pluralizm światopoglądowy. Mogę powiedzieć jednak jasno, że nie ma on absolutnie nic wspólnego z rasizmem czy ksenofobią. Ja jako osoba, która jeździ z pomocą do Iraku, Libanu, Syrii oraz współpracuje blisko z fundacją Jeevodaya, zajmującą się pomaganiem trędowatym w Indiach, zapewniam, że nigdy nie wspierałbym ruchu o takich poglądach.

WP: Tuż przed wyborami w kontekście pańskiej osoby pojawiło się sporo owianych aurą tajemniczości plotek. Niektóre z nich mówiły, że jest pan szarą eminencją ruchu Kukiz'15 i pociąga w nim za sznurki.

- Rzeczywiście w pewnym momencie pojawiły się opinie, że Paweł Kukiz jest marionetką w rękach Dariusza Pitasia oraz moich. Nie ma w nich jednak nawet ziarnka prawdy. Każdy, kto choć trochę zna Pawła, ten wie, że nie jest to osoba, która dałaby sobą sterować. On jest w pełni niezależny. Lubi natomiast poradzić się w pewnych kwestiach innych ludzi i zasięgnąć ich opinii. Nie ma to jednak nic wspólnego z absurdalnym twierdzeniem, że jest podległy komukolwiek. Nie wiem, skąd mogły się wziąć tak niedorzeczne twierdzenia.

(fot. newspix.pl)
Źródło: (fot. newspix.pl)

WP: Może z czasów, gdy pomagał pan formować listy ruchu Kukiz'15 do wyborów parlamentarnych?

- Do rozmów z kandydatami zostałem zaproszony jako zewnętrzny ekspert, który miał pomóc w ich weryfikacji. Mogłem pomóc dzięki mojemu doświadczeniu zdobytemu w pracy biegłego sądowego. To było szalenie trudne zadanie, gdyż na przestrzeni 4 miesięcy musieliśmy wybrać tysiąc osób, które znajdą się na naszych listach wyborczych do parlamentu. Prowadzona przez nas selekcja spowodowała, że o naszej pracy zaczęły krążyć legendy. Jeżeli mam być szczery, to wcale mnie to nie dziwi, gdyż był to jedyny przypadek w historii Polski, że przeprowadzono casting na posła. Paweł mógł wybrać kandydatów ze swoich znajomych, jednak zdecydował, że chce mieć ludzi, którzy będą znali i reprezentowali poszczególne regiony. Teraz, patrząc po efektach, widać, że była to słuszna decyzja, a my wykonaliśmy kawał dobrej roboty.

WP: Nie korciło pana, żeby jeszcze mocniej wejść w politykę?

- Ja nie jestem politykiem, co najwyżej doradcą politycznym. Nie mam też chyba predyspozycji, by zostać politykiem. Miałem propozycję żeby wystartować z list w województwie świętokrzyskim, gdzie byłbym numerem 1, ale z niej nie skorzystałem. Jestem przede wszystkim lekarzem. To jest moja pasja i całe moje życie.

WP: Imię i pierwszy człon nazwiska na liście mógłby przynieść panu sporo głosów...

- To był kolejny z powodów, dla których nie startowałem w wyborach. Nie chciałem, by o mojej roli społecznej decydowała zbieżność nazwiska z liderem ruchu Kukiz'15. Gdybym zdecydował się w tym czasie na wejście w politykę, to byłoby to wysoce niestosowne również z tego względu, że pomagałem w przeprowadzaniu selekcji kandydatów na nasze listy.

WP: Jest pan doradcą czołowych polityków ruchu Kukiz'15. Nie obawia się pan brudnej gry i nieczystych chwytów, które są częścią polityki? Już przed wyborami pojawiały się tytuły typu: "psychiatra pomaga Kukizowi".

- Były obawy. Spotykałem się nawet z pogróżkami podczas formowania wspomnianych już list. Przychodziły do mnie anonimowe listy, w których "radzono" mi mniej wnikliwą selekcję. Liczyłem się z tym i uznałem, że jest to na tyle ciekawy i niepowtarzalny projekt, że jednak warto podjąć się tego wyzwania.

WP: Mówi pan, że nie zdecydował się startować w wyborach. Czy oznacza to, że w przyszłości również nie zobaczymy pana na listach wyborczych?

- W tym momencie sobie tego nie wyobrażam. Praca, którą wykonuję, sprawia mi dużą satysfakcję. Polityka nie jest w stanie dać mi tego, co daje mi bycie lekarzem. Trudno jest mi jednak przesądzać, co będzie za kilka lub kilkanaście lat. Dlatego nie chcę składać żadnych deklaracji.

WP: Na zakończenie chciałem spytać o pewną ciekawostkę z pańskiego życiorysu. W przeszłości blisko współpracował pan z kardynałem Stanisławem Dziwiszem. Jak do tego doszło i jak wspomina pan ten okres?

- Wraz z Piotrem Adamczykiem byliśmy inicjatorami powstania w Krakowie Centrum Jana Pawła II "Nie lękajcie się". Podczas tej pracy poznałem kardynała Stanisława Dziwisza i blisko współpracowaliśmy. Ten czas, to była przygoda mojego życia. Poznałem tam bardzo ciekawych ludzi, w tym m.in. wokalistę U2 Bono. Mogę powiedzieć, że kardynał Dziwisz to potężna figura i nietuzinkowa postać, także pod względem wpływów międzynarodowych. To jest człowiek niezwykle charyzmatyczny i szanowany na świecie, który np. w każdej chwili, bez żadnych problemów, może zadzwonić do prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nie wiem, czy któryś z polskich polityków może liczyć na podobne względy.

d37cyda
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d37cyda
Więcej tematów