Dr Jacek Zaleśny: debata nie leży w interesie Kaczyńskiego
Zdaniem dr. Jacka Zaleśnego, z którym rozmawiała Wirtualna Polska, udział w debacie z Donaldem Tuskiem nie leży w interesie Jarosława Kaczyńskiego. - Nie jest mu to do niczego potrzebne: znajduje się na fali wznoszącej, jego partia od wielu miesięcy jest liderem sondaży, podczas gdy polityka rządowa jest coraz bardziej krytykowana i dysfunkcjonalna. Na takiej debacie mógłby tylko stracić - mówi politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
17.02.2014 | aktual.: 18.02.2014 09:44
Z propozycją debaty wyszedł premier Donald Tusk po sobotnim kongresie PiS, na którym partia Jarosława Kaczyńskiego zaprezentowała nowy program. W opinii politologa premier zaproponował rozwiązanie, które tylko jemu jest na rękę. - Wykorzystując przewagę wynikającą z piastowanej funkcji i związanym z nią dostępem do licznych, konkretnych danych, chciałby podczas takiego starcia uzyskać wrażenie, że lider opozycji jest oderwany od rzeczywistości, o wielu sprawach ma zielone pojęcie, obnażyć jego indolencję i brak znajomości poszczególnych danych faktograficznych - tłumaczy.
Odpowiadając na propozycję premiera, Jarosław Kaczyński zaproponował debatę o służbie zdrowia z udziałem ekspertów. Wyznaczył jej termin na 3 marca. Zdaniem dr. Zaleśnego to dobre posunięcie. - Po sobotniej konwencji i zaprezentowaniu nowego, społecznie zauważalnego i analizowanego medialnie programu, partia pokazuje, że ma nowe pomysły i zespoły analityczne, jest za debatą otwartą, na którą zaprasza premiera, żeby pokazał, jak na tym tle prezentują się jego koncepcje - mówi.
Czy Tusk przyjmie zaproszenie? Zdaniem dr. Zaleśnego jest to mało prawdopodobne. - Dla premiera byłoby to zbyt duże ryzyko. Zostałby skonfrontowany z kilkoma bądź kilkunastoma ekspertami w wąskich, specjalistycznych dziedzinach, znającymi dane, które nie sposób, aby były znane premierowi. Mogliby go zaskoczyć. Donald Tusk mógłby znaleźć się w pozycji ucznia odpytywanego przez specjalistów na przykład na okoliczność specyfiki leczenia onkologicznego - stwierdza rozmówca WP.PL.
Zdaniem dr. Jarosława Flisa szanse na to, że dojdzie do debaty Tusk-Kaczyński są niewielkie. Socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego uważa, że choć dla premiera starcie z prezesem PiS nie byłoby szczególnym problemem, to korzystniejsze byłoby doprowadzenie do sytuacji, w której prezes PiS nie zgadza się na debatę jeden na jeden. - Tusk chce powtórki scenariusza z 2011 r., kiedy Kaczyński odmówił wzięcia udziału w debacie i przegrał - mówi.
Jak ocenia rozmówca Wirtualnej Polski, prezes PiS do tego pomysłu jest nastawiony negatywnie. Także postawa Donalda Tuska nie zachęca go do podjęcia rękawicy. Mimo że to premier był inicjatorem debaty, również dla niego wygodniej jest nie debatować. - Łatwiej byłoby mu wygrywać bez debaty niż z debatą, taka sytuacja byłaby dla niego bardziej komfortowa - ocenia socjolog.
- Tusk tak próbuje ustawić PiS, by zmusić tę partię do zastosowania strategii "opozycji nadzwyczajnej", która nie mówi o zwykłych sprawach Polaków, ale toczy walkę w sytuacji skrajnego zagrożenia, piętnuje tylko grzechy śmiertelne władzy a nie te pospolite. Taka retoryka mobilizuje elektorat PiS, ale jeszcze bardziej mobilizuje wyborców przeciwko PiS, zamyka tej partii drogę do wyborców umiarkowanych, którzy nie postrzegają sporu PO-PiS jako fundamentalnego - komentuje.
Czy Kaczyński słusznie obawia się, że jeżeli przyjmie zaproszenie, powtórzy się sytuacja z 2007 r.? Po tamtej debacie pojawiły się komentarze, że Platforma Obywatelska nie trzymała się zasad gry - zwolennicy PO zgromadzeni w studio mieli wyśmiewać niektóre wypowiedzi prezesa PiS. - Tego nie da się powtórzyć. W 2010 r. odbyła się debata Jarosława Kaczyńskiego z Bronisławem Komorowskim i nic takiego się nie zdarzyło. Zresztą trudno mówić o dziewiczej czystości PiS, skoro w 2007 r. to Jarosław Kaczyński zorganizował debatę z Aleksandrem Kwaśniewskim, po to by zlekceważyć i wypchnąć z debaty Tuska. Wtedy ten plan się nie powiódł - mówi.
Zdaniem Flisa debata Donalda Tuska z Jarosławem Kaczyńskim powinna się odbyć, ale przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi. - Teraz jest na to za wcześnie, chyba, że będzie to debatowanie w kontekście wyborów europejskich. To miałoby sens, bo wybory już w maju - stwierdza ekspert. Jak mówi, wybory europejskie wszędzie są traktowane jako próba generalna przed wyborami krajowymi. W Polsce kampania również jest tak prowadzona, jakby chodziło o rządzenie w Polsce. - Nic więc dziwnego w tym, że partie będą głównie akcentować te sprawy, które są ważne w kraju - mówi.
Tego samego zdania jest dr Zaleśny. - Debaty z obszaru polityki europejskiej dla obywateli nie są specjalnie ciekawe, zawsze bardziej interesują ich sprawy krajowe. Dlatego każda partia, żeby jej kampania była skuteczna, musi eksponować to, co zajmuje jej wyborców: kwestię problemów z dostępem do służby zdrowia, degradacji infrastruktury społecznej na prowincji, fiskalizmu czy bizantyjskiej administracji etc. - wymienia ekspert.
Czy PiS wytrwa w nowej strategii?
Dr Jarosław Flis pozytywnie ocenia przesunięcie akcentów w nowym programie PiS na sprawy gospodarcze. - Pytanie tylko, czy PiS długo wytrwa w tej strategii. Podejmowano ją już wielokrotnie i za każdym razem w decydującym momencie na pierwszy plan wysuwały się kwestie smoleńskie i Antoni Macierewicz. Teraz też się tak może skończyć - przewiduje rozmówca WP.PL. Zdaniem eksperta w PiS brakuje osoby, która mogłaby być twarzą nowej polityki. To podstawowy problem tego ugrupowania. - Gdyby Jarosława Kaczyńskiego obudzić w środku nocy, na pewno nie mówiłby o gospodarce i ciężkiej doli obywateli, bo nie żyje tymi kwestiami na co dzień, to nie są jego największe zmartwienia. Choć może tym razem głęboko te sprawy przemyślał i będzie konsekwentny, nie da się tego wykluczyć, ale racjonalniej byłoby znaleźć kogoś, kto występowałby z nim w duecie i firmował tę problematykę - podsumowuje dr Flis.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska