Rosja straciła "Moskwę". Admirał dawał osobistą gwarancję na krążownik
Dowódca Floty Czarnomorskiej admirał Igor Osipow poinformował w lutym, że osobiście przetestował zdolność krążownika "Moskwa" do odparcia uderzeń rakietowych. Jak poinformowało rosyjskie ministerstwo obrony, okręt poszedł wczoraj na dno. Ukraińcy twierdzą, że trafili "Moskwę" rakietami Neptun. Teraz nad Dnieprem kpią z niedawnych zapewnień admirała.
Odpowiednie materiały z oświadczeniem dowódcy Floty Czarnomorskiej miały pojawić się w rosyjskich mediach 18 lutego bieżącego roku - podał ukraiński serwis censor.net. Rosyjski admirał zapewniał wtedy, że symulowany atak rakietowy został odparty przez systemy antyrakietowe okrętu.
Tydzień później - 24 lutego siły Moskwy napadły na Ukrainę.
Pierwsze doniesienia o trafieniu rakietami krążownika pojawiły się w nocy ze środy na czwartek. Ukraińcy twierdzili, że okręt został trafiony rakietami typu Neptun, które miały spowodować poważne zniszczenia i pożar. Rosyjskie ministerstwo przyznało, że na "Moskwie" doszło do pożaru i eksplozji amunicji.
"Moskwa" na dnie
Kreml informował w trakcie dnia, że sytuacja jest "opanowana", a okręt zmierza do portu na remont. Rosjanie przyznali jednak wieczorem, że krążownik poszedł na dno.
"Krążownik rakietowy 'Moskwa' zatonął podczas holowania do punktu przeznaczenia w warunkach sztormu z powodu uszkodzenia kadłuba, do którego doszło z powodu pożaru wywołanego detonacją amunicji" - poinformowała rosyjska agencja państwowa TASS.
W piątek do utraty okrętu odniósł się mer Sewastopola, w którym "Moskwa" stacjonowała. Michaił Razwożejew nazwał krążownik "symbolem miasta". Zauważył przy tym, że wszyscy mieszkańcy miasta "cierpią dzisiaj" z powodu zatonięcia okrętu. Razwozbajew powiedział również, że jest dumny z Floty Czarnomorskiej, jej dowódcy Igora Osipowa, wszystkich marynarzy i wojskowych.