PolskaDoradca prezydenta wspomina zamach w biurze PiS. "Byłem o krok od śmierci"

Doradca prezydenta wspomina zamach w biurze PiS. "Byłem o krok od śmierci"

Mariusz Rusiecki był w łódzkim biurze PiS, gdy 8 lat temu uzbrojony napastnik zabił działacza Marka Rosiaka i ciężko ranił kolejnego członka partii. Jak podkreśla doradca prezydenta Andrzeja Dudy, zamach był dokładnie zaplanowany, a mężczyzna, który wtargnął do siedziby PiS był świadomy swoich czynów.

Doradca prezydenta wspomina zamach w biurze PiS. "Byłem o krok od śmierci"
Źródło zdjęć: © prezydent.pl

Jak relacjonuje Rusiecki, w dniu zamachu w łódzkim biurze PiS było pięć osób: on, Marek Rosiak, Paweł Kowalski, Sebastian Bulak i Marcin Mastalerek. Morderca pojawił się w budynku po godzinie 11. Został wpuszczony po rozmowie przez wideodomofon. Jak się później okazało, miał przy sobie paralizator, pistolet, trzy magazynki nabojów i myśliwski nóż. - To nie był wariat, działał z planem, a nie w emocjach. On przyszedł nas wszystkich pozabijać - relacjonuje polityk.

Jak twierdzi Rusiecki, jego oraz Marcina Mastalerka i Sebastiana Bulaka uratowały zamknięte drzwi do pokoju, które oprawca minął jako pierwsze po wejściu do budynku.

- Może pomyślał, że skoro pokój jest zamknięty, to nikogo tam nie ma? (...) Nagle usłyszeliśmy huk wystrzałów. Dopiero po chwili dotarło do nas, że strzały padły w naszym biurze! Sebastian wyleciał pędem na ulicę i na szczęście wpadł na strażników miejskich. My z Marcinem zamknęliśmy się w pokoju od środka i rzuciliśmy się na ziemię - opowiada.

Mastalerek i Rusiecki ujrzeli bandytę dopiero po przybyciu policji. - Był już obezwładniony. Krzyczał, że chciał zabić prezesa Kaczyńskiego, ale miał za krótką czy za małą broń. (...) Ale to nie był szaleniec, tylko zimny morderca. Wszystko od początku do końca zaplanował - najpierw pojawiał się na Nowogrodzkiej, ale tam była za mocna ochrona - powiedział.

Rusiecki twierdzi, że postrzelonego Marka Rosiaka próbowała reanimować jedna z działaczek, z zawodu lekarka, która w międzyczasie wróciła do biura. Mimo jej starań, mężczyzna zmarł na miejscu. Więcej szczęścia miał Paweł Kowalski, który został raniony nożem. - Gdy mordercy zacięła się broń, wyjął paralizator i nóż myśliwski. (...) Podciął gardło Pawłowi. Strażnik miejski uratował go, chwytając obiema rękoma za szyję, żeby zatrzymać krwotok do przyjazdu karetki - wspomina.

Sprawcą zamachu okazał się były działacz PO Ryszard Cyba. Jego obrońcy domagali się, by sąd uznał go za niepoczytalnego, jednak ostatecznie mężczyzna został skazany na dożywocie.

Źródło: "Fakt"

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (169)