Donosiciel István Szabó
Dotąd uznawany był na Węgrzech i za granicą za niepodważalny autorytet moralny, proponowano go nawet na prezydenta kraju. Teraz okazało się, że jako student donosił na kolegów. W historii wielkiego reżysera jak w lustrze odbijają się węgierskie kłopoty z mało chwalebnymi kartami z lat 1956–1989 - pisze János Tischler w "Tygodniku Powszechnym".
Kilkanaście dni temu zaszokowani Węgrzy dowiedzieli się, że pod pseudonimem "Endre Képesi" jako donosiciel węgierskiej bezpieki krył się István Szabó – znany na całym świecie, współcześnie bodaj najznakomitszy reprezentant kultury węgierskiej.
Szabó, jedyny jak dotąd węgierski laureat Oscara, został zwerbowany przez komunistyczną służbę bezpieczeństwa jako dziewiętnastolatek w 1957 r. Działalność agenturalną kontynuował do 1961 r., składając w tym czasie co najmniej 48 raportów. W 1963 r. skreślono go z listy donosicieli (dlaczego, nie wiadomo).
Donosił głównie na kolegów z Wyższej Szkoły Teatralno-Filmowej. Zazwyczaj raportował o sprawach mało istotnych. Ale pisał także takie donosy, które – gdyby los zrządził (czytaj: gdyby chciała bezpieka) – mogły zaszkodzić tym, o których była mowa. Zresztą z punktu widzenia bezpieki nie było wówczas podziału na informacje, które mogły komuś zaszkodzić lub nie (patrząc z obecnej perspektywy); każda, nawet błaha informacja, odpowiednio wykorzystana "operacyjnie", mogła okazać się w jakimś momencie przydatna np. do złamania człowieka, opisanego w raporcie donosiciela w sposób, wydawałoby się, nieszkodliwy.
Szabó najpierw oświadczył, że "jest wdzięczny losowi", a nawet jest "dumny z tej historii". Swą działalność donosicielską nazwał "najbardziej odważnym, śmiałym czynem" swego życia. Następnego dnia wycofał się z tych deklaracji. Przedstawioną pierwotnie historię w kilku miejscach zmienił. W końcu wyznał, że "chciał chronić samego siebie", gdyż został zaszantażowany: bezpieka miała mu grozić usunięciem ze studiów, jeśli odmówi współpracy.
Niektórzy konfrontują te wypowiedzi z wywiadem, jakiego Szabó udzielił w 1993 r. Mówił w nim, że "największym grzechem społeczeństwa jest zaprzeczanie i zakłamywanie swej przeszłości".
Szabó mógł dać przykład; pociągnąć za sobą innych. Zwłaszcza on, reżyser wyróżniony Oscarem, którego filmy pozostaną artystycznymi perełkami mimo przeszłości ich twórcy (choć pewnie na niektóre z nich widzowie będą teraz patrzeć trochę inaczej).
Wobec Istvána Szabó – i nie tylko wobec niego – wolno skierować zasadnicze pytanie: dlaczego czekał, aż zostanie zdemaskowany? Dlaczego zaraz po 1990 r. nie opowiedział o swej przeszłości sam, z własnej woli? - pyta publicysta "TP".