PolitykaDonald Trump swoim antyimigracyjnym dekretem otworzył puszkę Pandory

Donald Trump swoim antyimigracyjnym dekretem otworzył puszkę Pandory

Antyimigracyjny dekret, który odbiera możliwość przybycia do Stanów Zjednoczonych obywatelom siedmiu krajów muzułmańskich, Donald Trump podpisał w piątek. W wyniku wprowadzonego prawa na amerykańskich lotniskach doszło do zatrzymań obywateli wskazanych w dokumencie krajów - grozi im deportacja. Nowojorski sąd podważył zasadność takich działań. Na Donalda Trumpa spadła fala krytyki, zarówno ze strony jego przeciwników w kraju, jak i zagranicznych polityków. Decyzję prezydenta USA negatywnie oceniają też eksperci prawa. Na ulicach amerykańskich miast doszło do licznych manifestacji.

Donald Trump swoim antyimigracyjnym dekretem otworzył puszkę Pandory
Źródło zdjęć: © EPA/PAP | JIM LO SCALZO

Antyimigracyjny dekret Trumpa

Podpisując w piątek prezydencki dekret Trump zrealizował swoją wyborczą obietnicę o zakazie wstępu dla muzułmanów. Według pierwotnych planów zakaz miał dotyczyć wszystkich mieszkańców krajów muzułmańskich, jednak ze względu na oczywistą niekonstytucjonalny takiego rozwiązania prezydent USA zawęził do siedmiu krajów mających stanowić największe zagrożenie terrorystyczne.

Dokument zakazuje przyjmowania przez cztery miesiące wszystkich uchodźców. W przypadku Syryjczyków zakaz jest bezterminowy. Jednocześnie amerykański prezydent wstrzymał na 90 dni wpuszczanie na terytorium USA posiadaczy wiz i kart stałego pobytu z Iranu, Iraku, Libii, Somalii, Sudanu, Syrii i Jemenu.

Prezydent Donald Trump zapewnił w niedzielę, że USA zaczną wydawać wizy obywatelom wszystkich krajów w ciągu najbliższych 90 dni, po tym jak wprowadzone zostaną posunięcia zapewniające bezpieczeństwo Stanom Zjednoczonym. Dodał, że jego dekret nie jest wymierzony przeciwko muzułmanom.

- Żeby było jasne, to nie jest zakaz wymierzony w muzułmanów, jak fałszywie donoszą media - powiedział Trump. - Tu nie chodzi o religię, chodzi o terroryzm i zapewnienie naszemu krajowi bezpieczeństwa. Jest ponad 40 różnych krajów na świecie, w większości muzułmańskich, których nie dotknął ten dekret - dodał.

- Zaczniemy ponownie wydawać wizy (obywatelom) wszystkich krajów po tym jak będziemy pewni, że przejrzeliśmy i wprowadziliśmy w życie w ciągu najbliższych 90 dni najskuteczniejsze środki bezpieczeństwa - powiedział prezydent.

Prezydent USA zwrócił uwagę też uwagę w wydanym oświadczeniu, że w 2011 roku prezydent Barack Obama również zawiesił na pół roku wpuszczanie do Stanów Zjednoczonych mieszkańców Iraku, w tym uchodźców. Przypomniał też, że siedem krajów, których dotyczą obecne restrykcje, zostało zidentyfikowanych jako ośrodki terroryzmu przez poprzedni rząd.

Chaos na lotniskach

Decyzja wywołała ogromne kontrowersje, a także pierwsze konsekwencje. Na amerykańskich lotniskach zatrzymani zostali uchodźcy i migranci, którzy rozpoczęli lot jeszcze przed popisaniem dekretu i którzy - mimo posiadanych przez nich ważnych wiz i zielonych kart - nie zostali wpuszczeni na terytorium USA.

Na lotnisku Johna Kennedy'ego w Nowym Jorku, zatrzymano 12 uchodźców. Na lotnisku w Los Angeles zatrzymano Irankę, która przyleciała z Amsterdamu ze swoim rocznym synem- Amerykaninem. W lutym miała otrzymać amerykańskie obywatelstwo.

W sumie amerykańskie służby graniczne zatrzymały od stu do dwustu imigrantów i uchodźców, którzy byli w drodze do Stanów Zjednoczonych w momencie wejścia w życie czasowego zakazu przyjmowania uchodźców oraz obywateli siedmiu krajów muzułmańskich. Aresztowani mieli być odesłani do krajów pochodzenia.

Prezydencki dekret wywołał zamieszanie na lotniskach na całym świecie, gdzie służby celne i imigracyjne starały się poprawnie zinterpretować decyzję Trumpa. Na pokład samolotów nie mogli wejść obywatele napiętnowanych przez Trumpa krajów na lotnisku w Bejrucie czy Kairze.

Dekret niezgodny z prawem?

Sędzia federalny z Nowego Jorku wstrzymała wykonanie części rozporządzenia prezydenta Donalda Trumpa w sprawie uchodźców i zakazał odsyłania do kraju obcokrajowców zatrzymanych na lotniskach.

Sędzia Ann Donnelly z Sadu Federalnego na Brooklynie wstrzymała jednak deportacje uznając, że ich przeprowadzenie spowoduje nieodwracalne szkody. Donnelly nakazała też amerykańskim władzom przekazanie nazwisk wszystkich zatrzymanych obcokrajowców Amerykańskiej Unii Wolności Obywatelskich, która złożyła pozew w tej sprawie.

Prawnicy Unii wyrazili jednak obawy, że zatrzymani będą musieli pozostać w aresztach do czasu ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy.

Prawnicy reprezentujący uchodźców już zapowiedzieli złożenie odwołania do amerykańskich sądów, które mogą unieważnić decyzję Trumpa. Niektórzy eksperci twierdzą bowiem, że rozporządzenie jest nielegalne. Zdaniem Davida Biera, prawnika z konserwatywnego Instytutu Cato, wskazują na to sądowe precedensy oraz istniejące prawo, wprowadzone po poprzednich próbach takich rozwiązań.

Amerykański Związek Swobód Obywatelskich (ACLU) postanowił zareagować na wprowadzone ograniczenia i wniósł sprawę do sądu. Związek szacuje, że nawet 200 osób mogło zostać zatrzymanych na lotniskach. Sędzia Ann Donnelly orzekła, że osoby, które przyjechały do USA i mają ważne wizy dostaną pozwolenie na nadzwyczajny pobyt w kraju do czasu, aż ich sprawą zajmie się sąd.

Amerykanie wyszli na ulicę w obronie imigrantów

Na lotniskach w wielu miastach USA trwały w niedzielę protesty przeciw prezydenckiemu dekretowi. Ok. 3 tys. demonstrantów zgromadziło się w sobotę wieczorem (czasu miejscowego) na terenie międzynarodowego lotniska w Seattle, skandując hasła: "Bez nienawiści, bez strachu, imigranci są tu mile widziani" oraz "Wpuśćcie ich".

Ponad 2 tys. osób, w tym znana aktorka Cynthia Nixon, zebrały też na międzynarodowym lotnisku JFK pod Nowym Jorkiem. Władze portu lotniczego usiłowały zapanować nad sytuacją, wstrzymując ruch pociągów kursujących do lotniskowych terminali, ale decyzja ta została cofnięta przez gubernatora stanu Nowy Jork, Demokratę Andrew Cuomo, który argumentował, że obywatelom należy zagwarantować prawo do protestowania.

Liczące od kilkudziesięciu do ponad 100 uczestników protesty odbywały się też w pobliżu lotnisk w innych miastach, m.in. w Denver, Chicago San Diego czy Portland. W San Francisco kilkuset demonstrantów zablokowało drogę wyjazdową z tamtejszego portu lotniczego, a w Los Angeles ok. 300 osób zorganizowało czuwanie przy świecach i weszło na teren jednego z terminali; jeden z protestujących trzymał zdjęcie trzyletniego syryjskiego chłopca, który zatonął podczas przeprawy przez Morze Śródziemne; jego zdjęcie stało się jedną z ikon kryzysu uchodźczego na Bliskim Wschodzie.

W Dallas, w stanie Teksas, tłum początkowo kilkudziesięciu, a później kilkuset protestujących domagał się wypuszczenia na wolność osób zatrzymanych na lotnisku na mocy dekretu.

Świat apeluje do Trumpa

Sytuacja odbiła się szeroki echem wśród światowej opinii publicznej. Wielu liderów państw otwarcie skrytykowało postawę amerykańskiej administracji oraz samego prezydenta.

W niedzielę Ahmed Ali Abul Gheit - sekretarz generalny Ligi Arabskiej - oświadczył, że jest bardzo zaniepokojony pierwszymi przykładami zastosowania dekretu prezydenta Donalda Trumpa. Podobnie postąpiły władze Sudanu, których Ministerstwo Spraw Zagranicznych napiętnowało antyimigracyjny dekret oraz wcześniej ogłoszone amerykańskie sankcje gospodarcze. "Głęboko oburzona" jest także największa na świecie populacja muzułmanów, której znajduje się w Indonezji.

Natomiast Teheran postanowił odwzajemnić się Waszyngtonowi takim samym zakazem wjazdu dla obywateli USA. Z kolei Irak, Somalia, Syria i Libia oficjalnie nie ustosunkowały się do aktu prawny nowego prezydenta USA. Licząca się jako czynnik militarny koalicja sił paramilitarnych uczestniczącą w bitwie o Mosul przeciwko Państwu Islamskiemu zaapelowała do rządu, aby zakazał wjazdu do Iraku obywatelom amerykańskim.

Przywódcy W.Brytanii i Niemiec przyłączyli się w niedzielę do wielu innych sojuszników Stanów Zjednoczonych w krytyce dekretu antyimigracyjnego Donalda Trumpa. Premier Teresa May powiedziała, że "nie zgadza się" z tym aktem prawnym i zwraca rządowi USA uwagę na negatywne skutki, jakie będzie on miał dla Brytyjczyków o podwójnym obywatelstwie - poinformował rzecznik rządu w Londynie.

Rzecznik Angeli Merkel Steffen Seibert powiedział - Pani kanclerz jest przekonana, że nawet nieodzowna zdecydowana walka przeciwko terroryzmowi nie uzasadnia poddawania ludzi konkretnego pochodzenia lub określonej wiary uogólnionym podejrzeniom. I dodał, że Merkel poruszyła kwestię dekretu w trakcie sobotniej rozmowy telefonicznej i przypomniała Trumpowi o genewskiej konwencji w sprawie uchodźców z 1951 roku, która zobowiązywała jej sygnatariuszy do przyjmowania ludzi uciekających przed wojną.

Z kolei Kanadyjski minister ds. imigracji Ahmed Hussen oświadczył, że jego kraj zaoferuje tymczasowy pobyt osobom, którym odmówiono wjazdu do USA z Kanady. Hussen dodał, że nie wie ile osób mogłoby skorzystać z tej oferty, ale dotychczas tylko niewielkiej liczbie osób udających się samolotem do USA z terytorium Kanady odmówiono wstępu na pokład.

Zobacz także: Szefowie koncernów motoryzacyjnych spotkali się z Donaldem Trumpem

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (354)