Dobry kandydat ze złą kampanią i zły kandydat z kampanią dobrą [OPINIA]
Gdyby trzeba było w jednym zdaniu opisać dotychczasową rywalizację dwóch najważniejszych pretendentów do urzędu prezydenckiego, brzmiałoby ono właśnie tak, jak w tytule. Dobry kandydat, czyli Rafał Trzaskowski, ma fatalną kampanię, a fatalny kandydat, czyli Karol Nawrocki, ma dobrą kampanię.
Zacznijmy od pierwszej części tej opinii. Reprezentant Koalicji Obywatelskiej ma wszelkie przymioty, które przyszła głowa państwa winna posiadać – jest dobrze wykształcony, posługuje się biegle czterema językami, ma doświadczenie polityczne i urzędnicze (drugą kadencję jest włodarzem największego polskiego miasta, a w przeszłości był europosłem oraz konstytucyjnym ministrem). Tyle tylko, że jego kampania to ciąg błędów i potknięć. Oraz samozaprzeczeń.
Co do błędów i gaf, które stały się udziałem Trzaskowskiego. Można do nich zaliczyć niedawny "apel do słupka", podczas którego Trzaskowski oddawał cześć zamordowanemu Pawłowi Adamowiczowi w miejscu co najmniej niestosownym. Potknięciem było na pewno opublikowanie zdjęcia, na którym robi pompki – ironiczne w swym zamierzeniu i stosunkowo dowcipne, mogło być tak odebrane przez mieszkańców miasteczka Wilanów, ale nie przez wyborców z całej Polski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wniosek ws. Morawieckiego to nie koniec. Będzie ciąg dalszy
A samozaprzeczenia? Można odnieść wrażenie, że reprezentant KO mówi dziś rzeczy dokładnie sprzeczne z tym, co twierdził jeszcze kilka lat temu. To wywołuje efekt śmieszności. A o to właśnie chodzi sztabowcom PiS – chcą zrobić z Trzaskowskiego "drugiego Komorowskiego", czyli człowieka mema. Niestety dla wiceszefa PO – po części udaje się to właśnie z tego powodu, że z jego ust padają co rusz słowa i stwierdzenia, stojące w całkowitej opozycji do tego, co głosił, chociażby w poprzedniej kampanii prezydenckiej. Jest to motywowane słusznym zamysłem pójścia do środka, a nawet po wyborców prawicowych. Wykonanie budzi jednak sporo wątpliwości.
Choć trzeba przyznać, że coś się ostatnio w tej materii zmienia i ktoś w sztabie KO zaczął myśleć. Świadczyć o tym mogą pomysły ze zrobieniem filmiku z Zenkiem Martyniukiem oraz z uzależnieniem wypłacania 800+ dla Ukraińców pod warunkiem posiadania przez nich pracy. Obie te rzeczy mogą (a nawet muszą) budzić wątpliwości (pierwsza natury estetycznej, druga etycznej), ale dowodzą jakiegoś przebudzenia w otoczeniu politycznym Trzaskowskiego.
Nawrocki sztuczny i mało autentyczny
Zupełnie inaczej sprawa ma się w odniesieniu do Nawrockiego – nie ma on prawie żadnych kwalifikacji do tego, by być głową państwa. Polityki nie rozumie, nie ma w niej żadnego doświadczenia, ale jego kampania jest naprawdę niezła. On sam nadal jest sztuczny i mało autentyczny, ale prawie każde wydarzenie, w którym uczestniczy, poszerza jego bazę wyborczą. Nawet to skandaliczne na Jasnej Górze z udziałem kiboli skandujących "raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę!".
Bo sztabowcy PiS myślami są już w drugiej turze, w której kluczowe będą dwa elektoraty – Sławomira Mentzena i Szymona Hołowni. Zwłaszcza ten pierwszy jest ważny w strategii PiS, bo najłatwiej go pozyskać. I właśnie do niego skierowana jest większość aktywności medialnych Nawrockiego.
Oczywiście, w pierwszej kolejności Nawrocki zwraca się do zwolenników PiS – powtarzając hasła im bliskie, objeżdżając Polskę powiatową, odwiedzając powodzian itp. Ale Nawrocki coraz częściej adresuje swoje komunikaty do Konfederatów. Niczym innym, jak właśnie takim działaniem, była owa niesławna wizyta w częstochowskim sanktuarium i bratanie się z kibolami.
Podobnie dzieje się w ostatnim czasie w odniesieniu do obrony wolności słowa i walki z cenzurą Internetu, którą – rzekomo – szykuje rząd. To przecież wprost przymilanie się do tej części młodych sympatyków Mentzena, którzy zanurzeni są w wirtualnym świecie. Także deklaracje o nieprzyjmowaniu Ukrainy do NATO i Unii Europejskiej, dopóki nie pozwoli ona na ekshumacje ofiar Rzezi Wołyńskiej, są jawnym kokietowaniem wyborców Konfy – zarówno w swej antyukraińskości, jak i w podkreślaniu kwestii historycznych i nacjonalistycznych.
Kaczyński walczy o polityczne życie
Gdybym miał wskazać przyczyny tego, że dobry kandydat ma złą kampanię, a zły kandydat dobrą, odniósłbym się do trzech spraw.
Po pierwsze, chyba naprawdę w otoczeniu Rafała Trzaskowskiego panowało przekonanie, że "wystarczy być" i wybory same się wygrają. Wbrew zapewnieniom samego zainteresowanego i członków jego sztabu, w tym środowisku prawdopodobnie naprawdę panowało wyższościowe przekonanie, że bez wysiłku trzeba będzie tylko dojechać do dnia elekcji, a potem cieszyć się ze zwycięstwa.
Drugi czynnik byłby następujący – najważniejszymi ludźmi prowadzącymi kampanię Nawrockiego są politycy drugiego szeregu, całkowicie skoncentrowani na swoim zadaniu, podczas gdy sztabowcami Trzaskowskiego są urzędujący ministrowie, mający na głowie swoje urzędnicze obowiązki i mogący prowadzić kampanię w wolnym czasie (podobnie zresztą jak sam kandydat).
Nie da się jednak wygrać wyborów prezydenckich, przejawiając aktywność popołudniami i w weekendy. To praca na pełen etat, a nie studia zaoczne.
Wreszcie czynnik ostatni – stawka tego starcia jest różna dla Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Ten pierwszy walczy o polityczne życie, bo wygrana Trzaskowskiego domknie system i nikt już nie będzie stał na przeszkodzie rozliczeniom bezeceństw rządów PiS. Poza tym za porażkę Nawrockiego zostanie oskarżony osobiście Kaczyński, bo to on ostatecznie wybrał go spośród innych ubiegających się o zaszczyt reprezentowania Zjednoczonej Prawicy w tym wyścigu.
W jakże innej sytuacji znajduje się Tusk – jeśli Trzaskowski przegra, będzie mógł bezradnie rozłożyć ręce i powiedzieć do działaczy KO: "to był wasz wybór, nie mój". A po drugie, przy takim rozwoju wypadków to właśnie premier pozostanie nadal głównym ośrodkiem antypisu, najważniejszą postacią "obozu demokratycznego". A także będzie mógł w 2027 roku, kiedy odbędą się następne wybory parlamentarne, zwalić na pisowskiego prezydenta winę za brak realizacji większości obietnic swojego rządu.
Dlatego też Kaczyński zrobi wszystko, zmobilizuje całą partię, zmusi ją do maksymalnego wysiłku, by kampania Nawrockiego zakończyła się sukcesem. Tusk nie musi tego robić i najwidoczniej nie robi. Efekty już widać.
Marek Migalski dla Wirtualnej Polski