Dobitna reakcja Krystyny Pawłowicz na słowa Joanny Muchy. "Pokazała, jakim jest ministrem. Dziękuję za taką zmianę"
- Ona ma chętkę, tak? Już pokazała, jakim jest ministrem sportu, gdy nie wiedziała, że nie ma hokejowej III ligi. Dziękuję bardzo za taką zmianę pokoleniową - tak Krystyna Pawłowicz zareagowała na słowa Joanny Muchy, która zasugerowała zmianę pokoleniową u sterów partii opozycyjnych. W rozmowie z portalem wpolityce.pl posłanka PiS wspomina też 13 grudnia 1981 roku oraz komentuje awanturę wokół Stanisława Piotrowicza.
- Oni powinni odpokutować za swoich kolesiów, którzy nie mają poczucia winy za stan wojenny, a w dodatku idą z nimi ramię w ramię w jednej manifestacji - dodała Pawłowicz w kontekście opozycji.
W poniedziałek na antenie TVP Info Joanna Mucha z Platformy Obywatelskiej mówiła o tym, że PO "przechodzi przeobrażenie i nie jest to skończony proces". - Ja jestem wśród tej grupy osób, która uważa, że szczególnie w partiach opozycyjnych przywództwo powinno przejąć młodsze pokolenie. Jestem o tym głęboko przekonana. To jest ten czas, ten moment, gdy młodsze pokolenie powinno wziąć na swoje barki odpowiedzialność za partię - stwierdziła Mucha.
"Zauważyłam snajpera na dachu. Poczułam atmosferę grozy"
Posłanka opowiedziała w rozmowie z wpolityce.pl jak zaczęła się jej działalność opozycyjna, wspominała także 13 grudnia '81 roku. - Pamiętam, że nosiłam koszulkę z napisem "Element antysocjalistyczny" i opornik. Kiedy rano zobaczyłam w telewizji przemowę Jaruzelskiego zupełnie nie wiedziałam, co się stało. Jaki stan wojenny? Przecież wszyscy się cieszą. Z kim ta wojna? - mówiła Pawłowicz.
- Następnego dnia, w drodze na uczelnię zauważyłam snajpera na dachu. Ten widok uświadomił mi, co się stało. Poczułam atmosferę grozy. Ten żołnierz miał broń skierowaną w stronę ludzi! Fala prześladowań w coraz bardziej brutalny sposób przemawiała do mojej świadomości - kontynuowała. Podkreśliła, że była dwukrotnie zatrzymywana.
Na pytanie, co czuje, gdy dziś opozycja porównuje tamte wydarzenia do obecnej sytuacji w kraju, Pawłowicz oznajmiła, że to ciężkie nadużycie. - Nawet trudno zebrać słowa. Ludzie tacy jak Mazguła, czy Kijowski nie są w ogóle partnerami do rozmowy na ten temat. To ludzie, którzy są tam, gdzie kiedyś stało ZOMO - powiedziała.
We wtorek w całym kraju obchodzono 35. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. W Warszawie PiS zorganizowało uroczystość upamiętnienia ofiar 13 grudnia '81 r. Jarosław Kaczyński mówił, że upamiętnianie tragicznego wydarzenia, jakim było wprowadzenie stanu wojennego, buduje wspólnotę i nie pozwala zapomnieć, że komunizm był ustrojem, który łamał wszystkie prawa.
Także w Warszawie odbył się marsz KOD, w którym - oprócz działaczy Komitetu - uczestniczyli członkowie dawnej opozycji antykomunistycznej, m.in. Władysław Frasyniuk i Krzysztof Łoziński, a także politycy, w tym Grzegorz Schetyna i Ryszard Petru.
"Nie chcę mówić, że Piotrowicz to Konrad Wallenrod"
Pawłowicz zabrała też głos w sprawie awantury wokół posła Stanisława Piotrowicza. - Można powiedzieć z dzisiejszej perspektywy, że przynależność do PZPR była błędem. Problem w tym, że do partii należały miliony ludzi. Znam przypadek sprzedawczyni ze sklepu mięsnego, która starając się o pracę musiała zapisać się do PZPR-u. Tak się ułożyło w życiu posła Piotrowicza. Nie będę się za niego tłumaczyć, ani go usprawiedliwiać. Mogę tylko powiedzieć, że odkąd go znam jest człowiekiem niezwykle szlachetnym - oznajmiła.
- Nie chcę mówić, że Piotrowicz to jakiś Konrad Wallenrod, ale robił to, co mógł według swoich możliwości. W wyniku jego działań nie skazano żadnej osoby - dodała.
Pawłowicz oceniła, że PiS "stąpa po kruchym lodzie" i jest pod ciągłym ostrzałem zagranicy. - Myślę, że Polacy powinni bardziej okazać nam to, że nas popierają - zaapelowała.