"Do Rzeczy": Kulisy walki o Trybunał
PO przeforsowała ustawę o Trybunale Konstytucyjnym, gdy zbliżała się wizja przegranych wyborów. Tak środowiska bliskie partii Kopacz chciały zagwarantować sobie nad nim kontrolę. Sprawdziliśmy, jaką rolę w tej sprawie odegrali niektórzy sędziowie Trybunału - pisze w nowym numerze tygodnika "Do Rzeczy" Wojciech Wybranowski.
08.12.2015 | aktual.: 08.12.2015 18:02
Październik ubiegłego roku. Pracuje sejmowa podkomisja nadzwyczajna ds. rozpatrzenia prezydenckiego projektu ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Podczas jednego z posiedzeń posłowie opozycyjnego wówczas PiS zastanawiają się, czy zaangażowanie członków Trybunału Konstytucyjnego w przygotowanie dotyczącej ich ustawy nie jest zbyt wielkie. Głos zabiera uczestniczący w posiedzeniu prof. Andrzej Rzepliński, prezes Trybunału Konstytucyjnego. - Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego nie pisali tego dla siebie. Przynajmniej na pewno ja, bo zanim zdołamy to uchwalić, to ja już przestanę być sędzią - argumentuje.
Kilka miesięcy później wybucha „wojna o Trybunał”, a w rzeczywistości awantura o utrzymanie przez Platformę strefy wpływów w TK. Prof. Rzepliński nadal jest przewodniczącym Trybunału. Wraz z kilkoma współpracownikami angażuje się w batalię po stronie partii Ewy Kopacz. Wspierają, doradzają, ferują wyroki w mediach.
„Do Rzeczy” prześledziło rolę, jaką w całej sprawie odegrali niektórzy byli i obecni sędziowie Trybunału Konstytucyjnego: począwszy od przygotowania kontrowersyjnej ustawy do jej histerycznej obrony. Ich jednoznaczne politycznie zaangażowanie budzi wątpliwości, czy są jeszcze w stanie pełnić funkcję strażników konstytucji, czy może chcieliby stać się czymś w rodzaju nieformalnej, ale mającej sporą władzę „trzeciej izby parlamentu”?
Sędziowie ustawę piszą
O konieczności znowelizowania ustawy regulującej zasady działania Trybunału Konstytucyjnego mówiono w Polsce od dawna. To zadanie wziął na siebie były prezydent Bronisław Komorowski, a prace miały toczyć się w jego kancelarii. W rzeczywistości niezwykle ważną dla sędziów rolę Trybunału Konstytucyjnego napisali sobie byli i obecni sędziowie TK. Kto?
Jak wynika z naszych ustaleń, obok samego prof. Andrzeja Rzeplińskiego w pisanie ustawy zaangażowani byli również: były wiceprezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Mączyński, były sędzia TK Mirosław Wyrzykowski oraz były prezes TK prof. Andrzej Zoll.
Dzisiaj to właśnie oni na medialnym froncie krytykują PiS za przeprowadzoną przez tę partię nowelizację ustawy o TK i uchylenie pospiesznie przeprowadzonego przez PO wyboru pięciu nowych sędziów. Według naszych informatorów to właśnie m.in. z inicjatywy prof. Wyrzykowskiego kierowany przez niego Komitet Nauk Prawnych PAN w listopadzie przyjął uchwałę, w której przekonywał, że „nasilające się w ostatnich dniach zjawiska bezpośrednio dotyczące Konstytucji RP i obowiązującego porządku prawnego dowodzą naruszania zasady ustrojowej podziału władzy, niezależności sądów i niezawisłości sędziów”.
W słowach nie przebiera też inny z twórców „prezydenckiego” projektu ustawy prof. Zoll. – Mamy samowładzę, która decyduje o wszystkim, bardzo to przypomina początek lat 40. i przejmowanie przez komunistów pełni władzy w Polsce – grzmiał w czwartek w Radiu Zet. Wcześniej w „Gazecie Wyborczej” przekonywał: „Za chwilę będziemy żyli w systemie totalitarnym”.
Rola sędziów Trybunału Konstytucyjnego nie ograniczyła się jednak tylko do nakreślenia nowych rozwiązań i zasad funkcjonowania tego organu czy udziału w konsultacjach społecznych.
Gdy ówczesny prezydent Bronisław Komorowski 11 lipca 2013 r. skierował projekt ustawy do Sejmu, sędziowie Trybunału Konstytucyjnego włączyli się w wykuwanie jej kształtu. W pracach sejmowej podkomisji nadzwyczajnej uczestniczyło trzech obecnych sędziów TK: prof. Andrzej Rzepliński, wiceprezes TK Stanisław Biernat oraz sędzia Piotr Tuleja, a także Maciej Graniecki, dyrektor Biura TK.
– Ustawę do Sejmu przysłał prezydent, nie wiem, kto ją pisał. A to, że sędziowie TK uczestniczyli w posiedzeniu? Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. W głosowaniach nie brali udziału, bo to obejmowało tylko posłów. A dla nas ich udział był niesamowitym komfortem, bo mogliśmy pytać i analizować – przekonuje w rozmowie z „Do Rzeczy” poseł Robert Kropiwnicki (PO), przewodniczący podkomisji.
Z protokołów posiedzeń tej podkomisji wyłania się jednak inny obraz. Ze stenogramów wynika, że przy często milczących posłach PO i SLD aktywną rolę w pracach nad ustawą odgrywali właśnie sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, zwłaszcza prezes Rzepliński. To oni przekonywali do umieszczenia w ustawie zapisów, które wzbudziły wątpliwości członków komisji lub też odwrotnie – kwestionowali niewygodne dla TK zapisy, nad których dopisaniem zastanawiali się posłowie. Przykład? W prezydenckim projekcie zaznaczono cztery przypadki, gdy zachodzi wygaśnięcie statusu sędziego TK. Zgodnie z nim kompetencje decyzyjne w tej sprawie należą do prezesa Trybunału. Poseł Stanisław Piotrowicz (PiS) proponował jednak, by przekazać te uprawnienia Sejmowi. Natychmiast zaprotestował oburzony sędzia Biernat: „To jest zagadnienie o ogromnej wadze ustrojowej, wręcz konstytucyjnej”. Przekonywał, że gdyby przyznać parlamentowi możliwość decydowania również o tym, czy zachodzi konieczność wygaszenia mandatu sędziego TK, to zostałaby złamana
zasada odseparowania dwóch władz. „Jeśli mogę wyrazić opinię w imieniu Trybunału, to bylibyśmy przeciwni dokonywaniu takiej zmiany” – mówił Biernat. Zdominowana przez posłów PO i PSL podkomisja przychyliła się do tego stanowiska. Sprzeciw uczestniczących w pracach podkomisji przedstawicieli TK był również wyraźny m.in. wtedy, gdy PiS proponował, by z ustawy usunąć zapis pozwalający sędziom TK na dodatkową pracę „na stanowisku naukowo- -dydaktycznym u jednego pracodawcy”.
Ze stenogramów wynika wyraźnie, że z opiniami członków TK politycy Platformy najczęściej nie polemizują. – Można było odnieść wrażenie, że przedstawiciele Trybunału Konstytucyjnego uczestniczą w posiedzeniach komisji nie jako goście, obserwatorzy, ale na równych prawach jak posłowie. Ich zdanie było przez PO przyjmowane bezkrytycznie, próby polemiki ucinano – komentuje prof. Krystyna Pawłowicz, posłanka PiS, członkini podkomisji.
Na froncie
Początkowo prace w Sejmie nad prezydencką ustawą o TK toczyły się ospale. Przyspieszyły, gdy Bronisław Komorowski przegrał wybory prezydenckie i to samo zaczęło grozić Platformie. A to oznaczało, że w miejsce sędziów TK, którym kończy się kadencja, nowych wybierze już PiS. Na finiszu kadencji PO uchwaliła więc ustawę, do której wprowadziła m.in. zapis umożliwiający zdominowanemu przez tę partię Sejmowi wybór nowych sędziów w miejsce tych, którym kadencje kończyły się 6 listopada (trzech sędziów) oraz 2 i 8 grudnia. Ustawa weszła w życie 30 sierpnia 2015 r., a Sejm ekspresowo wybrał pięciu sędziów: trzech bliskich PO, dwóch kojarzonych z SLD i PSL.
Wybór nowych sędziów wzbudził w ten sposób spore wątpliwości co do zgodności z konstytucją. Zgłaszała je nawet bliska Platformie „Gazeta Wyborcza”. Obecni i byli sędziowie TK ostentacyjnie milczeli. Prof. Andrzej Zoll w rozmowie z Moniką Olejnik w „Kropce nad i” sugerował, że sprawy nie zauważył, bo... był akurat zajęty. Prof. Andrzej Rzepliński działania PO i przyjętą przez nią ustawę delikatnie skrytykował dopiero w listopadzie. – To był błąd, a raczej brak elegancji, bo nie narusza prawa – przekonywał w komentarzu dla telewizji Republika.
Sędziowie przestali się krygować z komentarzami, gdy 20 listopada 2015 r. nowy Sejm głosami posłów PiS i ruchu Kukiz’15 uchwalił nową ustawę o TK, która – jak twierdzi PiS – anuluje poprzedni wybór sędziów. Prezydent Andrzej Duda tę ustawę podpisał. Na wieczorne głosowanie w Sejmie w tej sprawie przybył prezes Trybunału prof. Andrzej Rzepliński. W trakcie przerwy poseł Dominik Tarczyński z PiS nagrał film, na którym było widać prof. Rzeplińskiego dyskutującego z grupą posłów PO i Nowoczesnej. Pytany przez nas o to poseł Paweł Olszewski (PO) sprawę bagatelizuje. – To jest próba zamydlania rzeczywistości. Nie widziałem, żeby ktokolwiek z Trybunału udzielał posłom PO jakichkolwiek instrukcji. Nawet jeśli rozmawiali, to trudno, żeby zwykłą rozmowę nazwać konsultacjami – uważa Olszewski.
Z pełnego nagrania, które przekazał nam poseł Tarczyński, wynika jednak, że prof. Rzepliński najprawdopodobniej radził parlamentarzystom, jak argumentować wnioski o odrzucenie projektu PiS. – Z sędzią Rzeplińskim konsultowali się między innymi poseł Ewa Kopacz, poseł Kosiniak-Kamysz i dwie młode posłanki z Nowoczesnej oraz poseł Henryka Krzywonos. To ona omawiała konkretne propozycje PiS, które powinny zostać odrzucone – opowiada „Do Rzeczy” poseł Dominik Tarczyński (PiS).
Nie czekając na werdykt kierowanego przez siebie Trybunału, do którego Platforma sama skierowała własną ustawę, prof. Rzepliński w medialnych wywiadach przekonywał, że została ona przyjęta zgodnie z prawem. Nie szczędził też ostrych słów krytyki Prawu i Sprawiedliwości oraz prezydentowi Andrzejowi Dudzie. – Czuję się jak po nocnej zmianie – przekonywał w rozmowie z TVN24. – Podejrzewam, że chodzi o rozbijanie Trybunału – dodawał.
Dwa dni przed wyborem przez Sejm pięciu nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego (PiS przekonywał, że ma do tego prawo, skoro unieważnił wybór pięciu zgłoszonych przez PO) kierowany przez Rzeplińskiego TK skierował do Sejmu – na wniosek posła Borysa Budki (PO) – decyzję o „zabezpieczeniu wniosku”. W praktyce oznaczało to, że Trybunał zabrania Sejmowi wyboru nowych sędziów do czasu jego decyzji w sprawie ustaw PiS i PO. – Jako obywatel i sędzia nie wyobrażam sobie ignorowania takiego postanowienia – stwierdził wówczas prezes Rzepliński.
Niemal natychmiast publicysta „W Sieci” Stanisław Janecki, a także inni internauci ujawnili, że już w 2006 r. Trybunał Konstytucyjny sam orzekł, iż nie jest władny decydować o takim zabezpieczeniu, ponieważ: „przepisy kodeksu postępowania cywilnego w postępowaniu zabezpieczającym, ze względu na szczególny charakter postępowania przed Trybunałem, nie mogą znaleźć w nim zastosowania”. – Doszukałem się czterech identycznych postanowień TK w sprawach o zabezpieczenia – mówi Sebastian Kaleta, prawnik, działacz stowarzyszenia Młodzi dla Polski.
Zatem Trybunał kierowany przez Rzeplińskiego wydał decyzję podważającą inne decyzje wydawane przez to ciało wcześniej, byle tylko zablokować wybór sędziów TK przez nowy Sejm i odwołanie tych powołanych do Trybunału przez PO.
„Lekkość i brak skrupułów, z jaką TK kręci Konstytucją i prawem wskazuje, że PiS miało rację: ich ustawy zostałyby zdziesiątkowane” – komentowała na Twitterze dziennikarka Agnieszka Romaszewska, szefowa TV Biełsat.
Wyrok i orędzie
W czwartek 3 grudnia Trybunał Konstytucyjny w składzie pięcioosobowym – wcześniej bowiem z orzekania wyłączyli się prof. Rzepliński, Biernat i Tuleja – orzekł, że ustawa przygotowana i przyjęta przez Sejm poprzedniej kadencji jest sprzeczna z konstytucją w zakresie, w jakim umożliwiła Sejmowi wybór w październiku dwóch sędziów TK w miejsce tych, których kadencja mija w grudniu. Jednocześnie wybór trzech sędziów, których kadencja kończyła się w listopadzie, TK uznał za zgodny z ustawą zasadniczą. Sędziowie wskazali, że prezydent powinien niezwłocznie przyjąć od nich ślubowanie.
Tego samego dnia wieczorem prezydent Andrzej Duda wygłosił telewizyjne orędzie. Stwierdził w nim, że ustawa przyjęta przez PO nie była zgodna z prawem, dlatego trzeba było wybrać nowych sędziów. Nie odniósł się do wyroku TK, więc można podejrzewać, że prezydent jednak nie będzie chciał się ugiąć i przyjąć ślubowania od trzech sędziów wyłonionych przez poprzedni Sejm.
A i to jeszcze nie koniec sprawy, w środę TK rozpatrzy również zgodność z konstytucją ustawy przyjętej przez Sejm nowej kadencji. Jedno jest już dziś jednak pewne – największym przegranym tej awantury, w którą wplątał go m.in. prof. Andrzej Rzepliński, jest sam Trybunał Konstytucyjny. Nie wiadomo, czy uda się odzyskać zaufanie społeczne dla tej instytucji.
Nowy numer "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach