Polska"Do Rzeczy": Hanna na krawędzi

"Do Rzeczy": Hanna na krawędzi

Samorządy to ostatni bastion PO. Rezygnacja prezydent stolicy Hanny Gronkiewicz-Waltz z funkcji mogłaby uruchomić lawinę w innych miastach. Dlatego Platforma łatwo Warszawy nie odda - pisze Kamila Baranowska w nowym numerze tygodnika "Do Rzeczy".

"Do Rzeczy": Hanna na krawędzi
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell

Hanna Gronkiewicz-Waltz konsekwentnie od wielu dni powtarza, że nie może odejść ze stanowiska, bo to oznaczałoby oddanie stolicy we władanie PiS. Prezydent Warszawy wszędzie opowiada o komisarzu, którego partia Jarosława Kaczyńskiego podobno bardzo chce wprowadzić, i o tym, że nie ma zamiaru do tego dopuścić. Ile w tym prawdziwej obawy, a ile marketingowej taktyki zarządzania kryzysem, trudno powiedzieć. Podobną narrację przyjęli jednak także inni politycy Platformy, z przewodniczącym Grzegorzem Schetyną na czele. Ich zdaniem chęć pozbycia się Gronkiewicz-Waltz z Warszawy to tylko początek większej operacji, skierowanej przeciwko samorządom w ogóle. Dzisiaj to jedyny obszar, na który PiS nie ma wpływu.

– PiS będzie chciał wykorzystać sprawę Warszawy do tego, by rozpocząć wojnę z samorządami, odebrać im wiarygodność. I to w skali całego kraju – straszył lider PO w niedawnym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. – Kontrole CBA, kierowanego dzisiaj przez polityków PiS, w urzędach marszałkowskich w związku z wykorzystaniem środków europejskich również temu mają służyć. PiS chce pokazać, że tylko scentralizowane państwo może dobrze dbać o interesy obywateli. Będą spektakularnie działać w Warszawie, by później robić tak samo w innych miastach. Będą chcieli pokazać, że samorząd jest skompromitowany, nieuczciwy, a trzeba wydawać środki europejskie, więc nie możemy tego zostawić samorządom województw, tylko musimy przenieść to do Ministerstwa Rozwoju. To ich chora filozofia.

W podobnym tonie wypowiada się także Władysław Kosiniak-Kamysz, lider PSL. – PiS nie lubi i nie rozumie samorządów, obcina im kompetencje. Ogranicza je nie pojedynczym wójtom czy burmistrzom, lecz całej wspólnocie samorządowej – mówił w Radiu TOK FM, odnosząc się do zgłaszanych przez PiS pomysłów ograniczenia kadencyjności w samorządach (wedle wstępnych zamysłów partii rządzącej włodarze miast i gmin mogliby rządzić tylko dwie kadencje, a nie – tak jak dziś – dowolnie długo). – Cofanie całościowej reformy samorządowej, procesu decentralizacji przekłada się na propozycję ograniczenia kadencyjności. Jeśli wójt jest słaby, to mieszkańcy gminy sami mu szybko podziękują – dodał.

– To próba odwrócenia uwagi od odpowiedzialności Hanny Gronkiewicz- -Waltz za to, co się działo w Warszawie za pomocą straszenia PiS. Zarzuty, że złe państwo chce zniszczyć samorządy, kompletnie nie mają potwierdzenia w działaniach rządu – odpowiada Jarosław Krajewski, poseł PiS.

Zmęczeni takim stawianiem sprawy są też miejscy aktywiści. – Mamy teraz przerzucanie się odpowiedzialnością między PO i PiS – dodaje Paulina Piechna- Więckiewicz, radna warszawska (Inicjatywa Polska). – Czuję się w jakimś sensie szantażowana tym klinczem i nie zgadzam się na takie stawianie sprawy, że każdy, kto krytykuje Hannę Gronkiewicz- Waltz i domaga się jej rezygnacji, ustawia się po stronie PiS i komisarza, bo to nieprawda – wskazuje. – Mam nadzieję, że sprawa reprywatyzacji i ogromnej krzywdy ludzkiej, jaka się przy tej okazji dokonywała, nie zostanie rozmyta przez tego typu polityczne przepychanki – dodaje.

Trójmiasto na celowniku

Od politycznych przepychanek jednak trudno uciec. PO obawia się, że rezygnacja Gronkiewicz-Waltz uruchomiłaby analogiczne procesy w innych miastach, zarządzanych przez ludzi z Platformy. Zwłaszcza że na długo, zanim wybuchła sprawa reprywatyzacji w Warszawie, w PO mówiono o tym, że PiS zamierza uderzyć w ważne dla tej partii ośrodki lokalne. Przewidywano, że pierwszy cios wymierzony zostanie w Trójmiasto, a konkretnie w prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza z PO i kojarzonego z Platformą prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego.

Miesiąc temu głośno było o akcji CBA w gdańskim ratuszu. Agenci zabezpieczyli dokumentację, na podstawie której umorzono postępowania w sprawie przyjęcia przez Adamowicza korzyści majątkowej. Chodziło o sprawę zmiany zagospodarowania przestrzennego nadmorskiej części miasta, gdzie powstało osiedle, na którym prezydent miasta nabył na preferencyjnych warunkach trzy mieszkania. Śledczy podjęli też wątek umorzenia śledztwa w sprawie składania nieprawdziwych oświadczeń majątkowych przez prezydenta Gdańska. Obie te sprawy mają być na nowo badane w ramach jednego postępowania. To nie koniec kłopotów Adamowicza. Ruszyła właśnie sejmowa komisja ds. Amber Gold, przed którą prezydent Gdańska będzie musiał tłumaczyć się ze znajomości z Marcinem P. i ze słynnego zdjęcia, na którym wraz z lokalnymi politykami PO ciągnie po płycie lotniska samolot należących do Marcina P. linii OLT Express.

– Platforma wie, że na Pomorzu ma najwięcej za uszami, więc próbuje odwracać kota ogonem, mówiąc, że to polityczna zemsta. To wygodne tłumaczenie, stosowane i w przypadku Adamowicza, i teraz w przypadku Gronkiewicz-Waltz – mówi nam ważny polityk PiS. Polityczną zemstę sugerował w swoim niedawnym liście otwartym Jacek Karnowski, prezydent Sopotu. Wzywa w nim liderów opozycji do „działania w obronie wywalczonej i wypracowanej przez nas wszystkich demokracji, w obronie każdego obywatela niszczonego przez upartyjniony aparat represji”. – Dzięki przyjętym niekonstytucyjnym ustawom o prokuraturze, pozbawieniu obywatelskiego nadzoru nad służbami i upolitycznieniu mediów publicznych PiS dowolnie wykorzystuje te instytucje do niszczenia swoich przeciwników politycznych – napisał.

Opozycja podejrzliwie odnosi się także do przeprowadzanych właśnie przez CBA kontroli we wszystkich 16 urzędach marszałkowskich. Chodzi o podział i wydatkowanie środków unijnych.

W Warszawie w związku z zapowiedziami Hanny Gronkiewicz-Waltz o tym, że nie poda się do dymisji, powstał wniosek o referendum w sprawie jej odwołania. Ruszyło zbieranie podpisów wśród mieszkańców. Czy jeśli w spektakularny sposób padnie bastion Platformy, nie zachęci to polityków i miejskich aktywistów, by spróbować powtórzyć ten scenariusz także w innych miastach?

W Łodzi Hanna Zdanowska ma wielu krytyków, w poprzedniej kadencji już próbowano ją odwoływać za pomocą referendum. Także w Poznaniu kolejne decyzje prezydenta Jacka Jaśkowiaka budzą spore emocje. Skąd pewność, że ktoś nie wpadnie na pomysł referendum? Takie inicjatywy mogą dodatkowo napsuć krwi Platformie. Zostaje jeszcze sprawa reprywatyzacji – z podobnymi do Warszawy problemami, choć w nieporównanie mniejszej skali (dekret Bieruta obowiązuje tylko w stolicy) boryka się wiele dużych miast. – Nie da się wykluczyć, że jak już przebijemy się przez dokumentację w sprawach warszawskich, trzeba będzie przeanalizować także postępowania reprywatyzacyjne w innych miastach – mówi nam przedstawiciel Prokuratury Krajowej.

Temat numer jeden

Na razie nie zanosi się na to, by temat warszawskiej reprywatyzacji przestał interesować media i opinię publiczną, na co po cichu liczył pewnie Schetyna. Każdego dnia na jaw wychodzą kolejne bulwersujące informacje, które stawiają będącą u władzy przez dwie kadencje koalicję PO-PSL i kontrolowane przez nią instytucje w fatalnym świetle.

Dziennikarze ujawnili właśnie, że urzędniczka resortu sprawiedliwości Marzena Kruk, która została współwłaścicielką słynnej już działki przy Pałacu Kultury i Nauki (przedwojenny adres: Chmielna 70), uzbierała na swoim koncie łącznie 38 mln zł z tytułu odszkodowań za odzyskane działki i kamienice. Kruk jest siostrą Roberta Nowaczyka, prawnika, który – jak podaje „Gazeta Wyborcza” – zreprywatyzował dla siebie i swoich klientów prawie 50 adresów w Warszawie, w tym działkę przy Pałacu Kultury i Nauki. To właśnie ta sprawa była kroplą, która przelała czarę goryczy. „Wyborcza” ujawniła powiązania Nowaczyka z urzędnikiem stołecznego ratusza Jakubem Rudnickim. Rudnicki pracował w Biurze Gospodarki Nieruchomościami i odpowiadał za reprywatyzację Chmielnej 70. Po odejściu z ratusza prowadził wspólne biznesy z Nowaczykiem, a wkrótce sam stał się beneficjentem reprywatyzacji dwóch warszawskich kamienic.

Także w ostatnich dniach opinia publiczna dowiedziała się, że żona innego z właścicieli działki przy ulicy Chmielnej 70 – mec. Grzegorza Majewskiego – pracuje w BGN. Straciła pracę po tym, jak informację tę podały media. Okazało się również, że aż 50 urzędników z BGN oświadczyło, że nie jest w stanie ustalić, czy ich rodziny mają roszczenia reprywatyzacyjne, a ośmioro zgłosiło, że je posiada.

Widząc, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie radzi sobie z gaszeniem politycznego pożaru, Grzegorz Schetyna postanowił wesprzeć ją, występując na wspólnej konferencji prasowej. Prezydent stolicy poinformowała o kolejnych dymisjach w ratuszu – odwołała dwóch wiceprezydentów, w tym swoją prawą rękę Jarosława Jóźwiaka. Czy to wystarczy? Mało prawdopodobne. Emocje towarzyszące sprawie są zbyt duże. Schetyna będzie teraz obserwował reakcje opinii publicznej na te dymisje i od tego uzależniał dalsze działania. Jeśli nie pomogą, to kto wie, czy nie dojdzie do wniosku, że następną osobą, którą – dla dobra Platformy – trzeba zrzucić z sań, jest sama pani prezydent. To jednak może oznaczać utratę Warszawy – i to wcale nie ze względu na zarząd komisaryczny, który może zostać powołany tylko do czasu rozpisania wcześniejszych wyborów, lecz ze względu na brak pewności, czy PO ma szansę takie wybory wygrać.

Nowy numer tygodnika "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach

Źródło artykułu:Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (482)