Polska"Do Rzeczy": Bitwa o Platformę

"Do Rzeczy": Bitwa o Platformę

Główna walka o przywództwo w PO rozegra się między Grzegorzem Schetyną a Tomaszem Siemoniakiem. Przeciwnicy tego pierwszego twierdzą, że pamięta on stare krzywdy i niektórym kolegom nie daruje. Ich zdaniem, jego zwycięstwo będzie oznaczało rozłam w partii - czytamy w tygodniku "Do Rzeczy".

"Do Rzeczy": Bitwa o Platformę
Źródło zdjęć: © Wojciech Olkuśnik / AG

24.11.2015 | aktual.: 06.12.2015 16:04

Chaos, chaos - mówił dziennikarzom w Sejmie Rafał Grupiński w dniu, w którym posłowie Platformy Obywatelskiej wybierali nowego szefa klubu parlamentarnego. Do końca nie było wiadomo, czy Ewa Kopacz w ogóle zdecyduje się kandydować. Kiedy ogłosiła, że jednak stanie do walki ze wspieranym przez Grzegorza Schetynę Sławomirem Neumannem, wydawało się oczywiste, że będzie miała większość.

Kiedy gruchnęła wieść, że Kopacz jednak walkę przegrała, i to nie o włos, bo aż 22 głosami, część z nich była mocno zaskoczona. Równie mocno zaskoczona wydawała się sama była premier. Po tej porażce, jak mówią jej partyjni koledzy, była w bardzo złym stanie.

- Już po Ewie - skwitował jeden z posłów Platformy.

Szybko okazało się, że miał rację. Już następnego dnia na posiedzeniu partyjnej Rady Krajowej Kopacz poinformowała, że wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie będzie się ubiegać o stanowisko przewodniczącej Platformy. To wydarzenie pokazuje zresztą, jak słabym politykiem była i jak bardzo mylili się sympatycy PO, którzy przekonywali, że jest ona godnym następcą Tuska.

Decyzja Tuska

Politycy PO nie mają wątpliwości, że rezygnacja z walki o szefostwo partii nie była samodzielną decyzją Kopacz, lecz rozgrywką Donalda Tuska, do którego dotarło, że układ sił w partii się zmienia i jego faworytka nie ma szans w starciu ze Schetyną. Postawa samej byłej premier mogła tę decyzję jeszcze przyspieszyć. Ponoć Kopacz już w kampanii miewała momenty, kiedy groziła współpracownikom, że "rzuci to wszystko", że "ma już dość". A jej reakcja miała być jeszcze bardziej emocjonalna.

- Obraziła się na partię i na cały świat - streszcza jeden z polityków. Do tego stopnia, że gdy kilka dni później partia zaproponowała jej, by stanęła na czele sejmowej Komisji Zdrowia, uniosła się honorem i odmówiła. Szefem komisji został więc Bartosz Arłukowicz. Pretensje Ewa Kopacz powinna mieć do siebie - to ona układała listy wyborcze, awansowała na jedynki osoby, które miały stanowić później jej partyjne zaplecze. Plan się nie powiódł. W obliczu porażki wyborczej większość posłów zwróciła się w stronę Schetyny, który jawi się jako silniejszy.

Widząc, co się dzieje, Donald Tusk postawił na Tomasza Siemoniaka, byłego wicepremiera i szefa MON. W partii mówi się, że to decyzja spóźniona o rok.

- Gdyby Tomek zastąpił Tuska, gdy ten jechał do Brukseli, sytuacja wyglądałaby dziś zupełnie inaczej - uważa osoba związana z Platformą.

Wówczas jednak kalkulacje Tuska były inne. Siemoniakowi do końca nie ufał, bał się jego ambicji i tego, że jest w partii lubiany. - Donald wie, że Siemoniak wykorzystałby tę szansę. To typ "idealnego zięcia", wyborcy uwielbiają takich polityków. Siemoniaka pokochaliby natychmiast, a to nie leży w interesie Tuska. Myśli pani, że dlaczego pozbył się w pewnym momencie Krzysztofa Kwiatkowskiego z rządu? - opowiadał nam w tamtym czasie jeden z polityków Platformy, kiedy pytaliśmy go o to, dlaczego Tusk postawił na Kopacz, a nie na Siemoniaka.

Ewa Kopacz była zaś osobą zaufaną, jej Tusk był pewien. Zdawał sobie też sprawę, że sceny politycznej nie zawojuje, jej zadaniem było administrowanie pracami rządu i poprowadzenie sprawnej kampanii parlamentarnej na fali wygranych przez Bronisława Komorowskiego wyborów prezydenckich. Jednak wszystko poszło nie tak, jak zakładał.

Nowe otwarcie czy rządy twardej ręki

Start w wyborach na szefa PO zapowiedział także były minister sprawiedliwości Borys Budka, ale mało kto w partii traktuje jego kandydaturę poważnie. Główna walka rozegra się więc między Schetyną a Siemoniakiem. Dzisiaj trudno jednoznacznie wskazać, który z nich ma większe szanse, gdyż w partii trwa ponowne liczenie szabel i zawieranie sojuszy.

Siemoniak jest w partii dobrze postrzegany - ze wszystkimi zawsze próbował żyć dobrze, rzadko wchodził w konflikty. Mówiono o nim, że "lubi być lubiany". Tyle tylko, że zdaniem niektórych to właśnie jest też jego największą wadą. Uważają, że jest zbyt miękki, by wygrać z bezwzględnym Schetyną.

- Ciężko się walczy ze słynnym Rockym, ale na pewno nie jest niezwyciężony - stwierdził sam Siemoniak w jednej z telewizji. - To kandydat, który był już liderem Platformy, z dużym dorobkiem, z zasługami. Natomiast dzisiaj Platforma potrzebuje nowego przywództwa, nowych ludzi, także miejsca dla Schetyny i reszty liderów - podkreślał. I dodawał: - Myślę, że większość członków Platformy będzie szukała kandydata, który łączy, do wszystkich wyciąga rękę, a nie takiego, który będzie chciał wyrównać rachunki.

Jego słowa pokazują, w jakim kierunku będzie szła jego wewnątrzpartyjna kampania: nowe otwarcie kontra stare zatargi i rozliczenia.

W wyborach lidera PO udział wezmą wszyscy członkowie partii, czyli kilkadziesiąt tysięcy osób, którzy wcale nie muszą kierować się wytycznymi swoich regionalnych szefów. Dzisiaj nie do końca jeszcze wiadomo, na czyją korzyść to zagra. Część Platformy szczerze obawia się powrotu wpływów Schetyny. Obrazowo ujął to były rzecznik rządu Paweł Graś na słynnych taśmach prawdy w rozmowie z Jackiem Krawcem, prezesem Orlenu. "Nie widzę, kim by to można było utrzymać, bo już Grzegorz to na pewno nie, w ogóle na to nie ma szans. Zresztą widać to po Dolnym Śląsku, jak tam, k...a, ludzie odetchnęli stary, jakby się z kolan podnieśli, jakby ich z jakiejś, k...a, niewoli egipskiej wyprowadzić, tak ich wszystkich tam terroryzował, za mordę trzymał, że teraz nawet jego zwolennicy oddychają z ulgą, że się skończyło, jak się skończyło".

Dlatego przeciwnicy Schetyny mówią po cichu, że jeśli to on stanie na czele partii, to Platformę czeka rychły rozłam. Schetyna bowiem pamięta stare krzywdy i niektórym kolegom nie daruje.

Z drugiej strony wielu działaczy po chaotycznych rządach Ewy Kopacz, które skończyły się wyborczą porażką, może chcieć rządów twardej ręki.

Gra o wszystko

Starcie Schetyny z Siemoniakiem jest ciekawe także dlatego, że ci dwaj politycy kiedyś blisko ze sobą współpracowali. Siemoniak rządową karierę zaczynał od funkcji wiceministra w MSWiA, gdy resortem tym kierował Schetyna. Kiedy po aferze hazardowej Schetyna odszedł z rządu, Siemoniak w nim został i zaczął przeorientowywać się na Tuska. Pozostawał jednak w dobrych relacjach z Bronisławem Komorowskim, który z kolei trzymał ze Schetyną.

Były szef MON przyjął strategię niewchodzenia nikomu w drogę. Nie budował własnej frakcji, nie mówił o planach, ambicje trzymał na wodzy, skupiał się na swojej pracy i ze wszystkimi starał się utrzymywać dobre relacje. Tę strategię będzie musiał teraz zrewidować. Zwłaszcza że walczy nie tylko o swoją polityczną przyszłość. Dla Donalda Tuska, który stoi dziś za Siemoniakiem, gra idzie o bardzo wysoką stawkę - o to, czy będzie miał do czego wrócić, gdy skończy się jego czas w Brukseli.

Kamila Baranowska

Nowy numer "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach

Źródło artykułu:Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (25)