Do ich miasta weszło ISIS. Myśleli tylko o tym, żeby ratować siebie© WP.PL | Piotr Barejka

Do ich miasta weszło ISIS. Myśleli tylko o tym, żeby ratować siebie

Piotr Barejka
1 stycznia 2020

Uciekli, gdy ulice Mosulu spływały krwią. Dżihadyści ścinali głowy, ludzie głodowali. Kobiety bały się wychodzić z domów. Mówią, że nawet jeśli odbudują domy, miasto nigdy nie będzie takie samo. Przecież ich bliscy nie wrócą.

Pokój w obozie jest ciemny, nie ma okien. Tylko jedna żarówka wisi pod sufitem, na ścianie lustro. Obok kilka dziecięcych rysunków. Poza tym szarość. Deszcz dudni w blaszany dach. Siadamy na dywanie, wokół małego grzejnika.

- Przyszłość? - zamyśla się Tolea. Lat pięćdziesiąt pięć. Matka dwójki synów. - Dla mnie jest niczym.

Nigdy sobie nie wyobrażała, że będzie o tym myśleć. Jak żyć, gdy straci się wszystko. Jak kontener, w którym przecieka dach, zamienić w dom. Na początku była pewna, że zostaną w obozie miesiąc, najwyżej dwa.

Obraz
© WP.PL | Piotr Barejka

Ten upalny czerwiec

Ich życie zmieniło się pięć lat temu. Był upalny czerwiec, jak zawsze w Iraku. Rok 2014. Do miasta weszli bojownicy ISIS. Najpierw zajęli zachodnie dzielnice, tam padły pierwsze strzały. Krwawe walki trwały cztery dni. Tyle wystarczyło.

Wówczas Mosul był drugim co do wielkości miastem kraju, żyło w nim ponad półtora miliona ludzi. Przez te kilka dni uciekło pół miliona. Miasto opuściła też iracka armia, która nie dała rady pokonać bojowników. Dżihadyści ogłosili sukces, a Mosul stał się ich miastem.

Choć wielu mieszkańców zostało. Nie tylko dlatego, że nie zdążyli uciec. Niektórzy wcale nie chcieli uciekać. Cieszyli się, gdy władzę przejęli dżihadyści. Myśleli, że może będzie lepiej. Mieli dość skorumpowanego rządu.

Wkrótce okazało się, że życie w mieście jest koszmarem.

Myślisz, żeby ratować siebie

Tolea nie miała wątpliwości. Uciekła z miasta na samym początku. Jej mąż służył w irackiej armii. Wiedzieli, co może się dziać. Nocą, gdy usłyszała wybuchy i terkot karabinów, wzięła synów i wybiegła z domu. Nie mieli czasu, żeby spakować cokolwiek.

- Jakie to uczucie? - mówi Saud, jej starszy syn. - Tak jakbyś umierał.

Wybuchy. Ogień. Strach. To zapamiętali, jak przebłyski. Jeśli ktoś jechał samochodem, brał ludzi, którzy stali na drodze. Tolea nie wiedziała nic o krewnych. Mieszkali na różnych ulicach. Nie wiedziała też, gdzie jest jej mąż. Nie było go wtedy w domu.

- Każdy myślał tylko o tym, żeby ratować siebie - mówi.

Uciekali razem z sąsiadami. Najpierw trafili do obozu Hazar, kilkadziesiąt kilometrów od Mosulu. Tłoczyli się w przepełnionych namiotach. Obok nich były tysiące przerażonych rodzin.

Obraz
© WP.PL | Piotr Barejka

Nowa władza, nowe prawo

Na ulicach miasta pojawili się uzbrojeni bojownicy. Zaczęło obowiązywać nowe prawo. Za jego złamanie groziła chłosta, tortury albo śmierć. Kobiety nie mogły już nosić kolorowych chust, chodzić z odkrytymi twarzami. Musiały zakrywać całe ciało, z dłońmi włącznie. Gdyby któraś zdjęła rękawiczkę, czekała ją kara.

Nie mogły wychodzić na ulice same, obok musiał być mężczyzna. Nie było dla nich ani pracy, ani edukacji. Większość spędzała czas w domach. Wychodziły tylko wtedy, gdy było to konieczne. Wolały nie ryzykować.

Ucichła muzyka, jakiej słuchano wcześniej. Nie była zgodna z nowym prawem. Tak samo większość kierunków na uniwersytecie. Dlatego została zamknięta. Ekstremiści podporządkowali sobie szkoły, wprowadzili swój program nauczania. Burzyli zabytki.

Karano mężczyzn za brodę, która była albo za krótka, albo za długa. Tak samo fryzury, te zbyt nowoczesne, uznano za niewłaściwe. Podobnie zbyt obcisłe spodnie, używanie telefonów komórkowych. Nie było widać nikogo, kto palił papierosy, bo stało się to nielegalne.

Dżihadyści wypędzili chrześcijan i Jazydów. Brutalnie ich mordowali, zakopywali w masowych grobach. Urządzali publiczne egzekucje. Homoseksualistów zrzucali z dachów. Trupy leżały na wąskich ulicach, tak mówili uciekinierzy.

Obraz
© WP.PL | Piotr Barejka

Telefon od ISIS

Żarówka w pokoju nagle gaśnie. Przestaje działać grzejnik. Robi się ciemno. Światło wpada tylko przez uchylone drzwi. Brakuje prądu, ale nikogo to nie dziwi. Saud i Faisel siedzą niewzruszeni. Tolea nie przestaje mówić.

Opowiada, że brakuje jej rodziny. Tych czasów, gdy byli wszyscy razem. Żyła z mężem i synami we własnym domu. I to nie wróci, bo męża już nie ma. Nigdy nie zapomną dnia, w którym się o tym dowiedzieli. Odebrali wtedy telefon.

- Zadzwoniło do nas ISIS - wtrąca się Saud.

Na początku myśleli, że to żart. Ktoś się z nich nabija, podszywa pod dżihadystów. Nie mieli pojęcia, skąd mogliby mieć ich numer. Ale tamten głos nie żartował. Poinformował, że zabili jej męża.

Została sama z synami. Niedługo potem przeniesiono ich do innego obozu. Zamieszkali jeszcze bliżej Irbilu, w Harsham. Zamiast namiotu dostali kontener, gdzie żyją do dzisiaj.

Obraz
© WP.PL | Piotr Barejka

- Nikt nie wiedział, co będzie się działo - wspomina Tolea.

Nie spodziewali się, że spędzą w obozie pięć lat. Jeśli wtedy by wiedzieli, jak wszystko się potoczy, może szukaliby innej drogi. Zostawiliby Irak, wyjechali gdzieś dalej.

Mosul, czyli góra gruzów

Mieszkają osiemdziesiąt kilometrów od ruin swoich domów. Prowadzi tam prosta droga, samochodem to półtorej godziny jazdy. Cały świat mówił o Mosulu, gdy irackie oddziały, razem z kurdyjskim peszmergami, planowały ofensywę.

Był rok 2016. Przygotowywano się na długie miesiące krwawych walk. Międzynarodowa koalicja miała udzielać wsparcia z powietrza. Celem było odbicie miasta, wówczas nazywanego twierdzą dżihadystów. Wszyscy wiedzieli, że będą się oni bić do końca.

Miasto runęło w gruzach, przez naloty i zamachy bombowe. Ginęli cywile, niektóre źródła mówią, że życie straciło dziesięć tysięcy osób. Bitwa trwała dziewięć miesięcy, do lipca 2017 roku. Wtedy irackie władze ogłosiły, że w mieście nie ma bojowników.

Lepiej było tego nie widzieć

Saud wrócił raz do Mosulu. Patrzył na budynki, które zrównano z ziemią. Czuł się jak w filmie, horrorze, tylko wszystko działo się naprawdę. Poszedł na ulicę, przy której stał ich dom. Miał w pamięci tętniącą życiem okolicę. Tłum ludzi, mnóstwo sklepów i kolorowych świateł.

- Lepiej by było, gdybym tego nie widział - opowiada.

Zostały tylko ruiny. I cisza. Zapamiętał psy, które wałęsały się wokół.

- Jadły ludzkie szczątki - wzdryga się. - Widziałem to na własne oczy.

Wiele ciał zostało pod gruzami budynków. Nie dało się ich wydobyć. Tak ginęli ich sąsiedzi, bliscy i znajomi. Nie wiedzą, co zniszczyło ich rodzinny dom. Czy to nalot, czy bomba, ale to nieważne.

Obraz
© WP.PL | Piotr Barejka

- Życie, które chciałbym mieć, byłoby bezpieczne - mówi Tolea. - To jest dla mnie wszystkim.

Wtedy łamie się jej głos. Oczy robią szkliste. Po policzku cieknie łza. Rozkłada ręce na dywanie. Pokazuje coś niewielkiego. Chodzi o dom. Nawet tak mały.

- Dla moich dzieci, żebyśmy byli w nim razem - płacze.

Błoto i kontenery

Podstawą dla każdej rodziny jest w obozie kontener. Wszyscy mieli wcześniej domy, jedni mieszkali w dużych, wielorodzinnych. Inni mieli swoje, z ogrodami. Tutaj trafili do jednakowych, blaszanych. Niektórzy mówią, że czują się, jakby żyli na ulicy.

Robią, co mogą, żeby było mniej tymczasowo, a bardziej jak w domu. Na ścianach wieszają ozdoby, dziecięce obrazki i zegary, które przykrywają szarą blachę. Znoszą do pokojów dywany, wzorzyste poduszki. Dyktowymi płytami uszczelniają przeciekające dachy. Materiały biorą zewsząd, nawet ze śmietników.

Ale nocami i tak marzną. Nie mają utwardzonych dróg, więc gdy spadnie deszcz, chodzą w błocie. Musieli przywyknąć do toalet, którą są na zewnątrz. Ich łazienkami stały się baniaki z wodą i miski. Kuchniami parę palników na gazowej kuchence, ogrodami obwieszone płachtami podwórka. Czasem sadzą na nich kwiaty.

Obraz
© WP.PL | Piotr Barejka

Dwa lata pod rządami ISIS

Tahani przechodzi przez kuchnię. Stoi tam odrapany kredens, obok lodówka, taka jak w sklepach na gazowane napoje. Jej matka przygotowuje herbatę. Ona opowiada, że nie uciekła na samym początku. Była wśród tych, którzy nie czuli przerażenia.

- Do dzisiaj nie wiem, jak udało nam się przetrwać - mówi.

Przerażenie poczuła później, ale wtedy dżihadyści zabijali każdego, kto próbował uciec. Miasto zmieniło się w więzienie. Brakowało żywności, nie było wody, prądu ani paliwa. Nie mieli pracy, żeby cokolwiek zarobić. Choć i tak ceny były niebotyczne.

- Jedliśmy karmę dla ptaków - wspomina.

Przeżyli pod rządami dżihadystów dwa lata. Byli w mieście, gdy dokonywano publicznych egzekucji. Jej syn Ahmed wciąż budzi się z krzykiem. Parę dni temu Tahani widziała, jak siedział na krawężniku i płakał. Czasem mówi, że zemści się na zabójcach ojca. Znajdzie ich i zabije, choć ma ledwie dwanaście lat.

Obraz
© WP.PL | Piotr Barejka

Ostatni raz widział ojca, gdy wyszedł rano z domu. Nie wracał przez cały dzień, wieczorem zaczęli go szukać. Bezskutecznie. Nocą usłyszeli pukanie do drzwi. Tahani nie znała mężczyzn, którym otworzyła. Powiedzieli, że są z ISIS. Zabili jej męża.

Tahani wyciąga telefon. Pokazuje zdjęcia, na których jest jej mąż. Młoda twarz, bujne i ciemne włosy. Przesuwa palcem po ekranie. Kolejne zdjęcie to jego grób.

Tysiące rodzin bez domów

Przez ogrodzenie obozu widać zarys miasta. To Irbil, stolica irackiego Kurdystanu. Tętniąca życiem, błyszcząca kolorowymi szyldami metropolia. Buduje się tu nowe apartamentowce, jeździ po szerokich ulicach. Działa międzynarodowe lotnisko, a kobiety nie muszą nawet nosić chust.

Mosul i Irbil dzieli niecałe sto kilometrów.

Całe ulice Mosulu to wciąż gruzy, choć minęły dwa lata, odkąd wyzwolono miasto. Przez rzekę prowadzi jeden most, samochody stoją godzinami, żeby przedostać się na drugą stronę. Brakuje pieniędzy, żeby miasto odbudować.

Obraz
© WP.PL | Piotr Barejka

Dlatego Mahmud, kolejny mieszkaniec obozu, nie ma dokąd wracać. Niegdyś był policjantem, ale dzisiaj zarabia na życie rikszą. Jeździ z obozu do miasta, przewozi ludzi i towary. Ma nadzieję, że kiedyś wróci do pracy w zawodzie.

Sto czterdzieści tysięcy. Tyle domów zostało zniszczonych. Kilkadziesiąt tysięcy to wciąż ruiny. Szacuje się, że trzysta tysięcy osób nie może wrócić do miasta.

Dlatego Eido musi hodować swoje ptaki w obozie. Klatki stoją wszędzie tam, gdzie w kontenerze jest najcieplej. Jedne grzeje palnik, który podpięty jest do butli z gazem. Inne stoją przykryte kocami. Opowiada, że to ptaki ozdobne. Ludzie je kupują, a on ma za co żyć.

Cały czas nie jest bezpiecznie. Oddziały saperów przeczesują gruzy, szukają ukrytych min. Brakuje podstawowej infrastruktury. Władze przewidują, że Mosul będzie nadawać się do życia za dziesięć lat. Najwcześniej.

- Przyszłość? - Uśmiecha się Eido. - Chciałbym tylko umrzeć w spokoju.

Pomoc medyczną w obozach Harsham i Baharka prowadzi Polska Misja Medyczna. Wesprzyj działania PMM dla ludzi z Syrii.

- przelewem na konto 08 1240 4650 1111 0010 4607 7315
- kupując specjalny zestaw na stronie
- odwiedzając stronę Fundacji Polska Misja Medyczna

Wizyta WP w irackim Kurdystanie była finansowana w ramach dotacji MSZ na projekt realizowany przez PMM w Iraku.

Piotr Barejka
Zobacz też: Oto, co dzieje się w mieście, z którego wyparto bojowników ISIS
Komentarze (103)