"Die Welt" o zabójstwie Pawła Adamowicza. "Boimy się nazwać rzeczy po imieniu"
Nawiązując do śmierci Pawła Adamowicza, komentatorka "Die Welt" Susanne Gaschke krytykuje powszechną jej zdaniem skłonność do relatywizowania krwawych zamachów za pomocą określeń "bezsensowne" czy "tchórzliwe".
"Zamordowanie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza jest strasznym czynem i każdy porządny człowiek odczuwa przede wszystkim potrzebę wyrażenia swojego oburzenia z tego powodu. Tak postąpił prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier, który mówił między innymi o 'bezsensownym akcie przemocy'. Tak, jak często po zamachach terrorystycznych, mówiono o 'tchórzliwym' czynie" - pisze Gaschke. "Bezsensowny" i "tchórzliwy" są słowami, które są unikiem. Oba nie są słuszne - uważa komentatorka "Die Welt".
"Dla zamachowca z Gdańska, niezależnie od tego, czy działał pod wpływem 'będącego skutkiem podburzenia szaleństwa', czy z politycznego przekonania, jego czyn miał jak najbardziej sens - miał uderzyć w znienawidzonego przedstawiciela liberalnej Polski" - czytamy.
Zobacz także: Wiceszef PE odnośnie burzy wokół nieobecności Kaczyńskiego na minucie ciszy w Sejmie
Nazwać rzeczy po imieniu
Czy można mówić o zamachowcach-samobójcach, że są tchórzliwi? - pyta Gaschke. Czyż odrzucenie własnego życia i pociągnięcie w śmierć innych ludzi nie wymaga "odwagi obłędu lub zaślepienia"?
"Mówiąc o czynach 'bezsensownych' czy 'tchórzliwych' chcemy obejść słowo 'złe'. Ale przecież ugodzenie nożem kogoś, kto myśli inaczej, jest "złe". Złe jest także zabijanie dzieci, kobiet i mężczyzn w imię jakoby świętej wojny" - zaznacza niemiecka dziennikarka.
Dlaczego boimy się nazwania rzeczy po imieniu - jako złe? - zastanawia się komentatorka. Jej zdaniem "zło" jest pojęciem "archaicznym" i "bezkompromisowym", my żyjemy natomiast w społecznym klimacie relatywności - istnieje tak wiele opinii, prawd i poglądów na świat.
Optymiści i pesymiści
Na co dzień prościej jest nie zajmować stanowiska absolutnego, tym bardziej, że większość spraw posiada rzeczywiście strefy przejściowe i nieostre brzegi - pisze dziennikarka "Die Welt".
Mówi się, że konserwatyści są raczej pesymistami, natomiast lewica ma optymistyczny stosunek do świata. Ale czy rzeczywiście uznanie zła za fakt, który może pojawiać się w różnych postaciach, jest "bezsensownie pesymistyczne"? Czy nie świadczy to po prostu o ostrożności? - pyta Gaschke.
Komentatorka przypomina list napisany na łożu śmierci przez Willy'ego Brandta, w którym niemiecki socjaldemokrata wzywał Międzynarodówkę Socjalistyczną do "bycia otwartą na dobro i zło". Brandt sam przeżył panowanie zła (III Rzeszę - red.). Kto może lepiej odgadnąć polityczne błędy: optymista czy pesymista? "Nie wiem, jestem przedstawicielką konserwatywnej lewicy" - kończy komentarz Gaschke.