PublicystykaDariusz Bruncz: "Siostry i bracia, nic się nie stało. Rozejść się" (Opinia)

Dariusz Bruncz: "Siostry i bracia, nic się nie stało. Rozejść się" (Opinia)

Wyemitowany w programie TVN24 "Czarno na białym” materiał o metropolicie gdańskim Sławoju Leszku Głodziu mógł być szokujący chyba tylko dla nielicznych. Bo to, że metropolita gdański bardziej przypomina bizantyjskiego despotę, sunącego po marmurowych posadzkach niż pasterza owczarni, który zna zapach swoich owiec, wiadomo było od dawna. Że arcybiskup jest bardziej jak Don Corleone niż sługa wzięty z ludu i dla ludu, też wiadomo od dekad. I co z tego? Nic z tego.

Dariusz Bruncz: "Siostry i bracia, nic się nie stało. Rozejść się" (Opinia)
Źródło zdjęć: © East News | Karolina Misztal

Parasol ochronny roztoczony nad abp. Głodziem rozpięty jest co najmniej od czasów, kiedy był ordynariuszem Wojska Polskiego, później biskupem warszawsko-praskim, a teraz metropolitą gdańskim. Wszelkie afery i aferki z udziałem arcybiskupa były zręcznie wyciszane, a sprawom ukręcano łeb. Że polscy widzowie zobaczyli obraz hierarchy, który działa jak podwórkowy zbir, a nie współczujący pasterz powierzonej diecezji? Wielkie mi halo.

To wszystko już było, a arcybiskupowi włos z głowy nie spadnie i to nie tylko z powodu dość mocnej pozycji w Konferencji Episkopatu Polski i rozległej sieci kontaktów w Kościele i poza nim, ale też dlatego, że chyba już mało kogo obrazki z reportażu TVN24 dziwią czy zaskakują. Taki klimat – nie tylko, jak się okazuje, w polityce. W normalnych warunkach, a więc nie w szklarniano-cieplarnianych, w jakich funkcjonuje metropolita gdański – sprawa wywołałaby rzeczywiste zgorszenie lub co najmniej oburzenie wiernych tudzież episkopatu, a działania nuncjatury byłyby co najmniej żwawe.

W normalnych warunkach pod kurią staliby już wierni z żądaniem rezygnacji arcybiskupa, który odlicza już miesiące do emerytury i przeprowadzki na luksusowe rancho. W normalnych warunkach wierni pytaliby swoich proboszczów, jak im się żyje pod rządami arcybiskupa i czy można im jakoś pomóc. Tak się jednak raczej nie stanie, choć chciałbym się bardzo mylić.

Równie mało prawdopodobny jest pozew abpa Sławoja Leszka Głodzia przeciwko TVN24, jeśli duchowny czuje się skrzywdzony i pomówiony, a jeszcze mniej realny jest pozew duchownych przeciwko hierarsze za praktyki mobbingowe. Nie będzie też postępowania wyjaśniającego dotyczącego pozyskiwania i wydatkowania niewyobrażalnych dla przeciętnego obywatela sum, jakie hierarcha nagromadził.

Że ludzie się gorszą lub są zaskoczeni, iż hierarcha przyjeżdża do parafii sprawującej służbę duszpasterską w imieniu Jezusa Chrystusa i inkasuje haracz, przepraszam, ofiarę, za czynności liturgiczne? Sorry, ale to żadna nowość ani proceder, który jest jakąś specjalnością arcybiskupa Głodzia. Trudno wykluczyć, że hierarcha osiągnął w tej dyscyplinie jakąś szczególną sprawność, jednak znów – to nic nowego, a jest to możliwe również dlatego, że ludzie dają pieniądze i nie interesują się, co się z nimi dzieje i jak są wydawane.

Wszystko wróci do normy

Oczywiście, to niepokojące, gdy w Kościele bardziej mówi się o strachu i lęku wobec biskupa niż o bojaźni Bożej, zwłaszcza, gdy o presji i przemocy psychicznej ze strony "ojca diecezji” mówią księża. Oczywiście to przykre, gdy dorośli mężczyźni mówią o próbach samobójczych i skandalicznych sytuacjach, a TVN24 podkreśla, że do realizacji materiału musiało zastosować szczególne środki bezpieczeństwa. Tak, to wszystko bardzo przykre i smutne, ale niestety tak właśnie jest i fala oburzenia rozejdzie się po kościach, podobnie jak to było w innej głośnej i już zapomnianej sprawie z 2018 roku, gdy arcybiskupa oskarżono o współpracę z komunistycznym wywiadem - nie było procesu o zniesławienie, nie było w sumie niczego.

Wszystko najpewniej wróci do normy, a normą jest to, że na stronie archidiecezji gdańskiej – pośród wszystkich innych komunikatów prostujących lub wyjaśniających słowa abpa Głodzia – jest jeden wyróżniony wielkimi literami. To list, jaki arcybiskup wydał po oburzającym incydencie podczas V Trójmiejskiego Marszu Równości, ustosunkowując się do uprzedniego oświadczenia prezydent Aleksandry Dulkiewicz.

Czytamy w nim m.in., że "naszą wspólną troską winno być budowanie społeczeństwa opartego na wzajemnym szacunku". Jak widać, łatwiej jest napominać polityków, ale trudniej realizować wzajemny szacunek, o którym mogliby z dumą opowiadać księża archidiecezji gdańskiej.

Ten komentarz jest pesymistyczny i – wierzcie lub nie – pozbawiony jakiejkolwiek Schadenfreude. Współczuć można wszystkim – wiernym, księżom, jak i samemu księdzu arcybiskupowi, jednak samo współczucie, wściekłość czy rozczarowanie niczego nie rozwiążą. Podobnie jak w innych trudnych sytuacjach, w instytucjach religijnych zawodzą struktury, które – gdy wymaga tego pewien interes – działają jak dobrze naoliwione maszyny, a innym razem wszystko grzęźnie w procedurach i kanonach, aby na końcu powiedzieć: Siostry i bracia, nic się nie stało. To tylko kolejny, bezpardonowy i brutalny atak na Kościół i katolików w Polsce. Rozejść się.

Dariusz Bruncz dla WP Opinie. Autor jest dziennikarzem i publicystą, a także redaktorem naczelnym serwisu Ekumenizm.pl.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)