"Samolot dnia zagłady"
Z kolei Boeing E-4 to zmilitaryzowana wersja pasażerskiego samolotu 747 nazywana "samolotem dnia zagłady" (ang. doomsday plane). W przypadku wojskowego zagrożenia lub klęski żywiołowej jego wnętrze może nie tylko chronić prezydenta, ale także służyć jako mobilne centrum dowodzenia. Zwłaszcza że maszyna jest przystosowana do długich lotów bez potrzeby lądowania. Gdyby więc w czarnej godzinie z samolotu korzystał prezydent, również stałaby się on Air Force One.
Ciekawostką jest fakt, że maszyny te nie są wyposażone w najnowocześniejsze wskaźniki cyfrowe i wyświetlacze LCD, czyli tak zwany szklany kokpit. Ze względów bezpieczeństwa wciąż utrzymywana jest analogowa aparatura, która nie jest tak wrażliwa na impulsy elektromagnetyczne.
Jeden z czterech samolotów tego typu jest zawsze utrzymywany w pełnej gotowości wraz z załogą, która może natychmiast go uruchomić. E-4 jest chętnie wykorzystywany przez sekretarza obrony. Na jego pokład niemal nigdy nie wchodzi prezydent. Wojskowy Boeing często jest jednak w pobliżu amerykańskiej głowy państwa. Podczas długich podróży zdarza się, że maszyna ląduje na pobliskich lotniskach i tam czuwa na wypadek ewentualnego kryzysu.