PolskaCzy "Strach" wstrząśnie Polakami?

Czy "Strach" wstrząśnie Polakami?

Najnowsza książka Jana Tomasza Grossa, autora głośnych „Sąsiadów” o pogromie w Jedwabnem, od piątku jest w sprzedaży w księgarniach w całej Polsce. Już sam jej tytuł „Strach. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Historia moralnej zapaści” – może budzić kontrowersje. Pierwsza fala dyskusji o książce przetoczyła się przez polskie media już w czerwcu 2006, kiedy książkę opublikowano za oceanem. Teraz najprawdopodobniej czeka nas kolejna jej odsłona. Czy szykuje się powtórka z debaty po Jedwabnem? Wirtualna Polska pyta ekspertów o ich ocenę publikacji.

Czy "Strach" wstrząśnie Polakami?
Źródło zdjęć: © AFP

Galeria

[

]( http://wiadomosci.wp.pl/strach-w-polskich-ksiegarniach-6038716903740033g )[

]( http://wiadomosci.wp.pl/strach-w-polskich-ksiegarniach-6038716903740033g )
"Strach" w polskich księgarniach

- Zasługą tej książki jest to, że odważnie stawia problemy, wydaje się, że Gross chce wypełniać misję poruszania sumień – mówi Wirtualnej Polsce dr hab. Andrzej Żbikowski, historyk z Biura Edukacji Publicznej IPN i Żydowskiego Instytutu Historycznego.

Polacy aprobowali antysemityzm?

Główną tezą książki Grossa jest założenie, że antysemityzm w Polsce po II wojnie światowej miał przyzwolenie społeczne, m.in. wskutek udziału licznych Polaków w zagrabieniu mienia ofiar Holokaustu. - Ta teza jest tak mocno udowodniona, że trudno się z nią nie zgodzić – mówi Konstanty Gebert (Dawid Warszawski)
, dziennikarz "Gazety Wyborczej" i miesięcznika „Midrasz”.

- Wiemy o dziesiątkach przypadków, kiedy ludzie powracający, by odzyskać swoje mienie, byli odstraszani z miejscowości, z których pochodzili i dzięki temu przeżyli. Ci, którzy nie słuchali dobrych rad, ginęli – mówi Gebert. Zdaniem Żbikowskiego, antysemityzm przeważał w tej części społeczeństwa, która weszła w kontakt z uratowanymi Żydami. Jednocześnie, kontaktu z uratowanymi Żydami nie miało całe polskie społeczeństwo, ponieważ Żydów w 1946 roku, przed pogromem kieleckim, było w całym kraju zaledwie niespełna 190 tys.

Jak zgodnie wskazują eksperci, Gross w publikacji nie odkrywa nowych faktów, tylko zbiera to, co było już w historiografii wiadome. - Tam nie ma wielkich odkryć, to wszystko gdzieś już częściowo było opisywane, przez różnych autorów – mówi Żbikowski.

Ważną cechą publikacji Grossa, która odróżnia ją od innych prac na ten temat, jest to, że przyjmuje on optykę ofiar. - Gross jako autor zajmuje stanowisko z punktu widzenia środowiska, które zetknęło się z przejawami wrogości, to nie jest głos zupełnie obiektywny. On wyraźnie stawia się po stronie ofiar, uratowanych z zagłady Żydów, nie rozumiejąc dlaczego ich otoczenie w nowej rzeczywistości odniosło się do nich w tak bardzo negatywny sposób – mówi Żbikowski. Gross zastanawia się, dlaczego akty gwałtów nie zostały powszechnie potępione, dlaczego zdecydowanie nie potępił ich Kościół katolicki.

Tuż po wojnie w Polsce mordowano na prawo i lewo

Wielu komentatorów ma zastrzeżenia do książki z tego względu, że nie zostało w niej ukazane pełne tło wydarzeń w Polsce tuż po wojnie. W wydaniu polskim książka Grossa jest pozbawiona wstępu, który w amerykańskim wydaniu był popularnym wykładem dziejów Polski po II wojnie światowej, walki nowych władz komunistycznych z podziemiem narodowym, mówił o wzroście bandytyzmu i innych patologicznych zjawiskach, które nasiliły się po tak wielkim kataklizmie, jakim była II wojna światowa. - Dla polskiego czytelnika jest to wszystko bardzo dobrze znane, nie wydaje mi się by była to wielka strata – mówi Żbikowski. - To niemal na pewno błąd. Nie ma co zakładać, że młody polski czytelnik, zna na tyle realia polskie roku 46, że nie trzeba mu ich przypominać – nie zgadza się Gebert. Zdaniem Geberta, w książce nie zostało pokazane przede wszystkim to, że Polska była po wojnie krajem bezprawia, a na znacznych częściach terytorium nie było efektywnej władzy. - W co drugiej stodole była broń, a co drugi chłop z giwerą mówił, że
to jest Armia Krajowa – zaznacza Gebert. - To bezprawie rozlewało się po całym kraju. Żydzi byli jego najbardziej wyraźną ofiarą, bo byli najbardziej bezbronni, natomiast mordowano na prawo i lewo. Mordowano o miedzę, mordowano, by załatwić rozmaite inne porachunki – mówi Gebert.

Gebert przestrzega przed patrzeniem na wydarzenia przedstawione w książce z dzisiejszej perspektywy. - Polska była krajem straszliwie zbrutalizowanym i zdemoralizowanym wojną, panował obłęd mordowania w ogóle, Żydów mordowano zdecydowanie najczęściej, ale należy pamiętać, że nie mordowano tylko Żydów. A tego dzisiaj polski czytelnik może już nie wiedzieć – mówi Gebert. Jak podkreśla, Żydzi ginęli nie tylko dlatego, że byli Żydami, ale także za to, że byli działaczami komunistycznymi, jak również, gdyż podejrzewano, że mogą mieć pieniądze.

Poprzednią publikację Grossa krytykowano za zbyt słabe udokumentowanie. W ocenie rozmówców Wirtualnej Polski, „Strach” udokumentowany jest dobrze. - Gross wykorzystuje cały dostępny materiał i nie można mu zarzucić, że któreś z ważniejszych świadectw z tamtego czasu, przemilcza. Jak na naszą wiedzę dzisiejszą jest to książka, która nie ma luk – podkreśla Żbikowski.

- Książka jest w pół drogi między naukową monografią, a historycznym esejem, wyrwane z kontekstu zdania mogą więc brzmieć szokująco – zwraca uwagę Gebert i to właściwie jego najpoważniejszy zarzut wobec książki. Jak podkreśla dziennikarz, Gross we wstępie do książki zastrzega, że swoich wniosków nie chce stosować jako uogólnienia określającego działania i przekonania wszystkich Polaków. – Natomiast, takie zdania – jak chociażby „Polacy nienawidzili Żydów i bali się ich”, będą wyrywane z kontekstu i przeciwstawiane mu.

Żydokomuna - istniała czy nie?

W swojej książce Gross kwestionuje tezę o istnieniu żydokomuny w bezpośrednio powojennej Polsce, czyli o nieproporcjonalnie wysokim udziale Żydów we władzach i w UB. Jego zdaniem powojenni komuniści "usiłowali trzymać się od Żydów z daleka, zdając sobie sprawę, że asocjacja komunizmu z żydostwem, zakorzeniona w świadomości wielu Polaków, szkodzi interesom partii". Przypominając ustalenia prof. Andrzeja Paczkowskiego, że Żydzi stanowili ok. 30% kadry kierowniczej UB, Gross nazywa ich "współuczestnikami zbrodni popełnionych przez stalinowski aparat przemocy".

- Żydokomuna to bardzo duży skrót myślowy, hasło, do którego ludzie łatwo się ludzie odnosili, pewien mit – mówi Żbikowski. - To był taki wytrych dla społeczeństwa, takie hasło rzucali ludzie, którzy mieli coś na sumieniu, czegoś się bali, łatwiej im było w ten sposób zbanalizować cały problem – dodaje. Zdaniem Geberta, Gross chce powiedzieć, że komuniści pochodzenia żydowskiego odegrali taką samą rolę w budowaniu komunizmu w Polsce, jak polscy komuniści, których była znakomita większość. - Natomiast ta żydokomuna istniała, istnieli polscy komuniści pochodzenia żydowskiego, byli oni bardzo widoczni społecznie. Wyraźna obecność Żydów w aparacie represji i propagandy była zauważana przez społeczeństwo i służyła jako bardzo dogodna legitymizacja dla antysemityzmu. I to jest fakt społeczny, którego ignorować nie można – zaznacza Gebert.

Choć wielu komentatorów zarzuca Grossowi, że utrwala za granicą obraz Polaków antysemitów (m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski, twierdził w programie „Gość Radia Zet”, że Polakom „przyczepiono gębę antysemitów”), to jak wskazuje Gebert, można raczej spodziewać się pozytywnych skutków debaty wokół „Strachu”, tak jak miało to miejsce w przypadku dyskusji wokół „Sąsiadów”. Jego zdaniem, obraz Polski w oczach na przykład diaspory żydowskiej w USA po tej debacie radykalnie się poprawił.

– Fundamentalną dyskusję po „Sąsiadach” amerykańskie Muzeum Holocaustu oceniło jako najbardziej szczerą ze wszystkich dyskusji historycznych, jakie miały miejsce w krajach, które znajdowały się pod okupacją hitlerowską. To, że umiano stawić czoło problemowi i wyciągnąć wnioski, wzbudziło zdumienie i szacunek za oceanem - mówi.

Polska potrzebuje dyskusji o najnowszej historii

W zgodnej opinii ekspertów Polsce potrzebna jest dyskusja o najnowszej historii, głównie ze względu na to, że następowały po sobie okresy utraty suwerenności. - Polska część ważnych dyskusji ma jeszcze przed sobą, nie wszystko zostało jeszcze przetrawione. Książka Grossa wpisuje się w ten nurt „przetrawiania historii” i z tego punktu widzenia jest bardzo pożyteczna – mówi Gebert.

Czy jednak „Strach” wywoła równie gwałtowną dyskusję w Polsce, jak swego czasu „Sąsiedzi”? Wiele wskazuje na to, że nie będzie ona miała tak dużego zasięgu. Od czasu wydania książki w USA w czerwcu 2006, komentatorzy zdążyli już zmierzyć się z tym tematem, a fragmenty książki były publikowane na łamach prasy. Zdaniem Geberta, społeczna dyskusja po publikacji „Sąsiadów” była największą - obok debaty aborcyjnej - debatą w Polsce po ’89 roku. - Takie debaty odbywają się raz na pokolenie – podkreśla.

Eksperci wskazują, że „Strach” jest publikacją bardziej obszerną niż „Sąsiedzi”, dlatego mniej osób ją przeczyta - debata będzie się więc toczyła raczej pośród historyków i dziennikarzy. - „Strach” nie będzie takim wstrząsem dla polskiego społeczeństwa jak „Sąsiedzi”, bo nigdy kolejne mocne uderzenie, kolejna prowokacja, nie ma już takiego rezonansu społecznego – mówi Żbikowski. - Im więcej osób tę książkę kupi, przeczyta, zastanowi się, nawet jeśli nie będzie się zgadzała z zawartymi w niej tezami, to zawsze jest to krok do przodu – kończy Żbikowski.

Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)