Czy mandat ONZ do pozbawienia Syrii broni chemicznej rozwiąże kryzys?
Pięć mocarstw-stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ porozumiało się w czwartek ws. projektu rezolucji żądającej od Syrii oddania broni chemicznej. Dominują jednak wątpliwości, czy będzie to oznaczać istotny sukces ONZ jako strażnika ładu międzynarodowego.
27.09.2013 | aktual.: 27.09.2013 09:59
Rezolucja dawać będzie mandat ONZ do działań w celu pozbawienia reżimu syryjskiego broni chemicznej, której użył 21 sierpnia przeciw powstańcom, zabijając ponad 1400 osób, w większości cywilów. Byłaby zgodna z porozumieniem między USA a Rosją, które na początku września zapobiegło akcji zbrojnej przeciw reżimowi prezydenta Baszara al-Asada, zapowiadanej wcześniej przez prezydenta USA Baracka Obamę.
W projekcie rezolucji znajduje się odwołanie do artykułu 7 Karty Narodów Zjednoczonych, który dopuszcza zastosowanie siły lub innych środków przymusu wobec państwa łamiącego prawo międzynarodowe. Jednak - zgodnie z żądaniem Rosji - użycie siły wobec Syrii, gdyby nie podporządkowała się decyzji Rady Bezpieczeństwa, będzie wymagać przyjęcia przez RB ONZ kolejnej rezolucji.
- Przez przesunięcie kwestii wyegzekwowania (decyzji ONZ) do drugiej rezolucji, powracamy niejako do punktu wyjścia. Rada Bezpieczeństwa jest sparaliżowana. Cały kryzys syryjski pokazał jej ograniczenia w epoce świata wielobiegunowego, kiedy USA nie są już jedynym supermocarstwem-hegemonem. To godne pożałowania, bo mandat ONZ powinien być użyty do rozwiązania syryjskiego kryzysu - powiedział jeszcze przed osiągnięciem czwartkowego porozumienia ekspert z Brookings Institution, Salman Shaikh.
Rosja trzykrotnie już wetowała podejmowane przez USA i ich sojuszników w Radzie Bezpieczeństwa próby zmuszenia Asada do dialogu z opozycją. Obecny spór komentuje się jako kolejny przykład niedowładu tego organu wskutek konfliktu obu mocarstw.
- Jeżeli koniec zimnej wojny przyniósł nadzieje, że skończy się wykorzystywanie ONZ przez Rosję i USA do trenowania ich geopolitycznej rywalizacji, to one się teraz rozwiały. Syria dowodzi sklerozy Rady Bezpieczeństwa - narzeka londyński "The Independent" piórem Davida Usborne'a.
Rosja, wspomagana przez Chiny, torpeduje z reguły inicjatywy Waszyngtonu na rzecz zbrojnych interwencji międzynarodowych, uzasadniane interesami bezpieczeństwa lub obrony praw człowieka, jak w wypadku wojen na Bałkanach. Interwencje w Bośni i Kosowie podjęto pod sztandarem NATO.
- ONZ ma swoje ograniczenia, więc USA i NATO muszą być przygotowane, by działać samodzielnie, kiedy wymagają tego ich żywotne interesy - powiedział Daniel Serwer, ze Szkoły Zaawansowanych Stosunków Międzynarodowych (SAIS) Uniwersytetu Johna Hopkinsa.
Były jednak wyjątki - Rosja nie zablokowała rezolucji sankcjonującej interwencję w Libii w 2011 r. Jak dziś tłumaczy prezydent Władimir Putin, Zachód "wprowadził ją wtedy w błąd".
Paraliż w Radzie Bezpieczeństwa komentuje się jako dodatkowy dowód, że w swym obecnym składzie - 5 stałych członków (USA, Rosja, Chiny, Francja i Wielka Brytania) - organ ten, powstały, jak cała ONZ w innej epoce, jest dziś anachronizmem. Od wielu lat postuluje się jego poszerzenie o nowe mocarstwa: Indie, Brazylię, czy Afrykę Południową. Zamiast Anglii i Francji zdaniem politologów powinna się tam znaleźć Unia Europejska.
Panuje jednak zgoda, że zmiana dotychczasowego składu jest na razie nierealna, gdyż obecni stali członkowie nie chcą osłabienia w ten sposób swej pozycji.
Do głosowania nad rezolucją w sprawie syryjskiej broni chemicznej może dojść już w piątek. Jej uchwalenie będzie pierwszym przykładem owocnej współpracy na forum ONZ między Rosją a USA w sprawie kryzysu syryjskiego.
Jednak, jak uważa były ambasador USA przy NATO Kurt Volker, Syria może się nawet podporządkować przygotowywanej rezolucji i oddać w końcu broń chemiczną, ale nie będzie to rozwiązanie konfliktu w Syrii.
- Co z tego, że USA i Rosja współpracują ze sobą? Konflikt rozstrzyga się na froncie i może się rozszerzyć na cały region Bliskiego Wschodu. W dodatku legitymujemy niejako Asada jako partnera. Przyczyną nie tyle jest paraliż w ONZ, tylko w Białym Domu - powiedział Volker.
Volker, związany z Partią Republikańską, krytykuje prezydenta USA Baracka Obamę za powstrzymanie się z atakiem wojskowym na siły reżimu syryjskiego.