Czy Kaczyński wybierze Wschód? Sławomir Sierakowski: Nasz nowy przyjaciel Łukaszenka
Jedynym państwem na świecie, z którym, w wyniku rządów Prawa i Sprawiedliwości, Polska ma dziś lepsze stosunki jest... Białoruś. To nie żart i wcale nie musi to być przypadek. W ostatnim czasie do Mińska pojechali z wizytą wicepremier oraz minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki, minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski oraz wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. Obecnie na Białorusi przebywa marszałek Senatu Stanisław Karczewski, którego wizyta potrwa do wtorku. O autorytarnym przywódcy Białorusi wypowiedział się wyjątkowo pozytywnie.
Zacznijmy od tego, iż sam fakt, że jakiś wysoki rangą polityk jedzie na Białoruś, albo że doprowadza do naprawy relacje z nią, nie musi być niczym złym. Jako część polskiej polityki wschodniej mógłby mieć głęboko idące uzasadnienie, począwszy od sytuacji Polaków na Białorusi aż po próby wzmacniania buforu między Rosją a Polską. Z punktu widzenia Polski sam bufor liczy się bardziej niż to, czy na Białorusi panuje demokracja czy nie, bo na to po prostu mamy minimalny wpływ. Białoruś nie będzie w polskiej strefie wpływów, ale nie musi być tak mocno usytuowana w rosyjskiej.
Problem polega na tym, że ta wizyta nie jest częścią polskiej polityki wschodniej, bo nic takiego nie istnieje, o czym w szokującej rozmowie opowiedział Michałowi Sutowskiemu polski dyplomata (pracował m.in. w mińskiej ambasadzie) i szef Ośrodka Analiz Strategicznych Witold Jurasz. Nic nie wiadomo o tym, jakie plany ma minister Waszczykowski w sprawie Ukrainy. Tym bardziej nie wiadomo, co chce zrobić w relacjach z Rosją. Zważywszy na alchemiczny talent naszego Midasa polityki zagranicznej do wywoływania konfliktów z niczego, może lepiej nie mieć żadnej polityki wschodniej niż mieć jakąkolwiek.
O co więc chodzi? Po co te wizyty? Jeśli są częścią większej całości, to jakiej? Zauważmy, że wyjątkowo wiele akcentów wschodnich w naszej polityce pojawiają się w miejsce tego, co Polska czerpała z wzorców zachodnich.
1. Legitymizacja władzy
Wyjątkowo podobne do siebie dwa najważniejsze argumenty, którymi rząd w Polsce uzasadnia ograniczanie demokracji liberalnej, do tych, którymi uzasadnia swe rządy Łukaszenka. Pierwszy - że władza ma większość społeczeństwa za sobą, co wbrew zasadom demokracji liberalnej ma oznaczać, że mniejszość musi się podporządkować. To bardzo wschodni sposób myślenia, a do tego akurat w Polsce fałszywy, w odróżnieniu od Białorusi czy Rosji (a nawet Węgier). Łukaszenka, Putin i Orban byli wybierani i popierani przez większość, Kaczyński i PiS – nigdy.
Drugi argument jest taki, że władzy zależy na państwu. Karczewski chwaląc Łukaszenkę powiedział: „Łukaszence zależy na Białorusi, a kraj się zmienia”. Nasz marszałek Senatu posunął się nawet do tego, czego nie mówił żaden zachodni polityk: „Łukaszenko to ciepły człowiek”. W języku dyplomacji to jak mówienie wręcz o sojuszniku albo planowanym sojuszniku. W Unii Europejskiej na określenie Łukaszenki przyjęło się mówić „ostatni dyktator Europy”. Od tego czasu konkurencja Łukaszence wzrosła.
2. Konflikt z Zachodem
Nie ma powodu przypominać tu jak wyglądają relację ministra Waszczykowskiego z Berlinem, Paryżem albo jak wygląda opinia Waszyngtonu o stanie demokracji w Polsce. Wiemy także, co polska władza uważa na temat Komisji Europejskiej. „Źle poinformowany” Zachód wtrąca się w nasze sprawy, więc po co nam taki Zachód? To również łączy nas z Białorusią.
Wobec Polski i Białorusi Parlament Europejski wypowiada się krytycznie. Przewodniczący Rady Republiki w obecności naszego marszałka z PiS skonkludował: „Żałujemy, że konstruktywne relacje między naszymi parlamentami kontrastują ze stanowiskiem europarlamentarzystów”. Nie sposób zaprzeczyć. Nie zrobił tego polski marszałek, bo białoruski miał po prostu rację.
Nasi przywódcy ściskają się z białoruskimi i warczą na siebie z brukselskimi. Oddalamy się od Brukseli, zbliżamy do Mińska.
3. Kontrola organizacji pozarządowych
Jaka jest sytuacja organizacji pozarządowych na Białorusi czy w Rosji, widomo. Pełne podporządkowanie. Te, które korzystają z zagranicznych dotacji muszą się wpisać na listę „zagranicznych agentów”. To dokładnie odpowiada sposobowi myślenia polskiej prawicy, zarówno w polityce, jak i w mediach.
Społeczeństwo obywatelskie jest dobre pod warunkiem, że jest pod kontrolą władzy. Zapowiedziany przez premier Beatę Szydło pomysł stworzenia Narodowego Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, które ma kontrolować całość środków, o który w Polsce mogą ubiegać się organizacje pozarządowe, to dokładnie ten sposób myślenia. Organizacje pozarządowe zależeć mają ekonomicznie od rządu. To kolejny krok na Wschód.
4. Ograniczanie prawa do zgromadzeń
Ten sam Stanisław Karczewski zapytany, czy podpisze ustawę dającą pierwszeństwo demonstracjom władzy (władza przeciwko samej sobie demonstrować raczej nie będzie, może natomiast demonstrować za sobą, co zdarza się, nawet często, ale nie w demokracjach) i Kościołowi (konstytucja, która zakłada neutralność światopoglądową państwa, znaczy u nas już tyle, co na Białorusi) powiedział: "Ręka mi nie zadrży. To bardzo dobra ustawa". I uderza w klasyczny już w Rosji argument: "To uporządkowanie demonstracji".
Swoje rządy w Kazachstanie, w Rosji, w Azerbejdżanie, a także na Białorusi nazywają ich przywódcy najczęściej właśnie „porządkowaniem demokracji”. Demokracja to chaos polityczny. Społeczeństwo obywatelskie to chaos instytucjonalny. Niezależne media to chaos informacyjny. Niezależna prokuratura albo sądownictwo to chaos prawny. Władza, której „zależy na państwie” ma obowiązek to uporządkować.
5. Propaganda rządowa w mediach
Po prostu porównajcie sobie sami. Tutaj macie link do Wiadomości TVP, a tutaj do Wremia.
6. Nasz najlepszy przyjaciel jest najlepszym przyjacielem Rosji
Chodzi oczywiście o Viktora Orbana, który jest właśnie z kolejną wizytą w Polsce. To nie Jarosław Kaczyński był największym antykomunistą w naszym regionie. Był nim Viktor Orban. Ale stał się najlepszym przyjacielem Putina, który uzależnił swój kraj energetycznie i finansowo od Rosji. To nasz przyjaciel Orban krytykuje sankcje przeciwko Rosji, uśmiecha się na propozycje rozbioru Ukrainy i żąda autonomii dla Zakarpacia. Orban z Putinem składał kwiaty na grobach sowieckich żołnierzy, którzy stłumili krwawo powstanie węgierskie w 1956 roku.
Jeśli najlepszy przyjaciel Kaczyńskiego posuwa się do takiego kroku, to czy Kaczyński na pewno nie zrobi tego samego? Albo przynajmniej nie zacznie szukać oparcia na Wschodzie, gdy krytykuje go cały Zachód?
7. Wszyscy populiści są proputinowscy, więć dlaczego nasi być nie mogą?
Wtedy, gdy przemawiają eurodeputowani z PiS, albo sama premier w PE, jedyni, którzy biją jej brawo to ci, którzy należą do populistycznych partii otwarcie popierających Putina. Do tego dochodzi nowo wybrany prezydent USA, oboje główni kandydaci do zwycięstwa wyborów prezydenckich we Francji Marine Le Pen i Francois Fillon, przyszły prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmaier, a także lider prowadzącej w sondażach włoskiej partii pięciu gwiazd Beppe Grillo. To niemal komplet przywódców Zachodu.
To nie jest żadne prawo historyczne, że każdy populista musi być za Putinem, ale stoi za tym wiele przyczyn. Przede wszystkim Putin stanowi dla populistów idealny wzorzec rządów i dlatego cieszy się taką popularnością. Kaczyński nie musi popierać Putina, wystarczy że robi to, co on i jego sojusznicy na całym świecie wprowadzają lub chcą wprowadzić w swoich państwach. Przy czym USA czy Francja nie staną się przez to częścią Wschodu. A my owszem, ze względu na geopolitykę i głupotę polskich polityków.
Sławomir Sierakowski dla WP Opinie