Czy Gruzja stanie się areną krwawych walk? Dowódcy z wojny w Ukrainie chcą wejść do akcji
Konfrontacja pomiędzy prorosyjskim rządem a opozycyjną częścią społeczeństwa w Gruzji może jeszcze bardziej się zaognić po deklaracjach walczących w wojnie po stronie Ukrainy dowódców "Unii Kaukaskiej", którzy chcą objąć ochroną protestujących. Z kolei rosyjscy weterani wojenni nawołują do użycia broni wobec przeciwników rządu.
02.12.2024 16:56
Przywódcy "Legionu Kaukaskiego" walczącego po stronie Ukrainy w niedzielę wieczorem opublikowali komunikat wideo, w którym wyrazili chęć "ochrony suwerenności narodowej Gruzji i ludności cywilnej w jakiejkolwiek formie przed jakimkolwiek zagrożeniem". Lado Gamsakhurdia, szef komitetu wojskowego "Unii Kaukaskiej", powiedział, że żołnierze walczący w Ukrainie mogliby wrócić do kraju i tam założyć Gwardię Narodową Gruzji. "Dowódcy oddziałów gruzińskich (...) czekają na sygnał od prezydent!" - napisał na portalu X.
Okazuje się, że prezydent kraju Salome Zurabiszwili obawia się udziału wojskowych w proteście. W wypowiedzi dla mediów ostrzegła, że takie działanie byłoby "przeciwko protestowi". - Otrzymałam kilka wiadomości, że gruzińscy żołnierze z Ukrainy rzekomo zamierzają przybyć lub przybyli na ten protest. To jest bezpośrednia prowokacja. To się nie dzieje, nie wierzcie w to - oznajmiła polityk, która jest jedną z liderek protestu.
Od wielu dni w Gruzji trwa polityczna próba sił. Nowy premier Irakli Kobachidze ogłosił, że do 2028 r. kraj nie rozpocznie rozmów akcesyjnych z UE. Zarazem nie będzie przyjmować żadnych unijnych funduszy, ponieważ - jak stwierdził - "europejscy politycy i biurokraci wykorzystują udzielane granty i kredyty jako środek szantażu".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Antyunijna deklaracja wzburzyła obywateli, bo według sondaży około 80 proc. Gruzinów popiera członkostwo w UE. Na tle tego sporu w Tbilisi i kilku innych miastach doszło do wielotysięcznych demonstracji, które przerodziły się w starcia z policją. Gruzja od roku jest krajem kandydującym do przystąpienia do UE.
W poniedziałek rano siły bezpieczeństwa rozpędzały protestujących, ludzie zostali zatrzymani na dziedzińcach i w wejściach do domów. Jak podają gruzińskie stacje telewizyjne, ponad 40 osobom udzielono pomocy medycznej. Liczba osób zatrzymanych przekroczyła 200, a wśród nich jest jeden z przywódców opozycji - Zurab Japaridze.
Co dalej z Gruzją? Rosyjscy blogerzy żądają użycia broni
Za interwencją gruzińskich wojskowych opowiedzieli się rosyjscy blogerzy wojskowi i weterani wojny w Ukrainie. Grupa nazywana Z-blogerami (od Z, jako symbolu rosyjskiej armii inwazyjnej) twierdzi, że protesty w Tbilisi organizowane są przy "wsparciu sił zewnętrznych" i "zachodnich agentów", porównuje sytuację z ukraińskim Majdanem i wzywa władze do bardziej zdecydowanych działań, z użyciem broni włącznie.
"Władze Gruzji powinny wydać możliwie najsurowszy rozkaz rozproszenia pasożytów, w przeciwnym razie Gruzja stanie w obliczu wielkiej wojny, w której zginą dziesiątki tysięcy, a być może setki tysięcy Gruzinów. Bez względu na to, jak cynicznie może to teraz zabrzmieć, jeden warunkowy FAB-1500 dla kilkuset protestujących to akceptowalna cena (chodzi o zarzucenie bomby typu FAB - przyp red.)" - czytamy w poście popularnego bloga na Telegramie "Notatki Weterana".
Gen. Polko o Gruzji. Nowa odsłona wojny hybrydowej Kremla
- Uważam, że wydarzenia w Gruzji są kolejną odsłoną wojny hybrydowej realizowanej przez Władimira Putina, a jej celem jest objęcie władzy w poszczególnych krajach przez polityków o poglądach prorosyjskich, antyunijnych - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Roman Polko, były dowódca jednostki GROM.
- Deklaracje padające ze strony rosyjskich weteranów są szalenie niebezpiecznie dla ludzi. W razie starć ofiarami są zazwyczaj przypadkowi uczestnicy. Na razie Kremlowi nie opłaca się politycznie rozpętanie krwawych zajść, jednak nie można wykluczyć skrajnego scenariusza. Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie - dodaje gen. Polko. - Zresztą zobaczmy, że UE dyskutuje i boi się użycia broni atomowej, a prawdziwym zagrożeniem ze strony polityki Rosji jest wejście takich krajów jak Gruzja czy Mołdawia na orbitę Kremla - podkreśla były wojskowy.
Nazywają się Gruzińskie Marzenie. Zawracają kraj z drogi do UE
Uważana za prorosyjską partia rządząca o nazwie "Gruzińskie Marzenie" zwyciężyła w wyborach parlamentarnych w Gruzji, które odbyły się pod koniec października. Prezydent kraju Salome Zurabiszwili nie uznaje ich wyników, nie zgodziła się na inaugurację parlamentu i oczekuje rozpisania nowych wyborów. Rosja odcina się od podejrzeń o wpływ na zmianę władzy. Szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow odrzucił zarzuty, a jednocześnie oskarżył UE i USA o próbę wywołania w Gruzji "kolorowej rewolucji".
"To, czy uliczne demonstracje zmuszą władze do ustępstw, będzie zależało od wielkości protestów i determinacji ich uczestników, a także lojalności administracji publicznej względem rządzących. Należy oczekiwać, że mniejsze wystąpienia będą nadal brutalnie tłumione. Kluczowe dla przyszłości protestów mogą okazać się najbliższe dni" - ocenia w analizie Wojciech Górecki, specjalista z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Wojciech Wojtasiewicz z Polskiego Instytutu Spraw Miedzynarodowych spodziewa się raczej stopniowego samoistnego wygaszania protestów z uwagi na brak wiary uczestników w ich powodzenie. "Towarzyszące kryzysowi pokojowe protesty uliczne okazały się mniej liczne, niż spodziewała się tego opozycja. Spróbuje ona je teraz zradykalizować, jednak szanse na to wydają się ograniczone" - pisze analityk PISM w komentarzu do wydarzeń w Gruzji.
Jego zdaniem zwycięska partia Gruzińskie Marzenie nie zdecyduje się na rozpisanie nowych wyborów parlamentarnych, ale "dokona domknięcia jednopartyjnego systemu politycznego poprzez wybór w głosowaniu pośrednim nowego prezydenta". Kadencja prezydent Zurabiszwili kończy się w połowie grudnia.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski