Czy Europą będzie rządził "zespół z piekła rodem"?
"Blair i Barroso: europejski zespół z piekła rodem" - tak swój poniedziałkowy komentarz zatytułował publicysta dziennika "Financial Times" Wolfgang Muenchau. Dziennikarz dziwi się, jak "ktoś przy zdrowych zmysłach" może chcieć, aby jednocześnie Jose Manuel Barroso pozostał przewodniczącym Komisji Europejskiej na drugą kadencję, a Tony Blair pierwszym stałym przewodniczącym Rady Europejskiej.
Zdaniem publicysty, obecność Blaira i Barroso na dwóch najwyższych stanowiskach w UE będzie "nadzwyczajne". Jednym z argumentów jest to, że obaj aktywnie popierali inwazję na Irak w 2003 roku, podobnie zresztą jak były premier Danii Anders Fogh Rasmussen, który niedługo obejmie stanowisko sekretarza generalnego NATO.
Muenchau twierdzi, że po pierwsze: powiedzieć, że połączenie tych europejskich przywódców nie w pełni odzwierciedla zróżnicowanie opinii Europejczyków, to za mało.
Po drugie, były brytyjski premier Blair nie jest typem polityka działającego jako przeciwwaga dla Barroso, któremu nie udało się wypełnić próżni przywództwa w UE. Zdaniem publicysty "FT" Rada Europejska, zrzeszająca szefów państw i rządów z 27 krajów, jest ogromnie złożoną konstrukcją polityczną, z którą mieliby kłopoty nawet Klemens Metternich i książę Talleyrand. Zazwyczaj działa bez zarzuty, ale w czasie kryzysu Blair nie poradziłby sobie z nią.
Muenchau podkreśla, że Blair "niezaprzeczalnie posiada zdolności komunikacyjne i jego popularność polityczna jest niewątpliwie cenna". Jednak problemy z przywództwem w UE nie polegają przede wszystkim na komunikacji i wizerunku.
Po trzecie publicysta obawia się, że przewodnictwo w Radzie może się okazać nie do końca tym, czego spodziewa się Blair. Na razie stanowisko to nie istnieje, a Traktat Lizboński nie precyzuje na czym miałoby polegać. Jego kształt zależy w znacznej mierze od tego, czym uczyni je pierwsza piastująca je osoba.
Co więcej - zdaniem Muenchaua - kandydatura Blaira może utrudnić wybór Barroso na szefa Komisji Europejskiej. Jego przyszłość jest w rękach Parlamentu Europejskiego, w którym popierająca go centroprawica nie ma większości i musi polegać na socjalistach i liberałach.
- W latach 70. i 80. opowiadano dowcipy o hipotetycznym europejskim piekle. Niemcy i Brytyjczycy odpowiadaliby tam za kuchnię, a Włosi za policję. Europa rządzona przez Blaira i Barroso byłaby współczesną jego wersją - podsumowuje Muenchau.