Najnowsza okładka tygodnika "Sieci" przedstawia koalicję rzekomych wrogów Polski, którzy "chcą nas złamać". Nie dziwi przy tym galeria szwarccharakterów, do których tradycyjnie już zaliczani są Angela Merkel i Władimir Putin, uzupełniona obecnie przez premiera Izraela Benjamina Netanjahu. Zdziwienie budzi natomiast dołączony do listy wrogów prezydent Donald Trump na tle gwieździstego sztandaru USA powiewającego nad gorejącą Polską.
A miało być tak pięknie! Zaledwie pół roku temu okładka tygodnika "wSieci" wieszczyła "Sojusz w obronie cywilizacji" zawiązywany przez prezydentów Trumpa i Dudę w duchu myśli Jana Pawła II i Ronalda Reagana. W lipcu ubiegłego roku Trump był przekonany, że "Polska zwycięży", a teraz chce nas złamać? Są dwie możliwości, albo prezydent USA kompletnie nie wie co mówi, albo tygodnik po prostu źle odczytuje jego intencje.
Podczas wizyty w Polsce Donald Trump nie szczędził na pochwał. Zobacz co powiedział podczas spotkania z prezydentem Dudą
To jest biznes
- Trump is Trump (Trump to Trump) – mówią o swoim szefie pracownicy Białego Domu. Podkreślają przy tym, że POTUS wykracza poza przyjęte ramy "prezydenckości" i nie zamierza się zmienić. Jedną z cech Trumpa podkreślanych przez Michaela Wolffa w książce "Ogień i Furia" są zdolności komiwojażerskie. Obecny prezydent USA jest łasy na pochlebstwa i sam chętnie się nimi posługuje zjednując sobie partnerów. W ten sposób zmiękcza "klienta", z którym później dobija targu.
To spojrzenie dobrze tłumaczy łechcące nasze ego słowa wygłaszane przez Trumpa podczas ubiegłorocznej wizyty w Polsce i wyjaśnia rzekomą woltę, której miał dokonać. Zapowiedzi sojuszu w obronie cywilizacji były czystym zabiegiem marketingowym, który miał równie niewielkie osadzenie w rzeczywistości, jak obecna groźba łamania Polski przez USA.
Donald Trump jest biznesmenem i negocjatorem pełniącym funkcję prezydenta USA. Boleśnie przekonał się o tym polski MON, gdy okazało się ile mamy zapłacić za rakiety Patriot pomimo prezydenckich zapowiedzi o przyjaźni To czysty biznes łączący elementy gospodarki i polityki.
Tu nie ma miejsca na sentymenty
Amerykanie bardzo racjonalnie oceniają stosunki z Polską, o czym świadczyło spotkanie szefa dyplomacji Rexa Tillersona z Jarosławem Kaczyńskim. Najwyraźniej Waszyngton uznał, że należy rozmawiać ze "strongmanem", prawdziwym decydentem kierującym państwem dzięki sile woli i charakteru, jak tłumaczy słownik "Merriam-Webster", bez oglądania się na fasadowe instytucje rządowe. Tak Amerykanie zawsze postępowali w przypadku "republik bananowych", z którymi, z różnych powodów, muszą współpracować.
Podobnie jest teraz. Oczywiście Polska należy do NATO, stacjonują u nas amerykańscy żołnierze, a ponadto jesteśmy potrzebni w niekończącym się sporze z Rosją Putina. Jednakże w chwili, gdy wchodzimy w spór z Izraelem, jednym z najważniejszych sojuszników USA na świecie, wtedy Waszyngton bez ogródek pokazuje nam miejsce w szeregu i wcale nie oznacza to, że zamierza Polskę łamać albo niszczyć.
- Narody nie mają przyjaciół, tylko interesy – powiedział prezydent Francji Charles de Gaulle i to zdanie trzeba sobie nieustanie powtarzać. Jest tak samo prawdziwe w odniesieniu do stosunku Donalda Trumpa do Polski czy naszych relacji z Izraelem, jak i możliwego zachowania premiera Węgier Orbana w kontekście art. 7 i relacji z Unią Europejską.
Wychwalanie pod niebiosa zagranicznych przywódców ma równie niewiele sensu jak obrażanie się na nich i ich niecne zamiary. Politycy patrzący na nas z najnowszej okładki "Sieci" nie chcą Polski łamać ani podpalać. Oni po prostu są przywódcami swoich krajów i w ich interesie występują. Z kolei pozycja Polski i skuteczna obrona naszych interesów zależy tylko i wyłącznie od nas samych i opierać się musi na racjonalnej ocenie sytuacji i umiejętnościach dyplomatycznych, a nie na emocjach. Tworzenie kolekcji wrogów zewnętrznych niczego tu nie wnosi.
Jarosław Kociszewski dla Opinii WP