Czy Donald Trump z sojusznika stał się wrogiem Polski? Podgrzewanie emocji na pewno nam nie pomaga
Kim jest dla Polski Donald Trump, sojusznikiem czy członkiem wrogiego spisku? Tygodnik "Sieci" najwyraźniej zmienił zdanie. Człowiek, który pół roku temu, razem z nami miał bronić cywilizację, teraz chce nas złamać. W rzeczywistości ani jedno, ani drugie nie jest prawdą.
05.02.2018 | aktual.: 05.02.2018 13:14
Najnowsza okładka tygodnika "Sieci" przedstawia koalicję rzekomych wrogów Polski, którzy "chcą nas złamać". Nie dziwi przy tym galeria szwarccharakterów, do których tradycyjnie już zaliczani są Angela Merkel i Władimir Putin, uzupełniona obecnie przez premiera Izraela Benjamina Netanjahu. Zdziwienie budzi natomiast dołączony do listy wrogów prezydent Donald Trump na tle gwieździstego sztandaru USA powiewającego nad gorejącą Polską.
A miało być tak pięknie! Zaledwie pół roku temu okładka tygodnika "wSieci" wieszczyła "Sojusz w obronie cywilizacji" zawiązywany przez prezydentów Trumpa i Dudę w duchu myśli Jana Pawła II i Ronalda Reagana. W lipcu ubiegłego roku Trump był przekonany, że "Polska zwycięży", a teraz chce nas złamać? Są dwie możliwości, albo prezydent USA kompletnie nie wie co mówi, albo tygodnik po prostu źle odczytuje jego intencje.
To jest biznes
- Trump is Trump (Trump to Trump) – mówią o swoim szefie pracownicy Białego Domu. Podkreślają przy tym, że POTUS wykracza poza przyjęte ramy "prezydenckości" i nie zamierza się zmienić. Jedną z cech Trumpa podkreślanych przez Michaela Wolffa w książce "Ogień i Furia" są zdolności komiwojażerskie. Obecny prezydent USA jest łasy na pochlebstwa i sam chętnie się nimi posługuje zjednując sobie partnerów. W ten sposób zmiękcza "klienta", z którym później dobija targu.
To spojrzenie dobrze tłumaczy łechcące nasze ego słowa wygłaszane przez Trumpa podczas ubiegłorocznej wizyty w Polsce i wyjaśnia rzekomą woltę, której miał dokonać. Zapowiedzi sojuszu w obronie cywilizacji były czystym zabiegiem marketingowym, który miał równie niewielkie osadzenie w rzeczywistości, jak obecna groźba łamania Polski przez USA.
Donald Trump jest biznesmenem i negocjatorem pełniącym funkcję prezydenta USA. Boleśnie przekonał się o tym polski MON, gdy okazało się ile mamy zapłacić za rakiety Patriot pomimo prezydenckich zapowiedzi o przyjaźni To czysty biznes łączący elementy gospodarki i polityki.
Tu nie ma miejsca na sentymenty
Amerykanie bardzo racjonalnie oceniają stosunki z Polską, o czym świadczyło spotkanie szefa dyplomacji Rexa Tillersona z Jarosławem Kaczyńskim. Najwyraźniej Waszyngton uznał, że należy rozmawiać ze "strongmanem", prawdziwym decydentem kierującym państwem dzięki sile woli i charakteru, jak tłumaczy słownik "Merriam-Webster", bez oglądania się na fasadowe instytucje rządowe. Tak Amerykanie zawsze postępowali w przypadku "republik bananowych", z którymi, z różnych powodów, muszą współpracować.
Podobnie jest teraz. Oczywiście Polska należy do NATO, stacjonują u nas amerykańscy żołnierze, a ponadto jesteśmy potrzebni w niekończącym się sporze z Rosją Putina. Jednakże w chwili, gdy wchodzimy w spór z Izraelem, jednym z najważniejszych sojuszników USA na świecie, wtedy Waszyngton bez ogródek pokazuje nam miejsce w szeregu i wcale nie oznacza to, że zamierza Polskę łamać albo niszczyć.
- Narody nie mają przyjaciół, tylko interesy – powiedział prezydent Francji Charles de Gaulle i to zdanie trzeba sobie nieustanie powtarzać. Jest tak samo prawdziwe w odniesieniu do stosunku Donalda Trumpa do Polski czy naszych relacji z Izraelem, jak i możliwego zachowania premiera Węgier Orbana w kontekście art. 7 i relacji z Unią Europejską.
Wychwalanie pod niebiosa zagranicznych przywódców ma równie niewiele sensu jak obrażanie się na nich i ich niecne zamiary. Politycy patrzący na nas z najnowszej okładki "Sieci" nie chcą Polski łamać ani podpalać. Oni po prostu są przywódcami swoich krajów i w ich interesie występują. Z kolei pozycja Polski i skuteczna obrona naszych interesów zależy tylko i wyłącznie od nas samych i opierać się musi na racjonalnej ocenie sytuacji i umiejętnościach dyplomatycznych, a nie na emocjach. Tworzenie kolekcji wrogów zewnętrznych niczego tu nie wnosi.
Jarosław Kociszewski dla Opinii WP