Czterolatek zginął w pożarze. Poruszająca relacja ojca
W pożarze, do którego doszło w Wiskitkach (powiat żyrardowski), zginął czteroletni chłopczyk. Jego ojciec przekonuje, że w momencie tragedii chłopiec był pod opieką babci, która na chwilę wyszła z domu. Mężczyzna nie może sobie wybaczyć, że nie zdążył szybciej dotrzeć z pomocą.
Do pożaru doszło w poniedziałek w jednokondygnacyjnym domu. Po przybyciu strażacy zastali w pełni rozwinięty pożar. Jedna osoba ewakuowała się przed ich przybyciem - informowali strażacy.
- Jak wynika z relacji świadków, w domu zostało samo kilkuletnie dziecko. Na zewnątrz była osoba, która jak tylko zobaczyła dym, natychmiast wezwała służby - relacjonowała st. sierż. Julia Szczygielska z policji w Żyrardowie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po przeszukaniu pogorzeliska znaleziono ciało 4-letniego chłopca.
Jak relacjonuje ojciec chłopca, w chwili tragedii był on pod opieką babci. Kobieta miała wyjść na chwilę z domu, a wtedy wybuchł pożar. Wezwała na pomoc strażaków i zadzwoniła do syna, który wtedy był w pracy.
- Kiedy dotarłem na miejsce, zobaczyłem ogień i dym. Zapytałem, gdzie jest syn, ale nikt nie potrafił odpowiedzieć mi na to pytanie. Próbowałem wejść do środka, żeby znaleźć synka, ale temperatura była tak wysoka, że nie dałem rady - mówi ojciec chłopca w rozmowie z "Faktem".
Dodaje, że cały czas miał nadzieję, że syna nie ma jednak w domu. Kiedy pożar został opanowany, strażacy weszli do środka i znaleźli ciało chłopca.
W rozmowie z "Faktem" ojciec chłopca mówi, że nie może sobie wybaczyć, że nie uratował własnego dziecka. - Gdybym dotarł szybciej i wskoczył w te płomienie, może udałoby mi się go uratować - mówi zrozpaczony mężczyzna.
Przyczyny pożaru jeszcze nie są znane. Śledztwo w sprawie śmierci chłopca prowadzi prokuratura.
Czytaj także:
Źródło: PAP, "Fakt"