Człowiek mógł przed nimi uciekać. Zwierzę jest bezradne
– Nie miałem czasu zakopywać martwych. Przykrywałem i ruszałem dalej. Zależało mi, by odnaleźć jak najwięcej żywych – mówi Wirtualnej Polsce ukraiński aktor Aleksiej Surowcew. Po ataku Rosji na Ukrainę zaczął ratować opuszczone zwierzęta.
Popularność przyniosły Surowcewowi występy w serialu "Ślad" oraz ukraińskim "Tańcu z Gwiazdami". Obecnie obserwuje go na Instagramie 100 tys. osób, ale nie tylko ze względu na aktorski dorobek. Po wybuchu wojny zaczął jeździć po zniszczonych przez Rosjan miejscowościach. Z gruzów domów i wraków samochodów wyciąga bezbronne ofiary rosyjskiej agresji - opuszczone, głodne, samotne, ranne zwierzęta.
Dariusz Faron, Wirtualna Polska: Jak to się stało, że aktor i trzykrotny mistrz Ukrainy w striptizie został "panem od zwierząt"?
Aleksiej Surowcew: Po wybuchu wojny od razu wróciłem do Kijowa z małych wakacji, żeby jakoś pomóc. Nie wiedziałem, co robić. Chciałem zaciągnąć się do obrony terytorialnej, ale zdawałem sobie sprawę, że jest mnóstwo chętnych.
Początkowo pomagałem w ewakuacji ludzi. Tu też jednak nie brakowało rąk do pracy. Zobaczyłem na Telegramie ogłoszenie, że w samochodzie uwięziony jest kot. Autor wpisu prosił, by go uratować.
Udałem się pod wskazany adres, znalazłem zwierzaka. Był zamknięty w walizce od czterech dni. Opublikowałem wideo z akcji na Instagramie. Wtedy zalała mnie fala próśb o pomoc. Ludzie przesyłali informacje o zwierzętach, które znalazły się w potrzasku. Teraz mam nawet asystentkę, początkowo pracowałem sam.
Ile zwierząt pan uratował?
Około sześciuset. Obecnie nie działam już tak intensywnie, ale przez pewien czas wyjeżdżałem piętnaście, dwadzieścia razy dziennie. Dobowy rekord to 33 uratowane zwierzęta.
Pamiętam każde.
Były uwięzione w mieszkaniach, garażach, budynkach gospodarczych czy samochodach.
Jakie historie najbardziej zapadły panu w pamięć?
Najczęściej pisali ludzie, którzy uciekli przed wojną i zostawili zwierzęta zamknięte w swoich domach. Były skazane na śmierć, bo szybko kończyło im się jedzenie. Niektórzy właściciele przysyłali klucze. Inni prosili, bym wyważył drzwi. Pamiętam kota Timochkę.
Już sama wiadomość od pani, do której należy, pokazywała, jak bardzo go kocha. Przez długi czas nie mogłem się do niego dostać, ponieważ obszar był pod ciężkim ostrzałem. Kiedy udało mi się dotrzeć do domu, wdrapałem się po resztkach schodów i ujrzałem zbombardowane mieszkanie. Przez moment myślałem, że nie mam już kogo ratować.
A tu nagle kocur wyszedł spod gruzów. Nie bał się, podszedł do mnie z ufnością. Niedługo później oddałem go właścicielce.
Zapewne zwierzęta nie zawsze reagowały tak przyjaźnie?
Tak. Pamiętam kamienicę, w której zamknięto Ruby’ego, dużego psa rasy bobtail. Nie miałem jak się dostać do środka, więc musiałem się wdrapać przez okno. Ruby uznał, że jestem złodziejem. Najpierw głośno szczekał, potem ruszył na mnie i pogryzł. Ewakuowałem się. Zmieniłem taktykę. Przynosiłem mu jedzenie, by się do mnie przyzwyczaił. Czekałem też, aż właścicielka przyśle mi klucze. W końcu przestał reagować agresywnie. Gdy uznałem, że nadeszła pora, spokojnie wyprowadziłem go z mieszkania. Byłem bardzo szczęśliwy, że ta historia zakończyła się dobrze.
Jeździ pan po całej Ukrainie?
Początkowo działałem tylko w Irpieniu, później rozszerzyłem to na cały obwód kijowski. Borodzianka, Bucza, Hostomel…
Po wyzwoleniu tych terenów wiele martwych zwierząt leżało na ulicach. Widok nieżywego zwierzęcia działał na mnie równie mocno jak obraz zabitych ludzi. Większość z nas mogła podjąć jakiekolwiek działanie, by się uratować. A zwierzęta są bezbronne. Nadal mnie to boli.
Czasem okropne obrazy wracają, siadam i po prostu płaczę. Każdego dnia przekonywałem się, jak wiele ta wojna nam zabrała. Nie dociera do mnie, że podobne rzeczy dzieją się w 2022 roku. I nie rozumiem, jak można być taką bestią. W wielu mieszkaniach już na pierwszy rzut oka widać było, że lokatorzy uciekali w popłochu. Wszędzie walały się porozrzucane rzeczy.
Byłem jednym z pierwszych, który zaczął w Irpieniu ratować zwierzęta. Po wycofaniu się Rosjan wchodziłem do pustych budynków. Dużą część domów zrabowano, wyłamano drzwi. Bardzo przykry widok. I obrzydliwe działanie Rosjan.
Często był pan w niebezpieczeństwie?
Pięć razy znalazłem się pod ostrzałem. Musiałem na chwilę porzucić myśl o danym zwierzaku i ratować siebie. Zawsze wszystko działo się tak szybko. Raz wysiadłem z samochodu i uciekłem na podziemny parking. Czekałem, aż strzały i wybuchy ustaną. Nie będę ukrywał, bardzo się bałem. Ale nigdy nie myślałem, by zrezygnować. Wręcz przeciwnie, ciągle czułem, że robię zbyt mało. Że mogę ratować jeszcze więcej zwierząt.
Jak często zjawiał się pan na miejscu za późno?
Kilka razy. Pewnego dnia jadę pod wskazany adres, a tam całkowicie zbombardowany dom, spalone ruiny. Zszedłem do piwnicy, gdzie miały być trzy małe kociaki. Kiedy odnalazłem je w gruzach, były w bardzo ciężkim stanie. Nic dziwnego, przez jakiś czas oddychały dymem. Z pyszczków leciała im biała piana. Od razu pojechałem do szpitala weterynaryjnego. Jeden zmarł, dwa udało się uratować. Łącznie odnalazłem trzy martwe koty i jednego królika. Zwierzęta najprawdopodobniej umarły z głodu. Przykryłem je kawałkiem materiału i wyszedłem. Od razu skontaktowałem się z właścicielami. Nie miałem czasu na zakopywanie zwierząt. Uznałem, że lepiej jechać na ratunek kolejnym, bo zgłoszeń ciągle przybywało.
Media każdego dnia dokumentują bestialstwo Rosjan. Pan widzi je także na przykładzie losu ukraińskich zwierząt.
Tak, widziałem czworonogi, które poddano torturom. Ale najczęściej nie potrafiłem określić, jak zginęły zwierzęta i co spotkało je bezpośrednio przed śmiercią. Zginęły od strzału czy zostały zakatowane? Nie zastanawiałem się nad tym. Po prostu działałem.
Po zniszczeniu mostu w Irpieniu ewakuacja ludności była mocno utrudniona. W pewnym momencie zdjęcia cywilów uciekających przed wojną przez drewnianą kładkę stały się symbolem losu Ukraińców w czasie wojny.
Dobrze znam te fotografie. Byłem przy kładce, pomagałem w ewakuacji. Miałem trochę problemów na punktach kontrolnych, ale z czasem członkowie obrony terytorialnej już mnie rozpoznawali.
Podczas największych bombardowań siedziałem w swoim mieszkaniu w Irpieniu. Kiedy zabrakło prądu i wody, przeniosłem się do Kijowa. Ale codziennie jeździłem do mniejszych miejscowości po zwierzęta.
Odnajduje pan zwierzę. Co później pan robi?
Około 85 procent trafiło z powrotem do właścicieli. Choć bywały sytuacje, że nie miały już do kogo wracać. Zorganizowaliśmy schronisko dla zwierząt, zgłaszały się po nie nowe rodziny. Rozlokowaliśmy się w podziemiach lecznicy weterynaryjnej. Sam zrobiłem remont pomieszczeń, by zwierzęta mogły tam przebywać.
Po co właściwie wrzuca pan filmy z akcji do mediów społecznościowych? Ktoś mógłby zarzucić, że w ten sposób się pan promuje.
Na szczęście nie słyszałem podobnych głosów. Ludzie chyba doskonale rozumieją, dlaczego to upubliczniam. Chcę wysłać sygnał, że trzeba pomagać. Każdy z nas w różny sposób może przyczynić się do zwycięstwa.
Poza tym chciałbym uczulić innych, że jeśli nie ma konieczności, nie powinni porzucać zwierząt, bo one później bardzo cierpią. I wreszcie, wrzucałem wszystko na Instagram, bo potrzebowałem pomocy finansowej. Ludzi, którzy by mnie wspomogli. Udało się. Najpierw jeździłem na akcje swoim smartem. Dzięki mojej aktywności w mediach społecznościowych zgłosiła się znana ukraińska piosenkarka, Swietłana Łoboda, która sprezentowała mi większy samochód.
Co z finansowaniem akcji?
Zainwestowałem trochę swoich pieniędzy, ale nie były to duże kwoty. Musiałem kupić jedzenie dla zwierząt i klatki. Cieszę się, że ludzie tak się zainteresowali moją działalnością. Pozytywne komentarze są bardzo przyjemne. Ale nie czuję się bohaterem. Wcześniej dokarmiałem bezdomne zwierzęta. Nauczyłem się tego od matki, która też im pomagała. Dla mnie to norma.
Ile ukraińskich zwierząt zostało bez właścicieli?
Nie potrafię określić skali zjawiska. Nie działam w żadnej organizacji, nie zbieram danych. To oddolna inicjatywa. Mogę jedynie powiedzieć, że zapanował chaos. Jedne zwierzęta czekają w domach opuszczone przez właścicieli, inne błąkają się po ulicach. Jedyne, co możemy zrobić, to starać się im stworzyć nowy dom. Obecnie rzadko jeżdżę na akcje. Zajmuję się odnalezionymi zwierzętami. W tym celu stworzyłem schronisko, które będę rozbudowywał.
W jakiś sposób państwo pomaga zwierzętom w czasie wojny?
Państwo ma ważniejsze sprawy na głowie. Musi się skupić na obronie kraju przed rosyjską agresją. O zwierzęta powinni dbać przede wszystkim zwykli ludzie, organizacje pozarządowe. I robimy to.
Wojna zjednoczyła Ukraińców. Każdy pomaga, jak umie. Jeden tka siatki, inny gotuje obiady, jeszcze inny szuka zaginionych zwierząt. Cieszy mnie, że odnalezione przez nas czworonogi najczęściej bardzo szybko wracają do dobrej formy. Wojna na pewno jest dla nich traumą, ale jeśli odnajdują nowy kochający dom, znów widać w nich radość.
Jak wygląda dziś rzeczywistość w obwodzie kijowskim?
Życie powoli wraca do normy. Wiele osób przyjechało tu z powrotem z miejsc, do których uciekło przed wojną. Ulice robią się zatłoczone. Prawie wszystkie domy mają już prąd i wodę. Kolejne zadanie to odbudowa infrastruktury, zniszczonych budynków.
Ale to już historia na inną opowieść.
POSŁUCHAJ PODCASTU OUTRIDERS: