Członkowie KOD oskarżeni o zakłócenie wystawy o gen. Andersie nie przyznają się do winy
• Przed Sądem Rejonowym w Suwałkach (Podlaskie) rozpoczął się proces pięciu członków KOD, obwinionych o zakłócenie otwarcia - w tamtejszym Archiwum Państwowym - wystawy o gen. Władysławie Andersi
• Żaden z działaczy nie przyznał się do zarzutu
• Grozi im kara aresztu, ograniczenia wolności lub grzywny
• Proces odroczono do 22 grudnia
18.11.2016 | aktual.: 18.11.2016 15:03
Przed Sądem Rejonowym w Suwałkach rozpoczął się proces pięciu osób, które policja obwinia o zakłócenie otwarcia wystawy o gen. Andersie w miejscowym Archiwum Państwowym. To zarzut z kodeksu wykroczeń; obwinieni nie przyznają się. Ciąg dalszy - w grudniu.
Chodzi o incydent, który miał miejsce 4 marca - ostatniego dnia kampanii wyborczej w wyborach uzupełniających do Senatu w okręgu obejmującym część województwa podlaskiego.
Kandydatka PiS Anna Maria Anders, która ostatecznie mandat zdobyła, uczestniczyła wtedy w Archiwum Państwowym w Suwałkach w otwarciu wystawy "Armia Skazańców" poświęconej jej ojcu - generałowi Władysławowi Andersowi. Wraz z nią byli tam m.in. szefowie MSWiA - minister Mariusz Błaszczak i wiceminister Jarosław Zieliński.
Otwarcie zostało zakłócone przez grupę osób, które protestowały przeciwko prowadzeniu kampanii wyborczej w takim miejscu. Były to osoby starsze, część z nich miała znaczki Komitetu Obrony Demokracji (KOD). Doszło do utarczek słownych.
Po kilku miesiącach badania sprawy suwalska policja uznała, że w sumie pięć osób naruszyło przepisy kodeksu wykroczeń, mówiące o naruszeniu porządku w miejscu publicznym "krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem". Grozi za to kara aresztu, ograniczenia wolności lub grzywny.
Obwinieni nie przyznają się. Jedna z tych osób odmówiła przed sądem składania wyjaśnień, ze względu na stan zdrowia nie uczestniczyła w całej rozprawie.
Pozostałe opisywały przebieg zdarzeń z 4 marca. Przyznały, że są działaczami Komitetu Obrony Demokracji. Podkreślały, że w dniu wystawy prowadziły w różnych miastach w Podlaskiem kampanię na rzecz frekwencji w wyborach uzupełniających do Senatu, rozdawały ulotki, ale nie popierały żadnego kandydata.
KOD miał również zaplanowane tego dnia wieczorem w Suwałkach stowarzyszeniowe spotkanie. Obwinieni mówili, że teraz już się znają, wcześniej się nie znali lub znali słabo.
Jeden z nich powiedział w sądzie, że zajmuje się obserwowaniem różnych wyborów w kraju i za granicą, zna prawo wyborcze, prowadzi bloga. Mówił, że gdy tylko usłyszał o wystawie w Suwałkach z udziałem kandydatki do Senatu, pomyślał, że - jak to ujął - sprawa jest "brudna" i ma charakter wiecu wyborczego, co - jak dodał - jest złamaniem prawa wyborczego. Sytuacja była "oczywista, niedyskusyjna" - mówił dodając, że na wystawie byli też zwolennicy kandydatki PiS.
Wszyscy obwinieni podkreślali, że nie atakowali nikogo, a uroczystość otwarcia wystawy nie została przerwana. Mówili też, że to pod ich adresem padały wulgaryzmy, dochodziło do ataków słownych - przez - jak to określili - zwolenników kandydatki PiS w wyborach. Wyrażali też zdziwienie, że wśród obwinionych o zakłócanie otwarcia wystawy nie ma tych osób.
Po tych wyjaśnień suwalski sąd przesłuchał dziesięcioro świadków. Byli to działacze KOD, a ponadto dyrektor Archiwum Państwowego w Suwałkach oraz dwaj policjanci, którzy uczestniczyli w zabezpieczaniu wystawy. Policjanci potwierdzali, że w trakcie wystawy nie była podjęta żadna interwencja.
Dyrektor suwalskiego archiwum Tadeusz Radziwonowicz zeznał, że to wiceszef MSWiA, suwalski poseł PiS Jarosław Zieliński dzwonił do niego z propozycją wystawy, a zaproszenia na wystawę rozsyłało biuro posła. Mówił też, że nie ustalano z nim wcześniej, jak otwarcie ma wyglądać. Przyznał, że nie spodziewał się, że dojdzie wtedy do "takiego zamieszania".
Sąd odroczył proces do 22 grudnia. Uwzględnił wniosek obrony, by powołać na świadka w tej sprawie wiceministra Zielińskiego. Chodzi o wyjaśnienie okoliczności związanych z organizacją wystawy, jej terminem i przebiegiem. Obrońca obwinionych mecenas Jakub Wende powiedział, że to wiceminister Zieliński jest w stanie najpełniej wyjaśnić te kwestie.
Obrona wnioskowała też początkowo o wezwanie na świadka również szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka oraz senator PiS Anny Marii Anders, ostatecznie jednak z tego wniosku dowodowego zrezygnowała. Do grudniowej rozprawy policja ma też zdecydować czy i jakie nagrania telewizyjne będą stanowiły dowód w tej sprawie oraz czy mają być odtwarzane przed sądem.
Rozpoczęcie procesu poprzedziła manifestacja działaczy KOD pod suwalskimi biurami Jarosława Zielińskiego i Anny Marii Anders. - Protestujemy przeciwko wywieraniu politycznych nacisków na sądy, przeciwko wykorzystywaniu aparatu państwa do celów politycznych - mówił tam dziennikarzom lider Komitetu Mateusz Kijowski.
- W naszym przekonaniu wyrok powinien być uniewinniający, ponieważ nie zdarzyło się nic takiego, co zasługiwałoby na ukaranie - dodał.
Sam proces jest obserwowany przez Helsińską Fundację Praw Człowieka.
PAP, oprac. Adam Przegaliński