Czesław Miłosz zerwał z Polską - rozpoczął się festiwal nienawiści

15 maja 1951 roku Czesław Miłosz, wówczas urzędnik polskiej dyplomacji w Paryżu, ogłasza zerwanie z władzami PRL-owskimi, występując o azyl polityczny. Rozpoczyna się prawdziwy festiwal nienawiści skierowany w „zdrajcę i dezertera”, w którym biorą udział – posłuszni wówczas władzy ludowej - Antoni Słonimski, Konstanty I. Gałczyński, Kazimierz Brandys.

Gałczyński pisze "Poemat dla zdrajcy" poświęcony "dezercji" Miłosza, Zbigniew Herbert zgryźliwie komentuje: "Związek Literatów stracił ciekawe zajęcie – szukanie willi dla Miłosza" ("Miłosz. Biografia" A. Franaszek, 2011, s. 468). Janinę Broniewską (pierwszą żonę Władysława Broniewskiego)
ponoszą emocję i radykalnie stwierdza: „Miłosz to jest swołocz i jedyna reakcja członka partii to plunąć mu w twarz”. Jan Kott zaś wypominając poecie zdradę, wypomina mu również litewskie pochodzenie: „Człowiek ten (...) nie wspomina o tym, że w czasie okupacji wziął paszport litewski, aby uchronić się od dzielenia losu i doli narodu polskiego (...), kłamał, wiele lat, pracując w naszej służbie zagranicznej, kłamał, przyjeżdżając tutaj (...) kłamał w stosunku do swoich zwierzchników i okłamał nas do końca (...). My zdrajców nie żałujemy i żałować nie będziemy nigdy”.

Antoni Słonimski w listopadzie 1951 roku w „Trybunie Ludu” daje prawdziwy popis swych możliwości polityczno-retorycznych: „Godzisz w budowę fabryk, uniwersytetów i szpitali, wrogiem jesteś robotników, inteligentów i chłopów (...) Słowo twoje, jeśli tu dociera, przyjaźnie brzmi w szynkach szmuglerskich, w knajpach aferzystów, sprzymierza się z chuligaństwem, usprawiedliwia nierobów i awanturników, czekających na trzecią wojnę światową (...) Wiesz, że wykonanie planu sześcioletniego uczyni z Polski wielki i silny kraj socjalistyczny. Czego chcesz? Chcesz wojny. Na trupach nowych milionów dzieci, kobiet i mężczyzn opierasz swoje nadzieje. Sprzymierzeńcami twoimi są przywrócone do życia upiory hitlerowskie”.

Leon Pasternak swój wiersz „Farbowany lisek” kieruje bezpośrednio do Miłosza:
„Dadzą ci tę wolność, aż tak wytęsknioną!
Wolność ścierki przy kuble, kundla na łańcuchu,
Dalej! Rozdrapywać zapocone łono!
Nuże pisać paszkwile w atlantyckim duchu! (...)
Zgadza się rachunek – farbowany wieszczu:
wczoraj folksdojcz, dziś zdrajca, a jutro już – agent”.

Miłoszowi dostaje się nie tylko od kolegów współpracujących z nową władzą, także emigracja wiesza na nim psy, wielu uznaje go za „agenta bolszewickiego aparatu dywersyjnego na Zachodzie”. Sergiusz Piasecki w londyńskich „Wiadomościach” pisze: „Jako poeta Miłosz jest starą kobyłą, bo łupi wiersze od dwudziestu lat, możliwości rozwoju miał rozległe, a nie napisał jeszcze nic takiego, co by dorównało wierszom np. Łobodowskiego”. Mieczysław Grydzewski, redaktor naczelny tychże „Wiadomości”, strofował uciekiniera lekceważąco: „Jeśli po sześciu latach wiernej służby niewoli pan Miłosz wybrał wolność, powinien był wraz z tą wolnością wybrać co najmniej sześcioletnie milczenie”.

Poeta Jan Lechoń (w latach 1930-1939 tak jak Miłosz polski attaché kulturalny w Paryżu) pisał z Nowego Jorku w liście do Grydzewskiego: „Jeżeli Miłosz ma w sobie odrobinę uczciwości, powinien się powiesić, a w każdym razie pójść do fizycznej pracy, aby dowieść, że jest z „ludem”. Jego poezja (...) tak jest potrzebna ludowi jak „piździe daszek”.

Początkowo nikt nie spodziewał się tak żywiołowej reakcji, władze w Polsce, chcą nawet wyciszenia i „delikatnego rozstania”. Prawdopodobnie jednak spiralę nienawiści podkręca Jerzy Giedroyc, dla którego pierwsze tak głośne wystąpienie rozpoznawalnego pisarza z szeregów komunistycznych, jest okazją do wybicia i wzmocnienia emigracyjnej pozycji swojego pisma „Kultura”. Giedroyc stara się nagłośnić sprawę Miłosza, uważając ją za aferę i skandal polityczny na miarę słynnej we Francji pod koniec XIX wieku „sprawy Dreyfusa”.

Decyzja o zerwaniu z Polską nie była jednak dla Miłosza łatwa, wcale nie chciał ucieczki na emigrację, tym bardziej że komplikowała mu się też sytuacja rodzinna (podczas pracy na placówce w USA urodził się jego pierwszy syna, w drodze było kolejne dziecko, a ciąża żony była zagrożona). Do emigracji namawiała go m.in. właśnie żona Janka, która po nominacji Konstantego Rokossowkiego na marszałka Polski (w listopadzie 1949 roku) wypominała mężowi zgadzanie się na sytuację w Polsce. Miłosz był w Polsce rozpoznawalnym nazwiskiem, miał swoją renomę, zdobywał pochwały, był cenionym poetą. Na Zachodzie był osobą całkowicie anonimową, podrzędnym urzędnikiem ambasady dalekiego kraju. W rozmowie z Renatą Gorczyńską pt. Podróżny świata Miłosz wspominał: „należałem do bardzo dobrze notowanego towarzystwa, ludzi dobrze ubranych, dobrze mieszkających, po prostu do elity, która rządziła Polską”. Najważniejsza była wówczas dla niego „potrzeba wiary w ważność własnej osoby”, która „przesądziła o moim trzymaniu się rządu
warszawskiego po wojnie”. Miłosz w liście do Wańkowicza zwierzał się, że do emigracji został wręcz zmuszony „przyduszony tak, że na szachownicy nie było już miejsca na żaden ruch”.

Do pracy po 1945 roku w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w dyplomacji (najpierw w Stanach Zjednoczonych, a potem we Francji) Miłosz trafił dzięki protekcji Jerzego Putramenta i Jerzego Borejszy – Putrament przestrzegał wówczas Miłosza: „Pamiętaj, że podpisujesz diabelski pakt”. Miłosz we wspomnieniach w „Roku myśliwego” pisał: „Wyjazd za granicę od początku stał pod znakiem kłamstwa, bo przecież kierowałem się jedynym pragnieniem: wyjechać. A potem się zobaczy. Moja matka przed śmiercią wręcz kazała mi wyjeżdżać (...)”. Miłosz wiedział już wówczas o gułagach, Katyniu i deportacjach, z tego też powodu pisał: „Cierpiałem i oskarżałem siebie o prostytuowanie się”.

Czekając na azyl polityczny, Miłosz ukrywał się u Jerzego Giedroycia w Maisons-Laffitte, obawiając się prowokacji i porwania przez polskie służby bezpieczeństwa. Z żoną i dwójką dzieci zobaczy się dopiero po przeszło 2,5-letniej rozłące. Typowo polskie piekiełko i ogromna nagonka jaką przypuścili na Miłosza jego dawni koledzy po piórze w kraju i na emigracji była dla niego szokiem, który pozwolił mu jednak otrząsnąć się z mrzonek o możliwości współpracy z nową władzą: „Chcieli pewnie ze mnie zrobić takiego, który publicznie zbiera wieńce i oklaski i tylko za kulisami biją go w mordę”.

Swoje słynne oświadczeniu z maja 1951 roku pod znamiennym tytułem „Nie” Miłosz rozpoczynał zdaniem: „To, o czym powiem, można nazwać historią pewnego samobójstwa” i dalej wyjaśniał: „W ciągu pięciu lat służyłem lojalnie mojej ludowej ojczyźnie, starając się według najlepszego mojego rozumienia wypełniać moje obowiązki i jako pisarz, i jako attaché kulturalny w Stanach Zjednoczonych i we Francji. Przychodziło mi to tym łatwiej, że cieszyłem się, iż półfeudalna struktura Polski została złamana, że robotnicza i chłopska młodzież zapełnia uniwersytety, że została przeprowadzona reforma rolna, a Polska zmienia się z kraju rolniczego w przemysłowo-rolniczy”. Swoją decyzję zaś motywuje przesłankami moralnymi: „Człowiek nie powinien kłamać. Kłamstwo (...) jest źródłem wszelkich zbrodni (...) Naczelnym obowiązkiem poety jest mówić prawdę”.

Zerwanie z władzą ludową z 1951 roku wiązało się z wykreśleniem nazwiska Miłosza z oficjalnego obiegu kulturalnego, zaprzestaniem wydawania jego wierszy – zapis cenzorski zakazywał nawet wymienia jego nazwiska w publikacjach. Dopiero Nagroda Nobla w 1980 roku przywróciła jego twórczość, choć oczywiście w okrojonym wymiarze, krajowemu czytelnikowi.

Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski

Szanowni Państwo,
Umieszczenie nazwiska Zbigniewa Herberta w szeregu osób, które wyrażając się niepochlebnie o Czesławie Miłoszu, miały służyć nowej władzy, było błędem, za który przepraszam. Został on na moją prośbę poprawiony. Herbert zdecydowanie dystansował się od nowego porządku politycznego i socrealizmu, a zacytowana jego wypowiedź była jedynie przekorną złośliwością wobec środowiska związanego z ZLP, pośrednio tylko wymierzoną w Miłosza i nie sugerowała jego posłuszeństwa wobec władzy ludowej.

Marta Tychmanowicz

Wszystkie cytaty zawarte w tekście pochodzą z książek: "Lawina i kamienie. Pisarze wobec komunizmu" Anny Bikont i Joanny Szczęsnej (Prószyński i s-ka 2006), "Miłosz. Biografia" Andrzeja Franaszka (Znak, 2011) oraz "Miłosz i Putrament. Żywoty równoległe" Emila Pasierskiego (WAB, 2011).

Wybrane dla Ciebie

"Rosja nie ma potencjału". Dowódca estońskiej armii o manewrach
"Rosja nie ma potencjału". Dowódca estońskiej armii o manewrach
Trump zwiększa presję na Rosję. Wzywa UE do nałożenia ceł
Trump zwiększa presję na Rosję. Wzywa UE do nałożenia ceł
Katar zapowiada odwet? Padły oskarżenia o sabotaż
Katar zapowiada odwet? Padły oskarżenia o sabotaż
Zmasowany ostrzał Ukrainy. Polska poderwała myśliwce
Zmasowany ostrzał Ukrainy. Polska poderwała myśliwce
"Niefortunny incydent". Trump reaguje na atak Izraela
"Niefortunny incydent". Trump reaguje na atak Izraela
UE potępia atak Izraela w Katarze. "Złamanie prawa międzynarodowego"
UE potępia atak Izraela w Katarze. "Złamanie prawa międzynarodowego"
Łódź z Gretą Thunberg celem ataku? Na pokładzie pomoc dla Gazy
Łódź z Gretą Thunberg celem ataku? Na pokładzie pomoc dla Gazy
Rosyjska gospodarka na krawędzi. Nowe dane ujawniają kryzys
Rosyjska gospodarka na krawędzi. Nowe dane ujawniają kryzys
Wyniki Lotto 09.09.2025 – losowania Eurojackpot, Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Wyniki Lotto 09.09.2025 – losowania Eurojackpot, Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Premier krytykuje prezydenta za słowa w Helsinkach
Premier krytykuje prezydenta za słowa w Helsinkach
Sikorski odpowiedział Przydaczowi. "On jeszcze miał mleczaki"
Sikorski odpowiedział Przydaczowi. "On jeszcze miał mleczaki"
Katar: nie zostaliśmy uprzedzeni o izraelskim ataku na Dohę
Katar: nie zostaliśmy uprzedzeni o izraelskim ataku na Dohę