Czeczeni zaatakowali polską szkołę. "Dzieci były przerażone!"

Dwóch dorosłych agresywnych Czeczenów przyjechało do szkoły w podwarszawskim Coniewie, by "wymierzyć sprawiedliwość". Ponieważ nie mogli dostać się do środka uderzali pięściami w drzwi i okna, a na koniec zaatakowali nauczyciela. Wszystkiemu przyglądały się przerażone dzieci. "Mamy dość" - alarmują rodzice, którzy domagają się teraz likwidacji pobliskiego ośrodka dla cudzoziemców.

Patryk Osowski

30.04.2017 | aktual.: 02.05.2017 13:51

Coniew to mała wieś w gminie Góra Kalwaria. Około godziny 7 rano uczniowie z okolicznych domów jechali na lekcje szkolnym autobusem. W międzyczasie doszło tam do sprzeczki. Uczeń pochodzenia czeczeńskiego mieszkający w Ośrodku dla Cudzoziemców w Lininie zadzwonił do mamy twierdząc, że został zaatakowany i pobity.

Chociaż - jak wykazał monitoring - nie była to prawda, mama chłopca wraz z dwoma Czeczenami natychmiast przyjechali do szkoły, żeby to sprawdzić. - Ale to sprawdzenie było bardzo dramatyczne, ponieważ chcieli dostać się do szkoły na siłę. Czeczenka zaczęła ubliżać ochroniarzowi i krzyczała do niego "zabije cie psie" - opowiada Wirtualnej Polsce rodzic jednego z uczniów.

"Policja nie zrobiła nic"

- Wezwana została policja, ale po przyjeździe zaczęli od legitymowania rodziców. Średnio wylegitymowani zostali jednak Czeczeni, ponieważ nie mieli przy sobie dokumentów. Dalej zamiast np. wezwać Straż Graniczną policja nie zrobiła nic i odjechała - dodaje rodzic.

Całe zamieszanie miało trwać około dwóch godzin. W tym czasie przerażeni uczniowie słuchali co dzieje się przed wejściem. Oprócz uderzania w okna sal lekcyjnych byli też świadkami sytuacji, gdy dyrektorka szkoły próbowała uspokoić awanturującą się mamę małego Czeczena.

- Ta krzyczała jednak tak głośno, że słychać było ją nawet na parkingu przed szkołą. Inna z Czeczenek udawała, że mdleje a kolejne sugerowały, że tamta umiera. To był jakiś cyrk - mówią nam rodzice, którzy byli świadkami całego zajścia.

Obraz
© WP.PL

Narzucają zasady kultury muzułmańskiej

Pobliski Ośrodek dla Cudzoziemców w Lininie to od kilkunastu lat miejsce pobytu setek osób ubiegających się o nadanie statusu uchodźcy. Chociaż wiele mieszkających tam dzieci uczęszcza do szkoły w Coniewie, relacje części obcokrajowców z lokalną społecznością od lat są bardzo napięte.

- Np. z Ukraińcami nie mamy żadnych problemów. Czasami pracują u nas w sadach i dobrze nam się z nimi żyje. Czeczeni to jednak zupełnie inna bajka. Kradną, jeżdżą pijani samochodami, a w pobliskich lasach ciągle rozbierają jakieś samochody - mówi WP mama, której dziecko chodzi do szkoły w Coniewie.

Ona także uważa, że jedynym sposobem na uspokojenie sytuacji w okolicy jest pozbycie się placówki dla cudzoziemców. - To oni podkreślają ciągle, że tu gdzie są będzie obowiązywał islam i tu jest Państwo Islamskie. Nawet do Ukraińców, którzy z nimi mieszkają, mają pretensje o krótkie spodenki - podkreśla.

Startuje petycja o likwidację ośrodka k. Góry Kalwarii

O tym, że muzułmanie w Lininie "terroryzują" okolicznych mieszkańców za noszenie krótkich spodenek, a kobiety za spódniczki i krótkie rękawki, głośno było w polskich mediach już w 2015 roku. Ta lokalna wojna trwa już tak długo, że mieszkańcy zdecydowali się wreszcie na przygotowanie specjalnej petycji.

- Startujemy ze zbieraniem podpisów pod apelem o zlikwidowanie tego ośrodka. Proces ich asymilacji okazał się klęską. Dyrekcja szkoły, władze gminy i my sami robiliśmy wszystko, żeby się porozumieć. Nic z tego nie wyszło - zaznaczają rodzice.

Obraz
© WP.PL

"Miejscowa policja sama się ich boi i nie kiwnie nawet palcem"

Chociaż mieszkańcy odczuwają bolesne skutki sąsiadowania z Ośrodkiem dla Cudzoziemców niemal codziennie, czarę goryczy przelał atak na ich dzieci i trauma jaką przeszły podczas awantury przed szkołą.

- Gdyby policja zgarnęła tych Czeczenów na komisariat nie byłoby problemu, ale byli tak samo bierni jak zwykle. Zresztą zawsze powtarzają, że nie będą się babrać za 2 tys. zł miesięcznie i tak to się potem kończy. Boją się i nie kiwną nawet palcem - mówią rodzice.

Jak dodają, byli nawet świadkami sytuacji, gdy policjanci przejeżdżający na rowerach i widzący grupę Czeczenów zawracali z obawy przed ewentualną konfrontacją.

O ocenę pracy policji po ataku na szkołę zapytaliśmy więc także przedstawicieli szkoły. - Moim zdaniem można było jeszcze bardziej dokładnie zająć się tą sprawą - komentuje dyrektor Zespołu Szkół w Coniewie Bogumiła Lachowicz.

Zdecydowany głos burmistrza Góry Kalwarii

- To wydarzenie nami wstrząsnęło. Takie akty przemocy na terenie szkoły nie zdarzają się. Były jakieś problemy konfliktów w grupie rówieśniczej ale najgorzej, gdy ingerują dorośli i sami próbują wymierzać sprawiedliwość. Z czymś takim absolutnie się nie zgadzamy - podkreśla burmistrz Góry Kalwarii Dariusz Zieliński.

W rozmowie z WP zaznacza, że po incydencie zrobił wszystko, aby zapewnić dzieciom bezpieczeństwo i "nie narażać ich więcej na tak duży stres". - Też zwróciłem uwagę, że reakcja policji powinna być bardziej stanowcza i dać sygnał, że organy bezpieczeństwa działają skutecznie. Rozumiem, że policja ma swoje procedury, ale faktycznie odbiór rodziców nie był zgodny ze stanowiskiem miejscowego komendanta - powiedział burmistrz.

Prokuratura: grozi im do 3 lat pozbawienia wolności

Chociaż atak na szkołę miał miejsce 5 kwietnia i minęły już 3 tygodnie, rodzice nie widzą żadnych efektów pracy policji. W piątek w szkole w Coniewie odbyło się natomiast kolejne specjalne spotkanie, w którym uczestniczyli m.in. rodzice uczniów, nauczyciele, dyrektor szkoły, przedstawiciel Urzędu ds. Cudzoziemców oraz władze gminy Góra Kalwaria. Zabrakło tylko policji.

Gdy o ocenę interwencji służb bezpieczeństwa po ataku Czeczenów zapytaliśmy komendanta w Górze Kalwarii podinsp. Tomasza Jeżewskiego usłyszeliśmy, że "sprawę wyjaśnienia całego zajścia przekazano Komendzie Powiatowej Policji w Piasecznie". Ta skierowała nas z kolei do Prokuratury Rejonowej w Piasecznie.

- Na potrzeby postępowania zabezpieczono nagranie z monitoringu (szkolnego - red.) i zostanie ono poddane oględzinom celem ustalenia przebiegu zdarzenia - poinformowała WP prokurator Inga Wysocka.

Zapewniła jednak, że ustalone zostały już zarówno tożsamość osób, które dopuściły się ataku na szkołę, jak i to, że podczas awantury "naruszona została nietykalność cielesna dyżurującego nauczyciela". W związku z tym mężczyznom grozi teraz nawet do 3 lat pozbawienia wolności.

Czy policji uda się jednak namierzyć miejsce ich pobytu? - Szczerze wątpimy - podsumowują rodzice uczniów ze szkoły w Coniewie.

Obraz
© WP.PL

Interwencja Urzędu ds. Cudzoziemców

O komentarz do całego zdarzenia chcieliśmy też zapytać Czeczenów z ośrodka w Lininie. Niestety nie zostaliśmy wpuszczeni na teren placówki, a ochrona i pracownicy poinformowali nas, że w sprawie może się wypowiadać wyłącznie rzecznik prasowy.

- Jeszcze tego samego dnia po zdarzeniu z 5 kwietnia na terenie ośrodka dla cudzoziemców w Lininie zorganizowano spotkanie ze wszystkimi rodzicami dzieci uczęszczających do szkół. Dotyczyło ono przede wszystkim przypomnienia zasad zachowania w szkole i autobusie szkolnym - poinformował WP rzecznik Urzędu ds. Uchodźców Jakub Dudziak.

Dodał również, że "12 kwietnia pracownik ośrodka w Lininie odbył wizyty we wszystkich szkołach, do których uczęszczają dzieci cudzoziemców, a Urząd do Spraw Cudzoziemców jest w stałym kontakcie z władzami Góry Kalwarii, Dyrektorem Szkoły w Coniewie oraz Radą Rodziców".

"Takie sytuacje są rzadkością"

Czy w skali całej Polski podobnych konfliktów między cudzoziemcami, a miejscową społecznością jest więcej? – Gdyby było ich dużo na pewno byśmy o nich słyszeli. Takie informacje są jednak rzadkością – mówi WP prof. Michał Bilewicz z Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego.

Ekspert dodaje, że w ostatnich latach znacząco wzrosła liczba ataków na muzułmanów. – Czeczeni są najliczniejszą grupą wyznawców tej religii w Polsce. Cechuje ich między innymi silna kultura honoru i może stąd ich reakcja – podkreśla.

Profesor Bilewicz zaznacza również, że "zbyt często ośrodki dla cudzoziemców lokalizowane są tam, gdzie jest najtaniej". – Zdarza się, że są to regiony z wieloma problemami społecznymi i np. bezrobociem. Gdy dochodzi do tego bierność państwa w tłumaczeniu mieszkańcom pewnych zasad funkcjonowania z obcokrajowcami, często kończy się to wzrostem wzajemnej niechęci – podsumował.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (436)