Czarny Legion - polska organizacja podziemna rozbita przez Niemców
W czerwcu 1942 roku w więzieniu w Dreźnie zgilotynowano 12 żołnierzy "Czarnego Legionu". Członkowie tej liczącej zaledwie 100 osób grupy mieli działać zbrojnie ubrani w czarne mundury z przypiętymi do czapek odznakami trupich czaszek. Nie była to jednak formacja kolaborująca z Niemcami, a jedna z polskich organizacji podziemnych utworzona przez robotników w wielkopolskim Gostyniu - pisze Wojciech Königsberg w artykule dla WP.
6 września 1939 roku oddziały Wehrmachtu zajęły Gostyń. Dość szybko okupant rozpoczął prześladowania ludności. Część mieszkańców na własną rękę opuściła miasto, pozostali zostali do tego zmuszeni kolbami karabinów. Mężczyźni kierowani byli do pracy przymusowej lub trafiali do Fortu VII w Poznaniu, skąd mało kto wychodził cało. Czarę goryczy przelała egzekucja trzydziestu mieszkańców miasta i okolicznych miejscowości wykonana 21 października na gostyńskim rynku. Podobnie jak w innych częściach okupowanego kraju, także w Wielkopolsce narastający bunt społeczny znalazł ujście w powstających organizacjach konspiracyjnych. Warto pamiętać, że ta część Polski została wcielona bezpośrednio do III Rzeszy i terror niemiecki był tutaj nawet silniejszy niż w Generalnym Gubernatorstwie. Dlatego każda grupa konspiracyjna musiała zachować szczególne zasady bezpieczeństwa, aby już na starcie nie zakończyć swej działalności.
Legion hutników
Utworzona w marcu 1940 roku w Gostyniu Tajna Organizacja Wojskowa "Czarny Legion" rekrutowała kadry przede wszystkim spośród pracowników huty szkła. Posiadała tam najsilniejszą grupę, był w niej dowódca organizacji Marian Marciniak oraz jego zastępca Józef Moskwa. Struktury organizowano również w innych miejscowościach, między innymi w Bielęcinie, Cichowie, Dusinie oraz Siemowie. Rozpiętość wiekowa była wśród legionistów dość szeroka, począwszy od 16-letnich chłopców, po ponad 40-letnich mężczyzn z doświadczeniem wojskowym. Od późnej wiosny 1940 roku organizacja zajmowała się obserwacją sił niemieckich w okolicy, zwracając szczególną uwagę na stan uzbrojenia, liczebność oraz przeznaczenia jednostek. Zebrane informacje przekazywano do Polskiej Organizacji Walki Niepodległościowej w Łodzi. Niewykluczone, że były również wykorzystywane przez Związek Walki Zbrojnej. Podjęto także próbę produkcji materiałów wybuchowych z saletry, prowadzono szkolenie wojskowe oraz zdobywano uzbrojenie na okupantach.
Niestety w kwietniu 1941 roku doszło do wsypy, w wyniku której Niemcy zatrzymali około 80 pracowników huty, w tym niemal całe dowództwo organizacji. W ręce Gestapo wpadł zarówno Marciniak, jak i Moskwa. Aresztowani zostali osadzeni w miejskim ratuszu, gdzie rezydowała policja niemiecka. Stamtąd byli przewożeni ciężarówkami w inne, nieznane im początkowo miejsce. Jak wspominał jeden z legionistów Edward Stelmaszczyk: "Różne myśli chodziły wtedy po głowie. Może wiozą nas na rozwałkę do żwirowni, do któregoś z okolicznych lasów". Wkrótce okazało się, że trafili do więzienia w Rawiczu. Tutaj zaczęło się wielomiesięczne śledztwo, z całym wachlarzem niemieckich tortur.
Marian Marciniak, przywódca Czarnego Legionu fot. gaso-gostyn.pl
Bicie do nieprzytomności było na porządku dziennym. Jeden z osadzonych został nawet zmuszony aby sam siebie pobił oderwaną nogą od krzesła. Inny z chłopców miał swoisty sprawdzian ze znajomości geografii. Przesłuchujący powiesili przed nim mapę Europy i kazali wskazać Polskę. Gdy ten odpowiedział, że Polski już nie ma, został dotkliwie pobity. Przesłuchujący ponowili pytanie. Kiedy wskazał zarys granic II RP, ponownie został skatowany. Więźniowie powracali do cel półprzytomni, bądź byli po prostu wrzucani do środka niczym krwawy worek mięsa. Horror trwał do końca października 1941 roku. W wyniku przesłuchań dwie osoby zmarły. Dla reszty był to dopiero początek drogi.
Gilotyna za "zdradę Rzeszy"
28 października 1941 roku legioniści opuścili Rawicz i specjalnym pociągiem zostali przewiezieni do więzienia w saksońskim Zwickau. Na miejscu przywitały ich setki plakatów ostrzegających przed przybyciem grupy polskich bandytów, którzy mordowali ludność niemiecką w Gostyniu. Nie obyło się bez obrzucania kamieniami, kopniaków i uderzeń ze strony mieszkańców miasteczka, którzy tłumnie przybyli obserwować ponury przemarsz z dworca do więzienia. Po pewnym czasie okazało się, że Gestapo w Rawiczu, mimo wykorzystania szeregu metod "przekonywania", nie było w stanie namówić większości zatrzymanych do przyznania się do winy oraz nie zdobyło potrzebnych informacji. Zaczęły się ponowne przesłuchania. Miały jednak zupełnie inny charakter niż poprzednie. Odbywały się w obecności sędziego śledczego. Więźniowie nie byli torturowani, ani do niczego zmuszani siłą. Sędzia był wściekły, gdy okazało się, że protokoły przesłuchań z Rawicza, pod którymi widniały podpisy członków oddziału, nie mają pokrycia w prawdzie i zostały
spreparowane przez przesłuchujących. Dało to uwięzionym cień nadziei.
Jednak wszystko zmieniło się wraz z rozpoczęciem w marcu 1942 roku rozpraw w sądzie w Zwickau. Były one wyreżyserowane na potrzeby niemieckiej propagandy. Sam Goebbels nie powstydziłby się takiej oprawy. Sąd nie wziął pod uwagę wyjaśnień oskarżonych i oparł się jedynie na ustaleniach dokonanych podczas śledztwa. Publiczność obecna na sali domagała się najwyższych kar dla oskarżonych i z wielką agresją odnosiła się do nich, wywierając jednocześnie presję na skład sędziowski. W pierwszym procesie sądzonych było dwudziestu niższych rangą członków organizacji. Wyroki jakie zapadły wahały się od jednego roku do pięciu lat obozu karnego. W maju na ławie oskarżonych zasiadło czterdziestu dwóch legionistów, w tym całe niemal dowództwo. Tym razem sąd nie był już tak "łaskawy". Za rzekome przygotowywanie zdrady stanu dwanaście osób zostało skazanych na karę śmierci. Reszta otrzymała wyroki od dwóch do dziesięciu lat obozu karnego.
Gilotyna wykorzystywana do wykonywania wyroków śmierci w III Rzeszy fot. AFP
Egzekucje zostały wykonane w więzieniu w Dreźnie poprzez zgilotynowanie. Zwłoki pochowano na tamtejszym cmentarzu katolickim. Jeden ze skazańców, Jan Górkiewicz, kilka godzin przed śmiercią w liście do rodziców pisał: "Żegnam Was Matko, Bracia, Siostry, jak wszystkich krewnych i znajomych, żegnam Was wszystkich z Bogiem, bo idę na przeznaczone miejsce do Niego… Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Wasz Ukochany syn Janek". Mogłoby się wydawać, że reszta skazanych miała więcej szczęścia niż zgilotynowana dwunastka. Nic bardziej mylnego. W obozach koncentracyjnych oraz innych miejscach odosobnienia żywot zakończyło trzydziestu siedmiu dalszych legionistów, a sześciu zmarło zaraz po wyjściu na wolność.
Osobom zainteresowanym rozwinięciem tematu polecam książkę Henryka Gościańskiego "Czarny Legion" oraz pracę Mariana Woźniaka i Jerzego Zielonki "Czarny Legion - bliżej prawdy".
Wojciech Königsberg dla Wirtualnej Polski