Costa Concordia zatonęła. Zabici: 3, ranni: 40. Polacy żyją
Do 40 wzrosła liczba osób rannych po katastrofie wycieczkowca u wybrzeży Toskanii - wynika z najnowszych danych przekazanych przez miejscowe władze. Dwie osoby są w stanie ciężkim; trzy nie żyją. Jak wynika z informacji ambasady RP w Rzymie, na pokładzie statku było sześciu Polaków: trzech wśród członków załogi i trzech pasażerów. Armator statku podał, że wśród ludzi prawie 100 narodowości, którzy znajdowali się na pokładzie statku, było ośmiu Polaków. W burcie częściowo zatopionego statku widać ogromną dziurę.
14.01.2012 | aktual.: 20.01.2012 14:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zobacz zdjęcia: Wielka dziura w burcie luksusowego wycieczkowca
Poprzednie dane wskazywały na 14 rannych. Statek wpadł na mieliznę niedaleko wybrzeży Toskanii w piątek i zaczął nabierać wody, skała rozerwała część kadłuba. W nocy i w sobotę trwała akcja ratunkowa.
Armator statku podał, że wśród ludzi prawie 100 narodowości, którzy znajdowali się na pokładzie statku, było ośmiu Polaków. Wcześniej polskie władze konsularne we Włoszech mówiły o co najmniej pięciu obywatelach polskich - członkach załogi i pasażerach.
Jak informował kapitanat pobliskiego portu Livorno, pełna weryfikacja list pasażerów potrwa jeszcze długo. Cała operacja ustalania losu wszystkich 4200 osób, które były na pokładzie, jest o tyle utrudniona, że ludzie ewakuowani ze statku, w tym cudzoziemcy z wielu krajów, dotarli szalupami ratunkowymi i helikopterami do kilku miejsc na lądzie.
Giuseppe Linardi, prefekt Grossetto, w której leży wyspa Giglio w pobliżu której statek osiadł na mieliźnie, wyspy statek osiadł na mieliźnie podkreślał, że trudności w organizacji akcji ratunkowej sprawiły, że pojawiały się rozbieżne informacje o liczbie ofiar śmiertelnych. Podczas ewakuacji i schodzenia do szalup ratunkowych ludzie w panice spadali do wody lub skakali do niej.
Uderzył o skały
Wszczęto śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy. Ansa, powołując się na osoby prowadzące postępowanie, podawała, że wycieczkowiec mógł obrać zły kurs i dlatego uderzył dnem o skały podmorskie. Według nieoficjalnych informacji statek miał płynąć w odległości 5 mil morskich od brzegu, tymczasem był 500 metrów od lądu.
Według pierwszych ustaleń, w piątek około godziny 21.30 statek dostał się w rejon skalistego dna. W wyniku bardzo gwałtownego uderzenia podwodna skała wbiła się w część kadłuba, tworząc ogromną wyrwę i powodując przechył wycieczkowca.
Początkowo wydawało się, że awaria zakończy się bez większych problemów i żadnych konsekwencji dla ludzi, a media informowały nawet o szczęśliwym zakończeniu ewakuacji. O dramacie zaczęto mówić około godz. 2.00 w nocy, gdy okazało się, że podczas ewakuacji i schodzenia do szalup ratunkowych nieznana liczba ludzi wskoczyła w panice do wody lub do niej wpadła.
Polacy wśród pasażerów
Na pokładzie statku było sześcioro Polaków: 3 członków załogi oraz 3 pasażerów - powiedziała w TVN24 Jadwiga Pietrasik z ambasady RP w Rzymie. Według polskiej placówki naszym obywatelom udzielono pomocy i nie grozi im żadne niebezpieczeństwo.
Jednocześnie przedstawiciele ambasady RP w Wiecznym Mieście powiedzieli, że polskie służby konsularne wciąż upewniają się, czy na pokładzie nie było jeszcze także innych obywateli polskich.
Armator poinformował, ze na pokładzie było ośmiu Polaków.
Dziura w burcie
W burcie częściowo zatopionego statku wycieczkowego Costa Concordia widać ogromną dziurę. Nie jest to też powierzchowna rysa lub pęknięcie w kadłubie, ale głęboka dziura o nieregularnych kształtach.
Jak podaje Sky News, bosman portu na Giglio twierdzi, iż statek miał "uderzyć w podwodną przeszkodę". Ostatecznie wycieczkowiec spoczął przechylony na prawą burtę na skałach kilkaset metrów od główek portu i rozpoczęto ewakuację.
Skakali do wody
Pasażerowie, którzy bez pozostawionych na pokładzie dokumentów i rzeczy osobistych, dotarli po ewakuacji najpierw do portu Santo Stefano, a potem do hotelu koło rzymskiego lotniska Fiumicino, opowiedzieli mediom, że na statku wybuchła panika, ludzie skakali do wody, nie czekając na zejście do szalup ratunkowych. To wśród nich są ofiary śmiertelne.
Wkrótce potem okazało się, że wszyscy muszą opuścić pokład. - To były sceny jak z Titanica - powiedziała agencji Ansa uczestnicząca w rejsie dziennikarka Mara Parmegiani. W czasie ewakuacji słychać było krzyki i płacz.
"Pływająca świątynia rozrywki"
Pływającą świątynią rozrywki nazywał włoski armator statek pasażerski "Costa Concordia”, który od ubiegłej nocy leży na mieliźnie w pobliżu wyspy Giglio na Morzu Tyrreńskim. W czasie wodowania jednostki, wówczas największej pod włoską flagą, nie rozbiła się butelka szampana.
114 i pół tysiąca ton wyporności. 290 metrów długości, 35,5 metra szerokości. Wszystkie parametry Costy Concordia są imponujące i nic dziwnego, że od chwili wodowania statku, wszystkie miejsca były na nim zawsze wyprzedane. Jest ich 3780, w półtora tysiącu kabin, w cenach na tzw. każdą kieszeń.
W czasie obecnego ośmiodniowego rejsu pod nazwą “Zapach owoców cytrusowych”, statek zawinąć miał do Marsylii, Barcelony, ma na Majorkę, Sardynię i Sycylię. Costa Concordia powstała w państwowej stoczni Sestri Ponente pod Genuą. W momencie jej wodowania, we wrześniu 2005 roku, wyjątkowo nie rozbiła się rzucona o kadłub butelka szampana. Zrobiono to ręcznie, życząc sobie, by nie było to zwiastunem nieszczęścia.