Cosa nostra chciała przejąć stację tv Berlusconiego?
W 1991 roku cosa nostra próbowała wymóc na ówczesnym magnacie medialnym Silvio Berlusconim oddanie jednej z jego trzech stacji telewizyjnych, grożąc, że w razie odmowy spotka go "bolesne wydarzenie", czyli porwanie jego dziecka. O liście z tym żądaniem poinformowała włoska prasa.
03.07.2009 | aktual.: 03.07.2009 17:39
Nie wyklucza się, że list do obecnego premiera, wówczas biznesmena-miliardera nie zaangażowanego w politykę, mógł napisać jeden z ludzi bossa bossów sycylijskiej mafii - Toto Riiny. Potem przekazano go Bernardowi Provenzano, który po aresztowaniu Riiny na wiele lat przejął kontrolę nad sycylijską mafią.
Częściowo zniszczoną kartkę formatu A4 - rękopis szantażu - ma w swym posiadaniu włoski wymiar sprawiedliwości. Prokuratura do walki z mafią odnalazła ją, konfiskując archiwum powiązanego z mafią, już nie żyjącego burmistrza Palermo Vito Ciancimino. Obecnie jego syn jest sądzony za pranie brudnych pieniędzy.
Być może odbiorcą tego listu miał być jeden z najbliższych współpracowników Silvio Berlusconiego - Marcello Dell'Utri, senator kilku kadencji, skazany potem za powiązania z mafią przez sąd pierwszej instancji.
Nie jest jasne, czy list dotarł w ogóle do Berlusconiego. Ale media zwracają uwagę, że prezes Fininvest - holdingu kontrolowanego przez rodzinę Berlusconiego - dawał wówczas swym przyjaciołom do zrozumienia, że musi wywieźć swe dzieci za granicę, gdyż są zagrożone.
Adwokat premiera Berlusconiego, Niccolo Ghedini powiedział, że słyszy o tych pogróżkach po raz pierwszy. - Myślę, że nie wie o tym nic także premier - dodał.