Co zrobi Białoruś? "Absurdalne pomysły Putina i Łukaszenki"
Wciąż pojawiają się kolejne informacje na temat tego, czy białoruski dyktator Aleksandr Łukaszenka wprowadzi swoje wojska do Ukrainy. Jak wynika z najnowszych ustaleń ukraińskiego wywiadu, armia Białorusi nie jest gotowa, by walczyć.
Według danych amerykańskiego Pentagonu, nic nie wskazuje na to, by Białoruś szykowała się do włączenia się do inwazji na Ukrainę.
Informacje w tej sprawie przekazała na Twitterzekorespondentka "Voice of America" Carla Babb, powołując się na anonimowe źródło w Departamencie Obrony USA. Komunikat ten podał dalej także "The Kyiv Independent".
Wojska Białorusi włączą się do wojny? "Zostaną bezwzględnie zniszczone"
Jak również oznajmił w środę minister spraw zagranicznych Ukrainy, armia Białorusi nie jest gotowa do podjęcia walk. Według wiedzy ukraińskiego rządu, białoruska armia nie chce włączać się w wojnę Putina przeciw Ukrainie.
"Zakomunikowaliśmy stronie białoruskiej bardzo prosto i wyraźnie, że jeśli ich siły zbrojne wkroczą na terytorium Ukrainy, rozpoczną tu jakiekolwiek działania wojenne, zostaną bezwzględnie zniszczone, tak jak niszczona jest armia rosyjska. I myślę, że ostatnią rzeczą, która powinna zainteresować Białorusinów, jest to, że ich dzieci, bracia i mężowie mogliby umrzeć tutaj za jakieś absurdalne pomysły Putina i Łukaszenki" - napisał na Telegramie Dmytro Kułeba.
Według Głównego Zarządu Wywiadu ministerstwa obrony Ukrainy, rosyjskie służby specjalne próbują nakłonić białoruskie wojsko do wzięcia udziału w wojnie z Ukrainą i obiecują pensję w wysokości 1000-1500 dolarów miesięcznie dla żołnierzy. Jednocześnie pojawiają się informacje, że białoruskie wojsko planuje poddać się, jeśli zostanie wysłane na Ukrainę.
W środę rzecznik dowództwa sił lądowych Ukrainy Wołodymyr Fitio, cytowany przez agencję Ukrinform informował, że wielu białoruskich wojskowych próbuje kontaktować się z ukraińskimi władzami. - Mówią, że w przypadku wysłania ich wojsk na Ukrainę, oddadzą się do niewoli - powiedział.
Źródło: The Kyiv Independent, PAP
Przeczytaj także: