"Co właściwie szkodzi, gdyby w Smoleńsku był zamach?"
Dlaczego niektórzy tak histerycznie reagują na wersję o zamachu, tego nie rozumiem - mówi w rozmowie z serwisem Fronda.pl Magdalena Merta, wdowa po Tomaszu Mercie, wiceministrze kultury, który zginął w Smoleńsku. - Dlaczego na przykład ktoś z Zielonej Góry pisze, że zagazowałby wszystkich mówiących o zamachu? Co mu właściwie szkodzi, gdyby to był zamach? - zastanawia się wdowa. I dodaje: - Lęk przed PiS-em nie tłumaczy tego do końca.
18.01.2012 | aktual.: 18.01.2012 21:20
Jak mówi w rozmowie z Dariuszem Walusiakiem Magdalena Merta w pierwszym momencie nie zakładała scenariusza zamachu. - Świadomość, że coś jest nie w porządku, przychodziła stopniowo. Przede wszystkim uderzająca była jakaś dziwna zmowa nietraktowania katastrofy smoleńskiej w kategoriach zamachu - mówi. Dodaje, że wątpliwości w sprawie zamachu miała coraz więcej "z każdą porcją kłamstw, przeinaczeń".
Jak mówi Magdalena Merta, rodziny ofiar chcą wiedzieć nie tylko to, "co tak naprawdę stało się w Smoleńsku", ale również "dlaczego tak wielu zależało na ukryciu prawdziwej przyczyny katastrofy".
Jak mówiła Merta, "bardzo wiele uczyniono, żeby przekonać nas, że coś tu nie gra". - Wokół tej sprawy dzieją się rzeczy, które w normalnym śledztwie by się nie wydarzyły. Obserwujemy to już od samego początku. Zaczęło się od kłamstwa, kiedy podano po raz pierwszy godzinę katastrofy. Nawet tu były nieścisłości. Z każdą chwilą mnożyły się nowe pytania. Potem haniebny raport MAK-u. Straszne cierpienie, jakie zgotowano rodzinie gen. Błasika. Akcja dezinformacji, fałszywe książki, co do których mamy podejrzenia, że ukazują się za rosyjskie pieniądze.
W rozmowie z Frondą.pl Merta przytacza też pytania, które nurtują ją po katastrofie i przekonują do wersji o zamachu: - Jeśli był to zwykły wypadek, to po co się to wszystko robi? Dlaczego się kłamie? Dlaczego nie oddaje się wraku samolotu? Dlaczego się go nie zabezpiecza? Dlaczego tym, którzy przywieźli ze Smoleńska jakieś przedmioty, części samolotu, odbiera się je? Czy po to tylko, żeby dorzucić je do tej sterty niszczejącej na lotnisku? Pytania te można mnożyć w nieskończoność - mówi.
Na pytanie o przykłady fałszywych tropów odpowiada: - Rzekomy alkohol we krwi gen. Błasika jest tu przykładem sztandarowym. Zuzanna Kurtyka, lekarz z wykształcenia, mówi, że krew taka, jaką mogli dysponować Rosjanie, żadną miarą nie może być krwią diagnostyczną. Ewentualne dowody na obecność alkoholu można znaleźć tylko w wątrobie i nerkach zmarłego - mówi Merta. I dodaje: większość naszego społeczeństwa przyjmuje to, co mu się podaje. Kiedy gen. Tatiana Anodina, przewodnicząca Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego mówi, że gen. Błasik był pod wpływem alkoholu, to jest dla ludzi wiarygodna, chociaż ktoś inny twierdzi, że to nieprawda - uważa Magdalena Merta.
Jak mówi, niepokoi ją "poziom emocji z tym związanych". - Nasze emocje są oczywiste. Myśmy stracili ukochanych i bardzo chcemy dowiedzieć się dlaczego. Natomiast czemu niektórzy tak histerycznie reagują na wersję o zamachu, tego nie rozumiem. Dlaczego na przykład ktoś z Zielonej Góry pisze, że zagazowałby wszystkich mówiących o zamachu? Co mu właściwie szkodzi, gdyby to był zamach? Jaką on poniesie z tego powodu szkodę? Dlaczego tak głęboko to przeżywa? Jaki interes mają ci ludzie, by zaciemniać tę sprawę? Lęk przed PiS-em nie tłumaczy tego do końca - uważa.
- Jeżeli był to zamach, to ktoś musiał za nim stać. Może jest to lęk przed tym, który najwięcej na tym wygrał? Wiadomo, że Rosja na tej tragedii skorzystała najwięcej. Nie ma prezydenta, który ostrzegał przed powrotem na Wschodzie do polityki imperialistycznej, nie ma ludzi, którzy sprzeciwiali się podpisaniu długoletnich umów gazowych. Jak mielibyśmy się zachować, gdyby wyszło na jaw, że za katastrofą stały służby rosyjskie? - zastanawia się wdowa po Tomaszu Mercie.
Jak powiedziała, gdyby przestała wierzyć w wyjaśnienie tragedii smoleńskiej, "to równie dobrze przestałabym wierzyć w to, że powinnam dalej żyć". - Dla mnie samej, dla wielu z nas wyjaśnienie tajemnicy tego, co się stało, jest zajęciem, które być może będziemy kontynuować po kres naszych dni - mówiła.