Co wiemy, a czego nie wiemy po wyborach europejskich [OPINIA]

Zwycięstwo KO, porażka koalicjantów, PiS w końcu na swoim miejscu, a Konfederacja z powodami do radości, lecz bez powodu do hurraoptymizmu. Tak najkrócej można podsumować wyniki wyborcze.

Sztab Koalicji Obywatelskiej po ogłoszeniu wyników wyborów
Sztab Koalicji Obywatelskiej po ogłoszeniu wyników wyborów
Źródło zdjęć: © PAP | Leszek Szymański
Patryk Słowik

Trzeba zwrócić uwagę na bardzo niską frekwencję. I to bynajmniej nie po to, by utyskiwać nad stanem polskiej demokracji, załamywać ręce nad ludźmi, którzy nie poszli głosować, czy pisać, że z zeszłorocznej obywatelskiej potrzeby brania odpowiedzialności za kształt Polski niewiele zostało.

Trzeba na niską frekwencję, przy analizie wyników, patrzeć ze stricte użytkowego punktu widzenia: po prostu może ona zakłamywać realne poparcie, które partie polityczne mogłyby uzyskać choćby dziś np. w wyborach parlamentarnych. Tak czy inaczej, wyniki mamy, jakie mamy. Co więc z nich wynika?

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Koalicja Obywatelska

Donald Tusk, mówiąc kolokwialnie, dowiózł. Obiecywał długo, że partia będzie na pierwszym miejscu i ten dzień nadszedł. Już bez wątpliwości i sporów, jak to było przy wyborach samorządowych (gdzie PiS w skali kraju uzyskał lepszy wynik w wyborach do sejmików, tyle że w większości sejmików jest w opozycji).

Fakty są jednoznaczne: na dziś najpopularniejszą partią polityczną w Polsce jest Koalicja Obywatelska. Silna polaryzacja z ostatnich tygodni kampanii nie zaszkodziła partii kierowanej przez Donalda Tuska. Wydarzenia ostatnich dni - śmierć polskiego żołnierza oraz zamieszanie związane z zatrzymaniem innych żołnierzy na granicy - wbrew przypuszczeniom niektórych ekspertów nie spowodowały, że znów Koalicja Obywatelska będzie w słupkach za Prawem i Sprawiedliwością. Jest przed PiS i to dość wyraźnie.

Tusk, zgodnie z prawdą, może powiedzieć "wygraliśmy!". Politycy jego partii zaś będą mogli przez kolejne tygodnie odpowiadać krytykujących ich politykę przeciwnikom, że wielu Polakom to, co robią rządzący, podoba się. A chodzi o usatysfakcjonowanie Polaków, a nie parlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości.

Trzecia Droga i Lewica

Można rzec: wygrała Koalicja, przegrała koalicja. A właściwie przegrali koalicjanci. Zły wynik Lewicy nie jest już dla niemal nikogo zaskoczeniem. Kiepski wynik Trzeciej Drogi jest już zaskoczeniem trochę większym.

Można odnieść wrażenie, że konsekwencje wszystkich grzechów obecnego rządu wzięły na siebie Lewica i Trzecia Droga. A na mobilizacji przeciwko Prawu i Sprawiedliwości, która przecież nadal ma znaczenie, korzysta już tylko Koalicja Obywatelska.

Koalicjanci Donalda Tuska mają trzy wyjścia. Pierwsze: trwać w koalicji rządowej bez zmian i wykrwawiać się. Stać się przystawkami, które będą połykane przez największą z koalicyjnych partii. Z każdym kwartałem będzie im coraz trudniej dowozić swoje obietnice, coraz ciężej będzie się przebić z własną narracją. Koalicja Obywatelska to, co uzna za potrzebne i opłacalne politycznie, "przejmie" (przykładowo obietnica podniesienia zasiłku pogrzebowego była najpierw sformułowana przez Lewicę, a potem przejęta przez Koalicję Obywatelską i jest dziś prezentowana przez KO jako własny pomysł), a to, czego nie będzie chciała realizować - zablokuje.

Zarazem Trzecia Droga i Lewica będą walczyły nie tyle z największym koalicjantem, co między sobą, spierając się np. o kwestie aborcji czy związków partnerskich. Korzyścią w takim, wydawałoby się niekorzystnym, wariancie jest utrzymanie rządowych stanowisk, apanaży, limuzyn, kierowców i tytułów aż do kolejnych wyborów parlamentarnych. Część polityków, którzy całymi latami wycierali siódme rzędy ław sejmowych, jest bardzo łapczywa na to, by zwracać się do nich per "panie ministrze".

Drugie wyjście: w pewnym momencie część liderów Polski 2050, Polskiego Stronnictwa Ludowego i Lewicy odpuści zupełnie walkę i zacznie łasić się do Koalicji Obywatelskiej, aby do niej dołączyć. O tym, że część Nowej Lewicy chętnie wstąpiłaby do partii Tuska, mówi się przecież od dawna. Po kiepskich wynikach wyborczych, chęci ze strony przynajmniej części rozpoznawalnych polityków związanych obecnie z mniejszymi koalicjantami, aby oficjalnie wejść na pokład Koalicji Obywatelskiej, mogą być jeszcze większe.

Wariantu, w którym jedyną realną lewicą podczas kolejnych wyborów parlamentarnych w 2027 r. będzie Partia Razem, nie można wykluczać. Tak jak nie można wykluczać, że zaraz zapomnimy o Trzeciej Drodze, bo Polska 2050 będzie o kiepskie wyniki obwiniała Polskie Stronnictwo Ludowe, a ludowcy - Polskę 2050.

Trzecie wyjście to próba wymyślenia swojej historii przez Trzecią Drogę i Lewicę na nowo. Jak to zrobić - trudno powiedzieć. Gdyby to było proste, Szymon Hołownia i Włodzimierz Czarzasty przecież by to już dawno zrobili. Na pewno trzeba mówić silniejszym głosem w koalicji, potrafić sprzeciwić się Koalicji Obywatelskiej. Tyle że to wcale nie jest zadanie proste - gdy i wyniki wyborcze, i arytmetyka sejmowa, i wreszcie wpływ na świat biznesu i mediów ze strony ekipy Tuska jest o wiele większy niż połączone siły Hołowni, Kosiniaka-Kamysza i Czarzastego.

Natomiast - szczerze mówiąc - dziś naprawdę trudno znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego człowiek powinien zagłosować na Lewicę bądź Trzecią Drogę, a nie na Koalicję Obywatelską. Dla skuteczności w rządzeniu? Lepiej głosować na Tuska. By nie pozwolić, żeby Prawo i Sprawiedliwość wróciło do władzy? Lepiej głosować na Tuska. By nie wspierać żadnej z dwóch największych partii politycznych i nie wzmacniać PO-PiS-u? No przepraszam bardzo, ale w praktyce głosując dziś na Lewicę czy Trzecią Drogę, głosuje się na rząd Tuska.

Politycy mniejszych partii koalicyjnych chętnie mówią nieoficjalnie, że nie mogą zrealizować jakiejś obietnicy, bo KO nie pozwala. A jednocześnie proszą o to, by ich nie cytować, bo nie chcą się narazić. No to się nie narażają, za to przestają dla wyborców istnieć.

Prawo i Sprawiedliwość

Partia Jarosława Kaczyńskiego przegrała wybory. To fakt. I czego nie wymyślą zaraz spindoktorzy PiS-u, nie zakłamią rzeczywistości. Nie da się już mówić, że to ente zwycięstwo z rzędu, że znów PiS jest na pierwszym miejscu, że najwięcej Polaków zagłosowało za wizją państwa tworzonego przez Kaczyńskiego, Morawieckiego, Szydło, a przy okazji Kurskiego, Obajtka i Mejzę.

Jednocześnie PiS nie ma powodów do płaczu. Powiedzmy sobie szczerze: czy ktokolwiek po wyborach z października 2023 r. zakładał, że w czerwcu 2024 r. Prawo i Sprawiedliwość w wyborach europejskich osiągnie rezultat przekraczający 30 proc.? Tak przewidywać mogli tylko najwięksi optymiści należący do partii.

Adrian Zandberg, współprzewodniczący Partii Razem, pytany przeze mnie niedawno o walkę PiS-u i PO, na której tracą inne partie, odpowiedział, że na każdego tyranozaura spada kiedyś kometa. Nie będę udawał biegłego w mezozoiku, więc przyznam się, że przeczytałem przed chwilą, że era ta trwała "tylko 186 milionów lat". I wiele - niestety dla Zandberga i polityków innych partii niż PiS i PO - wskazuje na to, że jeszcze co najmniej kilka milionów lat pozostało.

Prawo i Sprawiedliwość jest najsilniejszą partią opozycyjną. Nie upadło, nie rozleciało się, a wynik wyborczy na poziomie ponad 30 proc. spowoduje, że nawet wywrotowcy będą mieli trudność w przekonaniu, że czas Kaczyńskiego w PiS się skończył. Na dziś, jeśli ktokolwiek będzie mógł w przyszłości odsunąć Koalicję Obywatelską od władzy, to właśnie PiS.

Konfederacja

Sławomir Mentzen i Krzysztof Bosak mają powody do świętowania. Stali się prawdziwą "trzecią drogą". Przekładanie wyników wyborczych z wyborów do Parlamentu Europejskiego na symulację podziału mandatów w polskim parlamencie to oczywiście jedynie zabawa, ale w tej zabawie głos Konfederacji mógłby być kluczowy. Innymi słowy, to Mentzen, Bosak i ich ekipa być może współdecydowaliby o tym, kto i jak rządziłby Polską.

Jednocześnie, jakkolwiek nie chodzi o umniejszanie sukcesu wyborczego Konfederacji, trzeba pamiętać o niskiej frekwencji w wyborach. To, co zaszkodziło Konfederacji w październiku 2023 r. (frekwencja - wtedy bardzo wysoka), pomogło jej teraz (frekwencja - niska). Nie jest tak, że powiększyło się grono wyborców Konfederacji. Po prostu okazali się oni bardziej karni w chodzeniu do urn wyborczych.

Tak czy inaczej, radość wydaje się zrozumiała. Raptem kilkanaście tygodni temu, po kolejnych wyskokach Janusza Korwin-Mikkego oraz Grzegorza Brauna, można było poważnie zastanawiać się, czy Konfederacja przetrwa sztorm. Dyskutowano, czy uda się jej utrzymać klub w Sejmie. Dziś jest trzecią siłą polityczną w Polsce.

Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1080)