Co najmniej stu Brytyjczyków zginęło w USA
Oficjalnie potwierdzono śmierć prawie stu obywateli brytyjskich we wtorkowych atakach terrorystycznych w Nowym Jorku i Waszyngtonie - podał w czwartek rano szef dyplomacji brytyjskiej Jack Straw.
Pod gruzami budynków World Trade Center i Pentagonu prawdopodobnie jednak spoczywają nadal ciała kilkuset Brytyjczyków - zastrzegł minister. Ostateczna liczba brytyjskich ofiar wtorkowych zamachów w USA zapewne może być liczona w setkach - dodał Straw.
Premier Tony Blair na nadzwyczajnym posiedzeniu gabinetu w środę wieczorem informował, że Scotland Yard otrzymał znaczną liczbę sygnałów od rodzin, które nie miały informacji o swych bliskich, przebywających w Nowym Jorku i Waszyngtonie.
Jakkolwiek Blair zapowiedział, że Wielka Brytania stanie ramię w ramię z USA w działaniach przeciwko terroryzmowi, część czwartkowej prasy brytyjskiej ostrzega przed udziałem Londynu w jakichkolwiek wojskowych działaniach odwetowych USA.
Podczas gdy londyński Times w czwartkowym artykule redakcyjnym pisze o potrzebie stworzenia silnego, jednolitego frontu w walce z terrorem, gazeta Independent ostrzega, iż Brytyjczycy, zanim przyłączą się do amerykańskiej akcji, musieliby dokładnie zapoznać się z planami Busha i przekonać się, czy nie wynikają one wyłącznie z żądzy odwetu, co miałoby trudne do przewidzenia skutki.
Guardian, który zamieszcza w czwartek także rewelacje na temat omawianych już rzekomo w kwaterze NATO planów uderzenia sił Sojuszu na Afganistan, ostrzega, że działania, powodowane jedynie chęcią odwetu, w żadnym stopniu nie przyczynią się do usunięcia zagrożenia, jakim jest międzynarodowy terroryzm. (jask)