Co łączy Janusza Kaczmarka z Rosją?
Polskie służby specjalne sprawdzają, czy Janusz Kaczmarek nie miał rosyjskich kontaktów. Były minister obawiał się przesłuchań przed sejmową speckomisją i prokuraturą. Trenowali go do tego eksperci z firmy PR MDI. Pojechali w tym celu do Włoch, gdzie Kaczmarek przebywał na urlopie. MDI założyli byli publicyści „Życia” Piotr Bazylko, Piotr Wysocki i byli dziennikarze śledczy Maciej Gorzeliński i Rafał Kasprów. Klientami MDI są m.in. firmy Ryszarda Krauzego.
05.09.2007 | aktual.: 05.09.2007 10:07
Po aferze z przeciekiem w sprawie korupcji w Ministerstwie Rolnictwa jeden z jej głównych bohaterów Janusz Kaczmarek okazał się profesjonalnie przygotowany do przesłuchań przez sejmową speckomisję oraz prokuraturę. A także do wyjątkowo licznych wystąpień w mediach. Jak dowiedziała się „GP”, pracowali nad tym eksperci z firmy MDI. MDI specjalizuje się w doradztwie strategicznym, w kształtowaniu wizerunku firm i osobistości. Ma bardzo potężnych stałych klientów. Jest wśród nich m.in. Ryszard Krauze. MDI była współtwórcą giełdowego sukcesu najmłodszej spółki Krauzego Petrolinvest (w lipcu br.). Opracowano zarówno kampanię PR, jak i samą strategię biznesową. Kampania miała wymiar spektakularny, z udziałem m.in. ambasadora Kazachstanu, prezesa zarządu Unicredito CA Polska Alicji Kornasiewicz, licznych przedstawicieli funduszy inwestycyjnych, ekspertów rynku paliwowego i dziennikarzy. MDI przygotowywała też specjalistyczne raporty strategiczne na temat polskiego rynku paliw.
Próbowaliśmy skontaktować się telefonicznie z Januszem Kaczmarkiem w sprawie jego kontaktów z MDI. Niestety, nie odbierał telefonu, nie oddzwonił też, mimo że nagraliśmy się na pocztę głosową w jego telefonie komórkowym.
Rosyjskie interesy
Eksperci z MDI pracowali nad PR dla paliwowej firmy J&S (obecnie Mercuria Energy Group), wokół której pojawiły się podejrzenia, że założyły ją rosyjskie służby specjalne za pośrednictwem dwóch Rosjan, Jankielewicza i Smołokowskiego (z zawodu muzyków), ożenionych z polskimi obywatelkami. Jankielewicz i Smołokowski w 1993 r. zajęli się handlem ropą i wyrośli na potęgę w tym biznesie.
Przesłuchiwani przez sejmową komisję ds. Orlenu funkcjonariusze UOP zeznali pod przysięgą, że handel był tu tylko przykrywką, faktycznie chodziło o stworzenie siatki wywiadu ówczesnego ZSRR. Jednak potem firma J&S zaczęła robić interesy na wielką skalę – w 2006 r. jej obroty finansowe wyniosły 50 mld dolarów.
Także trzy firmy Ryszarda Krauzego – Prokom Software, Polnor i Bioton prowadzą ożywione interesy z Rosją. Prokom Software powołała w Moskwie spółkę zależną, podobnie jak deweloperska spółka Polnor. Bioton ma w Rosji fabrykę insuliny, choć nieznane są jej efekty biznesowe. Natomiast sam Ryszard Krauze jest członkiem rady nadzorczej jednego z dużych rosyjskich banków. Nie bez powodu rzecznik prasowy Prokomu pytany ostatnio o miejsce pobytu za granicą Krauzego wymienił m.in. Moskwę.
Wątek rosyjski pojawia się także w życiorysie Andrzeja Leppera. Kilka miesięcy temu do ABW wpłynęły dokumenty mające świadczyć o związkach Andrzeja Leppera z rosyjskim wywiadem wojskowym. Andrzej Lepper jako wicemarszałek sejmu poprzedniej kadencji wystawił pismo na papierze sejmowym, które upoważnia ukraińskiego duchownego o nazwisku Kinajło do występowania w imieniu wicemarszałka sejmu. Kinajło może być, według polskich służb, związany z rosyjskim wywiadem wojskowym. Media podały, że dokument ten dostarczył do biura ministra koordynatora służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna Krzysztof Kluzek, były członek władz Orlenu i PZU. Kinajło odbierał Leppera z lotniska w Kijowie, gdy szef Samoobrony otrzymał doktorat honoris causa Ukraińskiej Akademii Technologicznej.
Jak się dowiedziała „Gazeta Polska”, nasze służby specjalne badają, czy istniały rosyjskie kontakty Janusza Kaczmarka i innych osób związanych z przeciekiem w aferze gruntowej.
Wielki boss
W Trójmieście nie brak wielkich bossów. Mieszkają tam np. prezes BIG Banku Bogusław Kott i Ryszard Krauze. BIG prowadzi zresztą interesy z firmami Ryszarda Krauzego, od lat znajdującego się w czołówce najbogatszych biznesmenów na liście tygodnika „Wprost”. Europejski „Forbes” szacuje jego majątek na 2,5 mld dolarów. 51-letni Ryszard Krauze pochodzi z Gdyni. Ukończył Politechnikę Gdańską. Nie wiadomo, czym się zajmował po uzyskaniu dyplomu. Potem pracował w centrali handlu zagranicznego Polservice. Za pośrednictwem tej centrali w 1984 r. wyjechał na dwa lata do RFN jako specjalista. Krauze kilka lat temu powiedział dziennikarzowi „Gazety Wyborczej”, że pracował w firmie zajmującej się importem komputerów – Mole Lederwarenhandel Gesselschaft mbH. Sprawdziliśmy, firma ta nie handlowała komputerami, lecz wyrobami skórzanymi. W 1986 r. Krauze wraca do Gdyni i zakłada swoją pierwszą firmę – Prokom KK. Jego ówczesny wspólnik Ryszard Kajkowski powiedział dziennikarzom: Krauze przywiózł z Niemiec gotówkę i chciał ją
zainwestować. Prokom zajmował się od początku oprogramowaniem komputerowym, przede wszystkim systemami finansowo-księgowymi dla urzędów i przedsiębiorstw państwowych. W ten sposób Prokom, a potem i inne spółki Krauzego, zaczął robić interesy z firmami z sektora państwowego. Były to kontrakty na informatyzację oraz obsługę systemów informatycznych wielkich zakładów państwowych lub spółek z udziałem Skarbu Państwa, jak ZUS, PKO BP, PZU SA. Na takich kontraktach firmy Ryszarda Krauzego rocznie zyskują po kilka miliardów złotych pewnego dochodu – Skarb Państwa jest zawsze wypłacalny.
Prokom działa według następującego schematu: zawiera kontrakty na informatyzację, partnerzy biznesowi inwestują w akcje spółek Krauzego, powstają powiązania osobiste, ułatwiające nieformalne wpływy polityczne. W kołach biznesowych krążą informacje, że dzięki takim kontaktom Krauze miał nie tylko wpływ na obsadzanie stanowisk prezesów i członków zarządu największych polskich instytucji finansowych PKO BP, PZU SA i innych – ale także przynajmniej na niektóre operacje finansowe i giełdowe tych instytucji. Czy jest tak rzeczywiście, powinny sprawdzić właściwe organy. PZU SA w latach 2004 i 2005 inwestował w akcje giełdowe Biotonu, tak aby spekulacyjnie podbijać ich wartość i płacić wyśrubowane ceny. Ówczesny prezes PZU Cezary Stypułkowski był rodzinnie powiązany z prezesem Krauze – jego syn pracował w jednej z firm Krauzego, SCIGEP w Singapurze.
Do gdańskiej „stajni” Ryszarda Krauzego należy poseł Samoobrony Lech Woszczerowicz, bliski współpracownik Andrzeja Leppera, który obecnie jest w kręgu zainteresowań prokuratury w związku z przeciekiem w aferze gruntowej. Córka Woszczerowicza, jak podały gdańskie media, pracuje w jednej z firm Krauzego. Woszczerowicz publicznie określa się jako doradca Ryszarda Krauzego lub jako osobisty kierowca Leppera. Jest najbogatszym posłem z Pomorza, właścicielem. m.in. sieci lombardów. W PRL zaczynał jako cinkciarz.
Pamiętajmy o Ogrodach…
W 1996 r. Krauze poprzez swoją spółkę deweloperską inwestującą w Warszawie kupił Zakłady Ogrodnicze C. Ulrich od spadkobierców ich przedwojennych właścicieli „Ogrody Ulrich” [więcej na str. 9]. Nieruchomość następnie sprzedał firmie, która na tym terenie wybudowała hipermarket Auchan i centrum handlowe „Wola Park”. Ale pozostała firma „wydmuszka” oraz druga firma pod nazwą „C. Ulrich. Zakłady Ogrodnicze”. Prezes pierwszej spółki, Andrzej Skowron, powiedział dziennikarzom „Gazety Krakowskiej”, że „ok. 20% udziałów w tej spółce należy do ludzi związanych z panem Krauze”.
Natomiast ze sprawozdania zarządu spółki Krauzego Polnord SA (za rok 2005) wynika, że spółka ta wystawiła dwa weksle na rzecz zakładów ogrodniczych C. Ulrich SA na 2,5 mln zł oraz na 2,3 mln zł płatne za okazaniem. Zakłady te dokonały przelewu kwoty wekslowej łącznie 4,8 mln zł na rzecz Polnord SA. Ale kontakty biznesowe między spółkami nie zostały zakończone – kilka miesięcy potem Polnord zawarł umowę „ustanowienia zastawu rejestrowego z zakładami ogrodniczymi C. Ulrich, a przedmiotem umowy jest zastaw na prawie 9 tys. udziałów innej firmy z grupy Polnord, tj Polnord-Dom (stanowiło to 32,4% kapitału zakładowego Polnord-Dom). Zastaw był zabezpieczeniem wspomnianej kwoty 4,8 mln zł. Ostatecznie wierzytelność Polnordu wykupiła od Zakładów C. Ulrich inna firma Krauzego – Prokom Investment. Dowiedzieliśmy się, że w 2004 r. w radzie nadzorczej firmy Zakłady Ogrodnicze C. Ulrich zasiadał Marek Zabrzeski, reprezentujący w Warszawie interesy Ryszarda Krauzego, a jednocześnie prowadzący w stolicy agencję
nieruchomości Royal Wilanów Jolanty Kwaśniewskiej. To Marek Zabrzeski, w PRL wieloletni pracownik centrali handlu zagranicznego, m.in. Agros, był organizatorem spotkania opłatkowego w 1995 r. w hotelu Holliday Inn w Warszawie, na którym oprócz Jolanty Kwaśniewskiej byli m.in. Edward Mazur, Andrzej Kuna, Aleksander Żagiel [zdjęcia z tego spotkania zostały opublikowane w „Życiu” przez Leszka Misiaka – przyp. red.]. Haker Kaczmarek?
Co się stało, że do odpoczywającego we Włoszech Janusza Kaczmarka pilnie wysyłani są eksperci z firmy pijarowskiej MDI, związanej m.in. z Ryszardem Krauze, którzy szkolą Kaczmarka, by nie popełnił błędu? Skoro były szef MSWiA nie ma sobie nic do zarzucenia, czego lękał się on lub ci, którzy są z nim związani? Dziś już nie można mieć wątpliwości, że Janusz Kaczmarek nie jest człowiekiem kryształowym oraz że w istocie reprezentował interesy postkomunistów w prawicowych rządach. Pierwsi napisaliśmy, że Kaczmarek upublicznił sprawę kont szwajcarskich lewicy, gdy minister Ziobro negocjował ich ujawnienie ze Szwajcarami, co storpedowało śledztwo. To Kaczmarek został przez rząd Millera skierowany do komisji rządowej SLD, która oceniała projekt spółki Laboratorium Frakcjonowania Osocza (LFO miało wybudować fabrykę przetwórstwa osocza). Wynikiem pracy komisji było stanowisko KERM o rozwiązaniu przez Ministerstwo Zdrowia umowy z LFO, co było na rękę ludziom Millera.
Janusz Kaczmarek był w „grupie hakowej” Millera. Po akcji zatrzymania w lutym 2002 r. Andrzeja Modrzejewskiego, wówczas prezesa Orlenu, którą nadzorował Kaczmarek, otrzymał on w maju 2002 r. w nagrodę stanowisko prokuratora apelacyjnego w Gdańsku, mimo że protestował przeciwko tej nominacji pomorski baron SLD Jerzy Jędrykiewicz– mówi „GP” jeden z byłych oficerów służb specjalnych.
W kwietniu 2004 r. były minister skarbu SLD Wiesław Kaczmarek ujawnił, że decyzja o zatrzymaniu w lutym 2002 r. ówczesnego prezesa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego zapadła po konsultacjach w gabinecie premiera Leszka Millera. Chodziło o to, by powołany jeszcze przez premiera Buzka Modrzejewski nie podpisał kontraktu na dostawy ropy do Polski – aby mógł to zrobić rząd Millera.
Tygodnik „Wprost” poinformował, że w 2005 r. do tajnych służb dotarła poufna notatka informująca o związkach Janusza Kaczmarka z płk. Ryszardem Bieszyńskim, byłym oficerem UOP, który był wskazywany jako jeden z inspiratorów zatrzymania Modrzejewskiego. W notatce napisano, że Bieszyński „był naciskany w tej sprawie przez pozostającego w cieniu, ale bardzo wpływowego prokuratora Janusza Kaczmarka”. Obaj mieli pozostawać w „ścisłym związku”.
Kaczmarek, Mazur, Bieszyński
Według autora wspomnianej notatki Janusz Kaczmarek miał być gwarantem interesów SLD w prokuraturze. Opisaliśmy to dwa tygodnie temu w artykule „Strażnik interesów lewicy”.
Bieszyński był głównym świadkiem obrony przed amerykańskim sądem w sprawie ekstradycji Edwarda Mazura do Polski. Od 2002 r. w UOP prowadził on sprawę zabójstwa gen. Papały. Bieszyński zeznał przed sądem w Chicago, że Mazur jest niewinny. Podkreślił, że swoją opinię opiera na dokumentach sprawy i własnych doświadczeniach ze śledztwa. Przekonywał, że władze RP chcą obciążyć Mazura winą, choć jest niewinny.
Problem w tym, że płk Bieszyński nie został zwolniony z tajemnicy służbowej. Co się stało, że do odpoczywającego we Włoszech Janusza Kaczmarka pilnie wysyłani są eksperci z firmy pijarowskiej MDI, związanej m.in. z Ryszardem Krauze, którzy szkolą Kaczmarka, by nie popełnił błędu? Skoro były szef MSWiA nie ma sobie nic do zarzucenia, czego lękał się on lub ci, którzy są z nim związani?
Czy Kaczmarek jako prokurator krajowy nie mógł wystąpić o zakaz wyjazdu z Polski płk. Bieszyńskiego i w ten sposób uniemożliwić złożenie przez niego zeznań na procesie Mazura? Przecież istniało niebezpieczeństwo wycieku tajemnicy państwowej.
Stajecie na grząskim gruncie
Tomasz Hutyra, syn Bolesława Hutyry, kapitana żeglugi wielkiej, zmarłego w niewyjaśnionych okolicznościach przewodniczącego Komitetu Ratowania Stoczni Gdańskiej, w 2001 r. bezskutecznie próbował przekonać Janusza Kaczmarka, wówczas zastępcę prokuratora generalnego Lecha Kaczyńskiego, by ratował pieniądze Stoczni Gdańskiej. Została ona sprzedana wraz z gotówką, która była na jej kontach – 41 mln zł. Tomasz Hutyra z Wincentym Komanem – prezesem Stowarzyszenia Obrońców i Akcjonariuszy Stoczni Gdańskiej „Arka” byli wówczas u ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego. Chodziło o toczący się proces przeciwko syndykowi i notariuszowi, którzy sprzedali Stocznię Gdańską wraz z gotówką. Hutyra i Koman chcieli przekonać ministra, żeby prokuratura generalna wystąpiła do sądu z pozwem adhezyjnym o zwrot tych pieniędzy, gdyż – podkreślają – zgodnie z prawem nie wolno sprzedawać pieniędzy.
Minister Kaczyński powiedział: "Panie Tomku, pamiętam pana ojca, pomogę wam. Zaprowadzę was do mojego najbliższego współpracownika, Janusza Kaczmarka, on zajmie się waszą sprawą” – mówi „GP” Tomasz Hutyra. I relacjonuje rozmowę z Kaczmarkiem: – Kaczmarek powiedział: „Wy stajecie na takim gruncie, z którego już nie będzie odwrotu. Występujecie przeciwko potężnym osobom, których wpływy są ogromne”. Chodziło mu o syndyka Andrzeja Wiercińskiego, który m.in. sprzedał DT Centrum i Hutę Warszawa, notariusza Marka Kolasę, który był wówczas prezesem Krajowej Rady Notarialnej, i Janusza Szlantę, prezesa Stoczni Gdyńskiej. Byliśmy zszokowani słowami Kaczmarka! Kolega, który był ze mną, powiedział: „I to pan mówi, zastępca prokuratora generalnego?!”. Ale Kaczmarek nie zmienił zdania. Gdy spytaliśmy, co będzie z pozwem adhezyjnym, odpowiedział, że sprawa jest problematyczna i prokuratura raczej nie wystąpi z takim pozwem, ponieważ nie ma zabezpieczenia finansowego.
Za rządów Leszka Millera, gdy Janusz Kaczmarek został mianowany prokuratorem apelacyjnym w Gdańsku, nadzorował m.in. gdańską prokuraturę rejonową. To właśnie ta prokuratura przygotowała źle opracowany akt oskarżenia w sprawie Wiercińskiego i Kolasy. Źle, bo nie wystąpiła o unieważnienie sprzedaży stoczni, a powinna to zrobić. W marcu tego roku proces ten umorzono.
Teresa Wójcik, Leszek Misiak