Co kryje się za współpracą Rosji i Iranu i jakie będzie to mieć skutki dla całego Bliskiego Wschodu?
• Czasowe otwarcie bazy w Iranie dla bombowców Rosji to przełom w polityce Teheranu
• Za działaniami Moskwy nie krył się jednak tylko pragmatyzm i udało się jej, choć na chwilę, "wciągnąć Irańczyków w pułapkę"
• Krótka współpraca pokazał również wewnętrzne rozgrywki w łonie irańskich elit
• Ma też geopolityczne skutki - Kreml umacnia sojusz opozycyjny do USA i Zachodu
• Kolejna konsekwencją może być zaostrzenie konfliktu sunnicko-szyickiego, który już jest motorem napędowym wielu wojen
12.09.2016 | aktual.: 12.09.2016 10:54
Gdy 16 sierpnia br. ministerstwo obrony Iranu (w ślad za swym odpowiednikiem w Federacji Rosyjskiej) oficjalnie poinformowało, że rosyjskie lotnictwo wojskowe otrzymało zgodę na czasowe wykorzystywanie irańskiej bazy w mieście Hamadan dla celów operacji militarnej w Syrii, nie od razu i nie wszyscy zdali sobie sprawę ze znaczenia tego faktu. Pozornie bowiem nie ma w tym wydarzeniu nic dziwnego - wszak państwa bliskie sobie (w sensie zbieżności strategii i wspólnej percepcji wydarzeń w środowisku międzynarodowym) często, nawet bez formalnych sojuszy militarnych, udzielają sobie wzajemnie zgody na wykorzystywanie swych instalacji wojskowych, terytorium czy przestrzeni powietrznej. Problem polega na tym, że Islamska Republika Iranu, w swej niemal 40-letniej historii, nigdy nie stosowała takich praktyk. Co więcej, od chwili powstania w wyniku rewolucji islamskiej z 1979 roku utrzymywała ostentacyjną wręcz pozę niezaangażowania i izolacji, trzymając wszystkie globalne potęgi na dystans i czyniąc z tego niejako
swój znak rozpoznawczy. Decyzja o udostępnieniu Rosjanom własnej bazy lotniczej stanowi więc istotny przełom w dotychczasowej polityce Iranu i rodzi wiele konsekwencji, tak dla jego pozycji międzynarodowej, jak i sytuacji wewnętrznej.
Ukryty cel
Formalnie, rosyjska prośba skierowana do władz w Teheranie o udostępnienie którejś z baz w zachodnim Iranie podyktowana była czysto pragmatycznymi względami, wynikającymi z uwarunkowań operacyjnych działań wojskowych Rosji w Syrii. Czasowe dyslokowanie w Iranie kilku strategicznych bombowców Tu-22M3 (w kodzie NATO: Backfire C) skraca o niemal połowę dystans, jaki maszyny te muszą pokonać w drodze nad cele w północnej i zachodniej Syrii. To zaś ma swe oczywiste zalety - samoloty mogą zatankować mniej paliwa, a "zaoszczędzone" w ten sposób "miejsce" przeznaczyć na większą ilość amunicji (najczęściej niekierowanych bomb).
Wiele wskazuje dziś jednak na to, że Moskwa przy okazji chciała jeszcze głębiej wciągnąć Irańczyków w konflikt syryjski, a także jeszcze mocniej związać Teheran ze swoją linią strategiczną wobec tej wojny. Ma to dość istotne znaczenie w chwili, gdy Iran stopniowo otwiera się na świat (w tym i kraje zachodnie, zwłaszcza europejskie) po zniesieniu sankcji, co jest efektem zawarcia porozumienia ws. irańskiego programu nuklearnego. Irańczycy najwyraźniej dali się Moskwie wciągnąć w tę pułapkę i choć szybko się zorientowali, w co naprawdę grają Rosjanie (po zaledwie tygodniu Teheran ogłosił zakończenie rosyjskiej misji w Hamadanie), to nie można wykluczyć, że cała sprawa była także elementem rozgrywki w łonie elit władzy w samym Iranie.
Potwierdzeniem takiej tezy mogą być kontrowersje i zamieszanie medialne, jakie pojawiły się już w chwilę po wspomnianym wcześniej oświadczeniu irańskiego MON. Komentarze i oświadczenia, płynące na ten temat ze strony poszczególnych ośrodków władzy w Teheranie były mocno zróżnicowane, a często wręcz sprzeczne. Cały chaos potęgowały zaś jeszcze niespójne przekazy medialne. Te problemy z komunikacją, jak też kontrowersje dotyczące samego sposobu przekazania informacji o rosyjskiej obecności militarnej w Hamadan (dopiero po ujawnieniu tego faktu przez Kreml) oraz powstały wokół tego wydarzenia szum medialny - nie były jednak przypadkowe.
Obecność samolotów bojowych FR w Iranie, do tego uczestniczących w regularnej wojnie, w istocie stanowi bowiem całkowite odejście od jednego z fundamentów, na których założono i dotychczas budowano całą ideologiczno-polityczną konstrukcję Islamskiej Republiki Iranu. Kanonem tym było założenie, iż islamski Iran nie będzie wchodził w jakiekolwiek sojusze i strategiczne alianse polityczne z żadnym z mocarstw. Ojciec-założyciel IRI, ajatollah Ruhollah Chomeini, już w 1979 roku ujął ten aksjomat geopolityki postrewolucyjnego Iranu w słynnym haśle-sloganie: "ani Wschód, ani Zachód". Wtedy, niemal cztery dekady temu, chodziło oczywiście odpowiednio o ZSRR i Stany Zjednoczone, ale i po rozpadzie Sowietów oraz upadku systemu dwubiegunowego w stosunkach międzynarodowych, Teheran konsekwentnie (i bardzo skutecznie) prowadził własną politykę, niezależną od globalnej gry mocarstw. Jednak z biegiem czasu antyamerykanizm i antyimperializm (faktycznie rozumiany w Persji jako antyokcydentalizm) nieuchronnie spychały Iran na
pozycje ideologiczne i polityczne bliskie Moskwie i Pekinowi, a współpraca z tymi "wschodzącymi mocarstwami" od lat 90. ub. wieku zaczęła nabierać tempa, stając się stałym (i ważnym) elementem polityki Teheranu.
W tym kontekście decyzja o udostępnieniu bazy samolotom bojowym Rosji musiała się wielu irańskim decydentom wydawać całkiem "naturalna" i zrozumiała. Późniejsze zamieszanie świadczy jednak o tym, że społeczny odbiór tego "oczywistego" kroku władz nie był jednak pozytywny, co ewidentnie przebija z wielu komentarzy w mediach i wypowiedzi użytkowników różnych portali czy forów internetowych.
Wewnętrzne tarcia
Ważniejszy wydaje się tu jednak kontekst sporu ideologicznego, zaostrzającego się wyraźnie po niedawnych wyborach powszechnych w Iranie (m.in. do parlamentu). Walka ideologiczna - której główną osią staje się obecnie skala dopuszczalnego otwarcia się tego kraju na świat po zniesieniu sankcji oraz zasięg i tempo niezbędnych modernizacji społeczno-ekonomicznych - nadaje ton dzisiejszej polityce irańskiej. Wiele wskazuje na to, że sprawa czasowego bazowania rosyjskich samolotów bojowych w jednej z irańskich baz lotniczych stała się częścią batalii między konserwatystami (określającymi się jako tradycjonaliści), skupionymi wokół duchowego lidera IRI, najwyższego przywódcy (rahbara) Alego Chamenei, a reformatorami powszechnie kojarzonymi z osobą obecnego prezydenta republiki islamskiej, Hassana Rouhaniego.
Otoczenie prezydenta (będącego jednocześnie szefem rządu) było mocno zaskoczone faktem uzgodnienia z Moskwą bazowania rosyjskich samolotów w Hamadan, co sugerowałoby, że zgoda na taki ruch wyszła właśnie z kręgów władzy skupionych wokół rahbara. Oznacza to, że paradoksalnie to właśnie obrońcy twardej islamskiej spuścizny IRI okazali się bardziej skłonni do pójścia na kompromis z jej pryncypiami. Daje to przy okazji wiele do myślenia na temat tego, kto tak naprawdę faktycznie kieruje polityką zagraniczną i bezpieczeństwa Islamskiej Republiki Iranu.
Pomijając jednak te niuanse wewnętrznej polityki Iranu, pamiętać należy, że intensyfikacja działań Rosjan w Syrii - w tym zwiększenie tempa nalotów powietrznych i ataków rakietowych na antyreżimowych rebeliantów i islamistów - są generalnie na rękę Irańczykom, wpisując się w ich strategię wsparcia dla reżimu syryjskiego dyktatora Baszara al-Assada. Bo nie ulega wątpliwości, że to właśnie znaczne przyspieszenie (i dalsze skomplikowanie) wydarzeń w Syrii stało się czynnikiem sprawczym całego zamieszania związanego z militarnym współdziałaniem Moskwy i Teheranu.
Zwiększenie latem tego roku zaangażowania Arabii Saudyjskiej i USA po stronie tzw. umiarkowanej opozycji syryjskiej sprawiło, że siły wierne Assadowi znalazły się ponownie w tarapatach, szczególnie na północy Syrii, gdzie trwa największa i najważniejsza batalia tej wojny, czyli bitwa o Aleppo. Dodatkowe problemy stworzyli Turcy, którzy w połowie sierpnia rozpoczęli w północnej Syrii swoją operację militarną, nominalnie skierowaną przeciwko Państwu Islamskiemu (IS), a faktycznie - przeciw syryjskim Kurdom z Rożawy. Wszystko to sprawiło, że Iran - zdeklarowany sojusznik Damaszku - musiał szukać rozwiązań radykalnych i mogących dać szybkie rezultaty, w postaci natychmiastowego i, co ważniejsze, skutecznego wsparcia militarnego dla sił proreżimowych w Syrii, przeżywających właśnie trudności na froncie. Alternatywa była prosta: albo zmasowana i już zupełnie jawna interwencja sił irańskich (lądowych i powietrznych), albo... pośrednie wsparcie dla państw już zaangażowanych w Syrii po stronie władz. W postaci np.
udzielenia Rosji zgody na wykorzystanie bazy irańskich sił powietrznych w Hamadan. Jak się więc okazało, utrzymanie u władzy reżimu Assada w Syrii było i jest nadal celem, wobec którego dotychczasowy aksjomat niezależności i niezaangażowania Iranu można na chwilę schować do przysłowiowej szafy.
Pole geopolitycznej konfrontacji
Konsekwencje geopolityczne wynikające z bezpośredniej militarnej kooperacji rosyjsko-irańskiej w kontekście Syrii i tego, jak została ona poprowadzona, dopiero zaczynają się ujawniać. Już dzisiaj można jednak z całą pewnością stwierdzić, że - niezależnie od wszelkich kontrowersji - "twarda" militarna współpraca irańsko-rosyjska oznacza dalsze umocnienie i pogłębienie strategicznego sojuszu rosyjsko-szyickiego. Moskwa umiejętnie wykorzystała rozwój wydarzeń na Bliskim Wschodzie w ostatnich kilku latach do zbudowania sieci bliskich relacji politycznych, gospodarczych i militarnych z tamtejszymi szyitami, nie tylko zresztą w Iranie, ale też w Iraku, Syrii i Libanie (Hezbollah). Nie sposób nie zauważyć, że sojusz ten tworzony jest niejako w opozycji do równolegle konstruowanego aliansu amerykańsko-sunnickiego. Sprzyjać to będzie dalszemu utrwaleniu i wzmocnieniu zaangażowania FR na obszarze całego Bliskiego Wschodu, co niewątpliwie sprzyjać będzie szerszym zamiarom Kremla, dotyczącym przekształcenia tej części
świata w kolejne pole geopolitycznej konfrontacji z USA (a szerzej - Zachodem).
Kolejną istotną konsekwencją pogłębiającego się zbliżenia Iranu z Rosją jest również dalszy wzrost strategicznej asertywności Teheranu i jego roli w jego otoczeniu międzynarodowym, jako aktywnego gracza, zdolnego do zaskakujących i trudnych do przewidzenia ruchów. To z kolei niejako automatycznie, zwłaszcza ze względu na obawy co do intencji Teheranu wyrażane przez Arabię Saudyjską i jej arabskich sojuszników znad Zatoki Perskiej, przełoży się na dalsze zaostrzenie konfliktu sunnicko-szyickiego. Konflikt ten już jakiś czas temu stał się głównym motorem napędowym szeregu wojen i napięć w regionie (od Syrii i Iraku po Bahrajn, Liban i Jemen) i jego dalsza eskalacja z pewnością źle wróży jakimkolwiek próbom stabilizacji Bliskiego Wschodu. Szczególnie wojna w Syrii ma wszelkie "szanse" na dalsze trwanie, bez realnych perspektyw na pozytywny przełom i zakończenie. Największym beneficjentem całej tej sytuacji może zaś stać się - paradoksalnie - Państwo Islamskie i jego kalifat.
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.