Ciągłe zmiany gwarancją sukcesu
Ponieważ co chwilę dostaje mi się za krytykanctwo, dziś zamierzam chwalić. I to nie byle kogo, bo rządzącą partię. „Za co?!” – zapytają frustraci i aferzyści. Ano za oryginalną, konsekwentną i skuteczną politykę kadrową.
12.07.2006 | aktual.: 12.07.2006 07:17
Kiedy PiS doszło do władzy, krytycy tego ugrupowania narzekali na rzekomą „krótką ławkę” – kadrowe braki, które odbiją się na jakości rządzenia państwem. I oto okazuje się, że krótka ławka przeszkadzać może tylko tym, którzy przywiązują się do jakichś statycznych, zbetoniałych struktur i strategii. Natomiast receptą PiS jest ciągły ruch, który nie pozwala zasnąć przeciwnikowi.
Podczas Mistrzostw Świata w piłce nożnej często powtarzano zdanie o tym, że nadszedł zmierzch „krycia indywidualnego”, czyli takiej sytuacji, w której obrońca przyspawany jest do napastnika drużyny przeciwnej w takim stopniu, w jakim często do stołka przyspawany jest urzędnik. Polityka kadrowa PiS zrywa z tą przestarzałą praktyką. Kazimierz Marcinkiewicz jest „najlepszym premierem, święci tryumfy i cieszy się olbrzymią społeczna sympatią”? – szybko przesuńmy go na inną pozycję, zanim wrodzy obrońcy go podetną.
Tym sposobem Marcinkiewicz z wysuniętego napastnika przesunął się na pozycję samorządowego pomocnika, zastępując tam libero – Mirosława Kochalskiego, który wszedł do gry w drugiej połowie, gdy prezydentem Warszawy przestał być Lech Kaczyński. Marcinkiewicz będzie starał się, by do nowego składu wybrali go właśnie na tej pozycji (tym bardziej, że kapitan drużyny zapewnił byłego premiera, że przesunięcie z szefa Rady Ministrów na stanowisko prezydenta miasta to awans).
Oczywiście nie wiadomo, czy na swojej pozycji Marcinkiewicz będzie grał do końca meczu. Szybkość zmian jest taka, że wcale nie wiadomo, czy na stanowisko komisarycznego zarządcy Warszawy nie będzie chciał awansować obecny premier Jarosław Kczyński, gdy skończy mu się jego mecz (a on się może skończyć w każdym momencie). Niektórzy sugerują, że wówczas Marcinkiewicz będzie chciał przejść do ataku i zastąpić w nim Lecha Kaczyńskiego, ale akurat pozycja Pierwszego wydaje się jedyną, która przez PiS jest przeznaczona do ścisłego krycia indywidualnego – nawet w ewentualnym doliczonym czasie.
Szybkie zmiany na kluczowych pozycjach mają zasadnicze znaczenie dla zmylenia przeciwnika (zresztą nie tylko: podczas dymisjonowania premiera Marcinkiewicza Lech Kaczyński zwrócił się do niego per „pan prezydent”). Duży ruch w strefie ataku pozwala też utrzymywać nieustanne wrażenie parcia do przodu. Dzięki temu, przy zmianie premiera już po raz czwarty w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy można było ogłosić rozpoczęcie budowania IV RP. Można też bez większych oporów mówić o „rządzie przełomu i kontynuacji”. Przy statycznej strategii zestawienie tych dwóch terminów prowadziłoby do sprzeczności. Jednak w grze, w której napastnik przechodzi na pozycję obrońcy, bramkarz rusza do ataku, trener trzyma sędziowski gwizdek, a całą grę ustawia pod siebie prezes, słowo „sprzeczność” nie istnieje, a przeciwnicy w popłochu ładują piłkę do własnej bramki.
Mylą się ci, którzy uważają, że te szybkie zmiany odbiją się nam czkawką lub jakąś inna zadyszką. Przykładem – stanowiska ministra finansów. Po kilku miesiącach Lubińską zastąpiła Gilowska, by oddać później miejsce (na bardzo szybką zmianę) Wojciechowskiemu. Wojciechowski nie zdążył nawet dojść do piłki, gdy został zmieniony przez Kluzę. Mimo to nic nie wskazuje, żeby mityczne rynki finansowe wpadły w związku z tym w jakąś panikę: złoty nie spada, giełda jeszcze się trzyma. Inwestorzy wstrzymują się z drastycznymi decyzjami, oczekując pewnie na koniec hokejowych zmian. I właśnie dlatego hokejowe zmiany nie powinny się kończyć. Cieszy więc deklaracja Marka Kuchcińskiego (na razie wiceprzewodniczącego klubu parlamentarnego PiS – ale już niedługo): W kręgu polityków PiS są ludzie, którzy śmiało mogliby ubiegać się o funkcję ministra finansów, ale nie ich wybrał Jarosław Kaczyński. Zgodnie z dotychczasową logiką należałoby powiedzieć: na razie ich nie wybrał. Limit zmian wydaje się niewyczerpany, a dopóki
piłka w grze, kruk krukowi oka nie wykole. Ani inne ptactwo.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska