Chłopy jak sumy

Sprzedali kilka milionów płyt. Grali z największymi sławami metalowej sceny. Ich ostre, pełne ognia koncerty przyciągają tysiące fanów. Co w tym dziwnego? Śpiewają o Bogu.

Chłopy jak sumy
Źródło zdjęć: © WP.PL

17.02.2006 | aktual.: 17.02.2006 11:27

Katowice. Za kilka godzin w Spodku ruszy metalowy koncert. Tłum długowłosych chłopaków włóczy się po szarych ulicach. Wśród nich jest Marcin, świeżo upieczony chrześcijanin. Nagle dostrzega jakiegoś rosłego, wytatuowanego człowieka. Myli go ze znajomym z zagranicy i rzuca mu się w ramiona. Po chwili, gdy widzi swą pomyłkę, wybucha śmiechem. Zaczynają rozmawiać. – Co tu robisz? – Gram w kapeli, która zaraz wystąpi w Spodku, przed Slipknot. Marcin pyta ostrożnie: – Sorry. Czy ty jesteś satanistą? – Ależ nie! – muzyk pokazuje krzyż. – Należę do Jezusa! Chłopak natknął się na członka grupy P.O.D., jednej z najgłośniejszych kapel świata.

Dealer na kolanach

Zespół powstał w Southtown, dzielnicy San Diego, tam, gdzie Stany Zjednoczone stykają się z Meksykiem. Życie przyszłych muzyków nie było sielanką. Ojciec Wuva – perkusisty grupy, był jednym z największych dealerów narkotyków w mieście. – Żył na ulicy przez trzy lata, zanim Bóg dotknął jego serca. Potem zabrał mnie do kościoła i zobaczyłem, jak Bóg zmienia jego życie, całkowicie ratuje małżeństwo moich rodziców. Stary, widziałem to wszystko, dorastając, widziałem, jak podnosi ich oboje z upadku, całkowicie nadaje nową jakość ich życiu, przyciąga ich z powrotem do siebie. Te fakty wstrząsnęły moim życiem. Zapragnąłem czynić dobro, ponieważ zobaczyłem, co Bóg uczynił w mojej rodzinie. Bóg posłużył się moim tatą, by nakłonić matkę Sonny’ego (wokalisty kapeli) do oddania życia Bogu. Stała się przykładem dla syna.

P.O.D. to nie ministranci, którzy nagle z nudów sięgnęli po gitary. To starzy punkowi wyjadacze. Sama nazwa kapeli to skrót od określenia Payable On Death: ubezpieczenia na życie, które wypłaca się rodzinie w momencie śmierci ubezpieczonego. A głębiej: dosadny i jednoznaczny znak: Ktoś zapłacił za ciebie przez swą śmierć. Kto? Słuchając płyt grupy, nie ma się wątpliwości.

Ze środka płomieni

Pierwszą płytę „Snuff the Punk” wydali trzynaście lat temu w wytwórni Rescue Records. Ich muzyka: wypadkowa drapieżności punka, ekspresji hip-hopu i pulsującego reggae zyskała im tłumy fanów. Świat usłyszał jednak o grupie dopiero wówczas, gdy muzycy podpisali kontrakt z gigantem muzycznym: wytwórnią Atlantic.

Płytę „The Fundamental Elements Of South- town” kupiło za oceanem ponad milion osób, a krążek dotarł na pierwsze miejsce listy Billboardu. Po następny album „Satelite” sięgnęły już trzy miliony. Po tych niebywałych sukcesach Sonny, wokalista grupy, opowiadał: „Nie szukaliśmy tej popularności. Nie powstaliśmy po to, by zostać sławnym zespołem. To palec z nieba. Nigdy nie kwestionowaliśmy naszej wiary. Nie jest łatwo brać przykład z Jezusa Chrystusa, kochać i służyć wszystkim tym, którzy są dookoła, wchodzić w pokorę. To ogromna duchowa walka”.

O P.O.D. zrobiło się głośno. Co ważne, muzycy nie dali się wrzucić do worka z napisem „muzyka chrześcijańska” (czy jest w ogóle taka muzyka?). Grają przed największymi metalowymi kapelami świata. Czasami towarzyszą zespołom, które wprost kpią z chrześcijaństwa (Marylin Manson, czy jak w Katowicach – Slipknot). Dlaczego? „Gdy mamy grać dla chrześcijan, jest to prościutkie. Mówisz »Jezus« i wszyscy się cieszą. Ale kiedy grasz świecki koncert, wszystko jest inaczej. Jesteś jakby pośrodku płomieni. Potrzebujemy głębokiej modlitwy. Bo my jesteśmy jak chrześcijańskie sumy (catfish christians). Pływamy przy samym dnie i zbieramy nieczystości”. Właśnie wpłynęli z nowym albumem. O zawartości krążka „Testify” wiele mówi już sama okładka. Jej centrum stanowi krzyż. – „I tak jest w istocie. Krzyż wyznacza w naszym życiu centrum. Bardzo chcemy na koncertach przyprowadzić dzieciaki do krzyża i pokazać im, jak Jezus ukochał je, oddając za nie życie”.

Bardzo pochlebna recenzja płyty znalazła się w „Metal Hammerze”. Jednoznaczne, opowiadające o miłości Boga wypowiedzi muzyków czytają nawet ci, którzy widząc księdza, przechodzą na drugą stronę ulicy. Krążek promuje teledysk „Goodbye for now”. Lider grupy, jak niegdyś Bono z U2, wyznaje „Będziemy śpiewać nową pieśń”, a klip kończy się sceną, gdy tłum otaczający muzyków wznosi do nieba ręce w geście dziękczynienia. Niektórzy w rękach ściskają różańce.

Część wypowiedzi muzyków pochodzi z tekstów Grzegorza Wacława z Magazynu Muzycznego RUaH.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)