Chiny przełamią zachodni monopol i przejmą kontrolę nad misjami pokojowymi ONZ?
• Chiny prawdopodobnie będą chciały zwiększyć swoją rolę w ONZ
• Z końcem roku zmienia się kierownictwo w organizacji
• Z kuluarach mówi się, że Pekin może przejąć dowództwo nad misjami pokojowymi
• Państwo Środka od kilku lat mocno angażuje się tego typu operacje
• Ewentualne przejęcie dowództwa rodzi obawy przed przestrzeganiem praw człowieka przez - i tak krytykowane - "błękitne hełmy"
04.10.2016 | aktual.: 04.10.2016 14:57
Departament Operacji Pokojowych (DPKO) jest odpowiedzialny za planowanie, przygotowanie oraz zarządzanie misjami pokojowymi ONZ. Przez blisko 20 ostatnich lat na jego czele stał Francuz. Teraz Chińczycy chcieliby to zmienić i przejąć kontrolę nad ponad 100 tys. żołnierzy rozmieszczonych w kilkunastu punktach na świecie.
Z kolei Rosjanie chcieliby objąć fotel podsekretarza generalnego Departamentu Spraw Politycznych (DPA), który z kolei od ponad 10 lat był zajmowany przez kolejnych byłych przedstawicieli departamentu stanu USA.
Ani Chińczycy, ani Rosjanie nie mają szans na obsadzenie najważniejszego stanowiska w ONZ, a więc sekretarza generalnego. Jednak aktywnie zabiegają się o ważne funkcje, które również będą do obsadzenia wraz z końcem kadencji obecnego kierownictwa ONZ 31 grudnia 2016 roku, chcąc w ten sposób przełamać monopol przedstawicieli państw zachodnich, głównie USA, Francji i Wielkiej Brytanii.
Pokojowy zwrot Chin
Chińskie próby mocniejszego zaangażowania się w operacje pokojowe ONZ trwają od około dekady. Jesienią ubiegłego roku Xi Jinping zaoferował przeszkolenie 2 tys. zagranicznych żołnierzy pod kątem prowadzenia misji pokojowych oraz zadeklarował oddelegowanie 8 tys. swoich żołnierzy do dyspozycji ONZ. Niecały tydzień temu rzecznik ministerstwa obrony mówił, że Chiny są już bliskie rejestracji obiecanej liczby wojskowych.
Chiny niedawno stały się drugim największym sponsorem misji stabilizacyjnych (po USA) i finansują 10 proc. ich rocznych kosztów. Przy okazji Pekin bierze udział w 11 z 16 aktywnych w tej chwili operacjach ONZ, a w Południowym Sudanie drugim najważniejszym oficerem w wojskowej hierarchii jest Chińczyk, gen. Yang Chaoying. Większość chińskich sił jest zresztą rozmieszczona w Afryce, gdzie Pekin ma liczne interesy ekonomiczne. - Chińczycy są coraz bardziej efektywni w tych misjach. I to nie tylko w misjach czysto pokojowych, ale też pomocowych, jak w Nepalu. Ta aktywność jest stosunkowo nowa i stanowi zupełne odwrócenie strategii Deng Xiaopinga (lider Chin w latach 1978-1989 - przyp. red.), gdy Chiny nie angażowały się poza swoimi granicami. Przewrót jest bardzo widoczny, także w samej mentalności Chińczyków - mówi w rozmowie z WP prof. Bogdan Góralczyk, sinolog i b. dyplomata w państwach Azji.
Za uczestnictwo w misjach pokojowych Chiny płacą też najwyższą cenę. W tym roku w Mali islamista zabił chińskiego żołnierza, raniąc czterech kolejnych. Z kolei w Południowym Sudanie w rakietowym ostrzale zginęło dwóch chińskich żołnierzy. - Przypadki śmiertelne ich nie zniechęciły. Byłem w lipcu w Chinach i widziałem, jak z wielkimi honorami przyjmowano trumny. Żołnierzy potraktowano jak bohaterów narodowych - opowiada prof. Góralczyk.
Skala i charakter zaangażowania Pekinu jasno więc pokazują, że ewentualne ubieganie się o przyszłe kierownictwo w DPKO będzie miało mocne uzasadnienie w dotychczasowej aktywnej polityce na tym polu.
Chińska wizja misji
"Foreign Policy" ostrzega, że chińskie zaangażowanie, jakkolwiek cenne, może być w niedalekiej przyszłości wyzwaniem rzuconym samej istocie operacji pokojowych. "To może być zwiastun problematycznej zmiany w tym, jak przeprowadzane są pokojowe operacje ONZ, a to wszystko w okresie, w którym 'błękitne hełmy' stoją przed oskarżeniami o wykorzystywanie seksualne w Republice Środkowoafrykańskiego i nie są w stanie ochronić zagrożonych cywili i pracowników humanitarnych w Południowym Sudanie" - czytamy w magazynie.
Obawy wynikają z tego, że misje pokojowe pod kierownictwem Chin mogą kłaść jeszcze mniejszy nacisk na aspekt humanitarny działań ONZ, szczególnie, że same należą do grona krajów, w kontekście których zwrot "prawa człowieka" pada najczęściej w parze z "łamaniem". Prof. Góralczyk ocenia, że same prawa człowieka mogą odegrać w tej sprawie drugorzędną rolę. - Zachód ostatnio spuszcza z tonu, bo bardziej niż prawa człowieka w Chinach są mu potrzebne chińskie kapitały. Inwestycje Chin zresztą już zaczynamy widzieć, szczególnie w Europie, gdzie w jakimś stopniu zaczął działać Nowy Jedwabny Szlak - tłumaczy.
O tym, że pod ewentualnym kierownictwem Chin akcenty w DPKO mogą być rozłożone nieco inaczej świadczy choćby niedawna próba chińskich dyplomatów, którzy chcieli obciąć budżet na rzecz promocji idei praw człowieka w zagranicznych placówkach misji pokojowych. Pekin chciał także zmniejszenia środków dla biur, które monitorują sprawy nadużyć ze strony żołnierzy ONZ. Obie te propozycje zostały zablokowane przez kraje zachodnie.
Jeśli Państwo Środka zyskałoby kierownictwo w DPKO, nie można wykluczyć, że udałoby się mu przeforsować podobne zmiany. Zdaniem prof. Góralczyka należy się liczyć ze wzrostem znaczenia Chin w misjach pokojowych ONZ, bo to kierunek, w który Pekin zainwestował już wiele czasu, pracy i pieniędzy. - W chińskich mediach, a przecież wiadomo, że one wszystkie są rządowe, wyraźnie kształtuje się opinia, z której wynika, że zaangażowanie w misje jest właściwym krokiem. Społeczeństwo dostaje przekaz, że mimo pojedynczych ofiar, jest to korzystne i patriotyczne dla samych Chin - mówi ekspert.
Długofalowa gra
W samym ONZ nie brak też ponoć głosów, że Chiny nie rzucą wszystkiego na szalę i zamiast ubiegać się o tak eksponowane stanowisko, jak podsekretarz ONZ w DPKO, zadowolą się mniej istotnym "stołkiem". "Foreign Policy" cytuje anonimowego włoskiego dyplomatę, który sądzi, że może to być np. stanowisko doradcy wojskowego w sekretariacie ONZ, dzięki któremu Pekin miałby spory wpływ na kształtowanie doktryny misji pokojowych w kolejnych latach.
Nie wiadomo, o jaką stawkę ostatecznie grają Chiny, ale pewnym jest, że krok po kroku będą dążyły do wyjścia z cienia. - Chiny mają poczucie, że są izolowane w ONZ, chcą je przełamać za pomocą aktywności. Udział w różnego rodzaju misjach ma za zadanie pokazać, że Pekin jest wiarygodnym partnerem. Czy to się uda? To nie jest zadanie na rok lub dwa, a nawet nie na pięć lat. Gra jest długoterminowa i toczy się już w ostatnich siedmiu latach, a przyspieszyła wyraźnie po objęciu władzy przez Xi Jinpinga - podsumowuje prof. Góralczyk.