Chile. Milion manifestantów na ulicach Santiago protestowało przeciw rządowi
Największy protest antyrządowy w Chile od momentu wybuchu manifestacji. W piątek wieczorem na ulice niemal wszystkich miast kraju wyszli protestujący. Tylko w stolicy było ich ponad milion.
Protesty w Chile wybuchły 14 października. Powodem był podwyżka cen biletów komunikacji miejskiej, pozornie niewielka, bo o 30 peso (15 groszy). Pierwszą manifestację zorganizowali studenci i uczniowie, którzy wyszli na ulice i zaczęli przeskakiwać przez bramki do metra. Ich protest szybko przekształcił się w ogólnokrajowy ruch, który sparaliżował Chile.
W piątek na ulicach miast Chile manifestowało milion obywateli. Demonstranci nieśli narodowe flagi, tańczyli, bili w blaszane garnki drewnianymi łyżkami i nieśli transparenty wzywające do reform politycznych i socjalnych.
Do protestów przyłączyli się także kierowcy ciężarówek i taksówek, blokując główne ulice w kraju. Oni manifestowali przeciwko wysokim opłatom za przejazdy prywatnymi autostradami i drogami ekspresowymi.
Protestujący sparaliżowali stolicę kraju, Santiago. Spotkali się na położonym w centrum Plaza Italia. Gubernator Karla Rubliar oceniła, że w protestach w stolicy wzięło udział ponad milion osób.
Demonstracje odbyły się także we wszystkich większych miastach Chile, kraju który uchodził w Ameryce Łacińskiej za stosunkowo spokojny i stabilny. Październikowe protesty spowodowały, że po raz pierwszy od 30 lat, tzn. od zakończenia dyktatury gen. Augusto Pinocheta w Chile, na ulice wysłano wojsko.
Dowództwo ogłosiło w stolicy, a następnie w 16 okręgach godzinę policyjną. Mimo to doszło w Santiago i innych miastach do kradzieży i rozbojów. W całym kraju opróżniono z towarów ponad dwieście supermarketów.
W wyniku zamieszek w Chile zginął Polak. Władze kraju podają, że od momentu wybuchu zamieszek zginęło co najmniej 11 osób, a ponad 50 zostało rannych.
Masz news, zdjęcie lub film związany z pogodą? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl