"Chcemy pomóc PSL". Zaskakująca deklaracja Czarnka, Sawicki odpiera krytykę "wściekłych kobiet"
- Przez sprawy światopoglądowe ta koalicja się nie rozpadnie - zapewnia marszałek senior z PSL Marek Sawicki. Ludowcy twierdzą, że nie dadzą się zepchnąć do narożnika przez Lewicę. Na wszelki wypadek "na pomoc" przychodzi im PiS. - Chcemy ratować poparcie dla PSL - stwierdza Przemysław Czarnek. Ludowcy wykpiwają te zaloty.
- Nie czujemy żadnej presji i żadnych nacisków ze strony koalicjantów. To, co wyczynia Lewica, robi na własny rachunek. A premiera Tuska bym prosił, żeby się za nami nie ujmował, bo nie jest to nam do niczego potrzebne. Tak, jak jego nawoływanie do głosowania na Trzecią Drogę w wyborach parlamentarnych, które rzekomo miało dać nam niesamowity handicap - mówi Wirtualnej Polsce marszałek senior Marek Sawicki z PSL.
Politycy tej partii tracą cierpliwość. Mają dość ataków ze strony skrajnej lewicy i nie tylko.
W ostatnich tygodniach - po przegranym głosowaniu w sprawie depenalizacji pomocy przy aborcji - ludowcy są pod politycznym ostrzałem. Doszło nawet do tego, że niszczone są ich biura poselskie. Dla PSL to przekroczenie granicy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak reagują na to partnerzy ludowców z koalicji? Niejednoznacznie. - Ja patrzę na to, co się dzieje przed biurami posłów PSL tak, że być może wyborczynie wybiją im z głowy pomysły, które sprawiają, że nie są w stanie zagłosować za czymś, co jest europejskim standardem - mówiła o ludowcach w Onecie rzeczniczka klubu KO Dorota Łoboda.
Jak stwierdziła w Polskim Radiu 24, "politycy PSL są dużo bardziej konserwatywni niż ich wyborcy", a Wanda Nowicka z Lewicy uznała, że "koledzy z PSL rozmawiają głównie o sobie, a o problemach kobiet - najmniej".
W kuluarach - nieoficjalnie - posłanki wypowiadają się dużo ostrzej. Politycy PSL jednak nie chcą wchodzić w tę słowną bijatykę. - Zachowamy zimną krew i będziemy robić swoje - zapewnia jeden z posłów.
"Na chamstwo nie będziemy odpowiadać chamstwem"
- Kwestia praw kobiet nie była rozstrzygająca w wyborach do Sejmu i Senatu. A ten, kto tak twierdzi, myli się albo świadomie kłamie. Z badań wynika, że na PiS i Konfederację łącznie zagłosowało więcej kobiet niż na koalicję 15 października - mówi Sawicki. Podkreśla, że "tych kwestii" nie wpisano nawet do umowy koalicyjnej.
Polityk PSL odnosi się również do ostatnich - nielicznych - protestów przed Sejmem, które zorganizował Strajk Kobiet. Chodziło o głośny upadek ustawy depenalizującej pomoc przy aborcji. - Zgadzam się z komentarzem jednej z dziennikarek, że protestować na ulicę wyszły "wściekłe kobiety". Te nie wściekłe - czyli te normalne - nie protestują - uważa marszałek Sawicki.
I dodaje: - Na chamstwo nie będziemy odpowiadać chamstwem.
Były minister nawiązuje do obraźliwych okrzyków demonstrantek - m.in. Marty Lempart - które Władysława Kosiniaka-Kamysza nazwały "chu***, a nie demokratą" i wzywały, by "wyp***. - J*** PSL, to teraz nasze hasło - powtarzała Lempart.
- Ignorujemy to - mówi Sawicki. - Nie chcemy ich żywić - dodaje.
Sawicki: ktoś oszukał Tuska
Ludowcy w nieoficjalnych rozmowach z satysfakcją mówią, że "to ich zasługa", iż premier Tusk skapitulował i ogłosił porażkę koalicji w sprawie liberalizacji prawa do aborcji. - Z zadowoleniem przyjęliśmy te słowa - stwierdza Sawicki.
I mówi: - Cieszę się, że premier zszedł na ziemię. Kilka dni wcześniej napiął muskuły i pisał: "nadszedł czas decyzji", tak jakby wydawało mu się, że jest szefem wszystkich stronnictw tworzących koalicję. A nie jest.
Sawicki twierdzi, że "niewykluczone, że najbliższe otoczenie Tuska go okłamało", przekonując go, że jest większość w Sejmie dla depenalizacji pomocy przy aborcji.
PSL w żadnej formie liberalizacji nie popiera. Dlatego odczuwa satysfakcję, bo - jak mówią posłowie tej formacji - atakująca ludowców Lewica okazała się głośna, ale nieskuteczna i bez wpływu na Sejm, jeśli chodzi o tzw. sprawy światopoglądowe.
Dlatego Kosiniak-Kamysz - mówią jego współpracownicy - wbrew pozorom zyskuje pewność siebie. - To dlatego powiedział, że poparcie własnych wyborców jest dla niego ważniejsze niż trwanie w koalicji. To było przemyślane stwierdzenie - przyznaje jeden z polityków PSL.
Jednocześnie podkreśla: ludowcy ani myślą wychodzić z koalicji. - Zapewniam, że przez aborcję koalicja i rząd się nie rozpadną - mówi nam Sawicki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najpierw palec, później ręka
Kolejni rozmówcy to potwierdzają. Co ciekawe - nawet z Nowej Lewicy. Na jednym z niedawnych nieoficjalnych spotkań lider tej formacji, wicemarszałek Włodzimierz Czarzasty, miał stwierdzić: - Punktem granicznym dla nas jest groźba końca tej koalicji. Jeśli taka groźba się pojawi, jesteśmy w stanie zrobić krok w tył. W różnych sprawach.
Były minister rolnictwa i marszałek senior przekonuje z kolei w rozmowie z WP, że iluzją było myślenie, iż obecna koalicja zdoła uchwalić przepisy nie tylko liberalizujące prawo do aborcji, ale depenalizujące pomoc przy przerwaniu ciąży.
- Ja już w poprzedniej kadencji Sejmu mówiłem, że nawet, jeśli władza się zmieni, to kolejna i tak nie da rady zmienić przepisów. Posłowie w większości mają poglądy konserwatywne, a ich wybór jest odzwierciedleniem poglądów Polaków. Przypomnę, że na partie opowiadające się przeciwko aborcji (PiS, PSL, Konfederację) zagłosowało więcej wyborców, niż na partie chcące liberalizacji (KO, Lewica) - twierdzi Sawicki.
Jak jednak zauważyli niektórzy analitycy, polityk PSL podaje nieprecyzyjne informacje. Koalicja 15 października władzę zdobyła m.in. dzięki mobilizacji kobiet, zwłaszcza młodych. A to ich przecież temat prawa do aborcji interesuje szczególnie.
Sawicki zaznacza jednak, że kilka istotnych spraw z punktu widzenia kobiet udało się już załatwić. To m.in. in vitro czy tabletka "dzień po". - Rozumiem, że są takie środowiska, które podchodzą do tego tak: dasz palec, to wezmą łokieć, a później całą rękę. Ale ta metoda w tej kadencji nie będzie skuteczna - twierdzi marszałek senior.
To samo podkreślał niedawno Kosiniak-Kamysz. - Jakbyśmy zobaczyli na sumę wyborców, to na 21 mln wyborców tylko 8,5 mln wyborców głosowało na partie, które deklarowały, że ich projektem ustawy jest aborcja do 12. tygodnia na życzenie. Mają prawo zgłaszać swoje ustawy, ale nie zdobyli większości dla tych ustaw - podkreślał w ostatnim wystąpieniu na Radzie Naczelnej PSL lider tej formacji.
Ludowcy nie poddadzą się też presji ze strony największego koalicjanta; choć trzeba zaznaczyć, że i sam szef rządu i lider KO podkreślał, że zmuszanie PSL do czegokolwiek nie ma sensu.
Były minister rolnictwa w rządzie Tuska przypomina, że "dziś Tusk jest premierem rządu koalicyjnego, a nie rządu Platformy Obywatelskiej". - Musi pamiętać, że ma czterech równorzędnych partnerów. Jeśli ktoś tego nie rozumie, będzie pewnie musiał z tej koalicji wyjść - zaznacza Sawicki. I mówi, że "bez choćby jednego z tych klubów nie da się utrzymać większości".
Czarnek: chcemy pomóc PSL
PSL w ostatnich dniach wyraźnie stara się zaznaczyć swoją podmiotowość - nie tylko w koalicji, ale na scenie politycznej w ogóle. - PSL nie jest, nie był i nie będzie niczyim wasalem. Jesteśmy samodzielną, najstarszą partią sceny politycznej. Możemy rządzić jak teraz, ale nie możemy utracić wartości, przekonań, programu. Będziemy je realizować, czy się to podoba, czy nie - mówił na Radzie Naczelnej PSL Kosiniak-Kamysz.
Zapowiedział, że żadna presja nie zmieni postępowania ludowców. Oznajmił, że PSL "nie obawia się ani biskupów, ani lewaków". Chwalił swoją partię za odwagę, gotowość bronienia swojej tradycji i przekonań, których "nie wystraszą ataki oraz opluwanie". Przekonywał, że jeśli koalicja chce rozszerzać poparcie i zjednywać byłych wyborców PiS, to PSL jest dla nich najlepszą alternatywą.
- Z takim Kosiniakiem łatwiej będzie nam myśleć o koalicji - nie ukrywa jeden z posłów PiS.
Co ciekawe, z PiS płyną pozytywne słowa w kierunku ludowców. Gdy zapytaliśmy w Sejmie byłego ministra edukacji Przemysława Czarnka o to, czy PiS może poprzeć projekt ustawy autorstwa PSL o "wychowaniu patriotycznym" w szkołach, nasz rozmówca potwierdził. - Bezwzględnie poprę taki projekt ustawy, ten kierunek jest bardzo dobry - powiedział Wirtualnej Polsce.
- Premier Kosiniak-Kamysz przejrzał na oczy i widzi już, że działanie tego rządu powoduje radykalny spadek poparcia dla PSL. W związku z tym próbuje ratować PSL przed całkowitym wchłonięciem przez koalicję 13 grudnia i utratą poparcia w społeczeństwie. A my, jako PiS, chcemy PSL w tym pomóc - twierdzi Czarnek.
- Chcecie pomagać PSL w tym, żeby nie traciło poparcia? - dopytujemy.
- Tak - odpowiada Czarnek. - Chcemy pomóc PSL, żeby dalej trwało na scenie politycznej, bo jeśli dalej będzie w tej koalicji, to zniknie. A PSL, obecne od 130 lat, jest potrzebne. Szkoda, by stracili swoją podmiotowość, trwając w tej koalicji - mówi były minister edukacji.
Partia Jarosława Kaczyńskiego - przypominając w czwartek w Sejmie zatrzymanie polskich żołnierzy przy granicy z Białorusią - nie chce krytykować szefa MON i lidera ludowców. - To nie w Kosiniaku-Kamyszu jest problem, tylko w Tusku i Bodnarze - mówi WP szef klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak.
Jednocześnie polityk nie zaprzecza, gdy dopytywaliśmy go, czy wyobraża sobie współpracę z PSL. - Oczywiście, że wyobrażam sobie taki sojusz - przyznaje z kolei w rozmowie z nami europoseł PiS Tobiasz Bocheński.
Ludowcy wykpiwają te polityczne zaloty. Twierdzą, że PiS robi to cynicznie: by skłócić koalicję i stworzyć wrażenie, że ma zdolność koalicyjną. Jedno jest pewne: w tej kadencji Sejmu koalicję PSL z PiS i stworzenie nowego rządu bazującego na tych dwóch formacjach można wykluczyć.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl