Świat"Chcę być pochowana w lesie, tam gdzie żyją wiewiórki"

"Chcę być pochowana w lesie, tam gdzie żyją wiewiórki"

W Niemczech 1 listopada obchodzą katolicy. I na tym kończą się podobieństwa z Polską - bo niemiecka kultura pogrzebowa wielu naszych rodaków szokuje. Kremacja i pogrzeb w lesie, to jeden z popularnych trendów. Wbrew powszechnemu w Polsce przekonaniu, to niekoniecznie skutek braku uczuć do bliskich.

"Chcę być pochowana w lesie, tam gdzie żyją wiewiórki"
Źródło zdjęć: © AFP | Johannes Eisele

30.10.2011 | aktual.: 30.10.2011 10:57

Pani Barbara, pracująca, jako pielęgniarka, na tamten świat się nie wybiera. Jeszcze ma sporo spraw do załatwienia i rzeczy do zobaczenia. Ale 74-letnia emerytka z Berlina wyznaje zasadę "przezorny zawsze ubezpieczony", więc i kwestię własnego pochówku w nieokreślonej bliżej przyszłości postanowiła wziąć w swoje ręce. - A co mają się dzieci tym martwić - tłumaczy. - W końcu mój pogrzeb, to moja sprawa - dodaje. Poza tym, przekonuje pani Barbara, "potem może nie będzie czasu, albo sił, a teraz, to mogę sobie jeszcze na spokojnie przemyśleć alternatywy". Tych jest w Niemczech niemało.

Niemiecka kultura pogrzebowa

Bestattungskultur, kultura pogrzebowa, jak to Niemcy określają, zmieniła się w tym kraju w ciągu ostatnich 20 lat. Klasyczne pochówki w trumnie, na typowym cmentarzu, z nagrobkiem i kwiatami, stają się coraz rzadsze. Dziś tak chce być pochowana tylko jedna trzecia Niemców. Stale rośnie zainteresowanie innymi formami i miejscami pochówku.

Codziennością stały się kremacje. W zeszłym roku ponad połowa zmarłych obywateli Niemiec została pochowana w urnach. W niektórych miastach, jak Drezno, czy Kilonia, było to nawet ponad 90% wszystkich pochówków. Głównie ze względów finansowych, ale i estetycznych, oraz ekologicznych. Inaczej niż w Polsce, nie ma z tą procedurą problemów Kościół niemiecki, ani protestancki, ani katolicki. Msze odbywają się przed, albo już po kremacji, jak życzy sobie rodzina. W najbardziej tradycyjnej formie, prochy chowane są potem w urnach na cmentarzach, w grobach ziemnych, albo kolumbariach.

Kremacja w Czechach, pogrzeb w Niemczech

Duża część kremacji odbywa się w sąsiadujących z Niemcami Czechach. Decyduje cena, po uwzględnieniu kosztów transportu nadal korzystniejsza, niż w Niemczech. O szczegółach takiej procedury zainteresowani mogą poinformować się bezpośrednio na miejscu, w jednym z czeskich krematoriów, do których przedsiębiorcy organizują jednodniowe wycieczki, połączone ze zwiedzaniem i kawą. Wszystko przy okazji transportu ciała klienta, który właśnie ma być skremowany. U wielu Polaków takie podejście wywołuje szok i niesmak.

Ale w Niemczech temat śmierci jest inaczej postrzegany, niż w Polsce, bardziej obecny w społeczeństwie. I to, na co dzień. To prawie taka decyzja, jak kupno mieszkania. W oknach wystawowych zakładów pogrzebowych, mieszczących się zazwyczaj obok zwykłych sklepów i punktów usługowych, na parterach budynków mieszkalnych, wywieszone są cenniki i reklamy. Nie wchodząc nawet do środka, można obejrzeć katalogi zdjęć i foldery wyłożone często na pulpitach przed zakładem. Zainteresowanym oferowane są specjalne pakiety ubezpieczeniowe na wypadek śmierci. Nie chodzi tu tylko o koszty pogrzebu, ale też, na przykład, zapewnienie opieki zwierzętom klienta po jego śmierci.

Nie przynoście kwiatów na pogrzeb

Przeważa rozsądek i praktyczna strona życia. Podobnie zresztą na samym pogrzebie. Często odbywa się w gronie najbliższej rodziny, która informuje po wszystkim w gazecie o uroczystościach. Coraz częściej można przeczytać w klepsydrach, że zamiast kwiatów i wieńców prosi się obecnych o przekazanie datków na określony cel, bliski sercu zmarłego, fundacje, szpital, czy hospicjum. - To ma większy sens - przekonuje Corinna, 34-letnia ekonomistka, katoliczka. - Kwiaty za chwile padną, zresztą przecież zmarłemu i tak nie są potrzebne. A tak pozostanie po nim coś dobrego, jakby dobry uczynek zza grobu. I jeszcze ktoś go z wdzięcznością wspomni - wyjaśnia.

Społeczeństwo niemieckie się zmienia, zmieniają się też poglądy na kwestie wiecznego spoczynku. Nowsze cmentarze w Niemczech są rozplanowane architektonicznie nie tylko inaczej, niż większość polskich, ale i różnią się też od niemieckich sprzed kilkudziesięciu lat. Ludzie mają mniej pieniędzy, bogaty pogrzeb uznawany jest za niepotrzebny zbytek. Więc raczej mała, skromna tablica na ziemi, niż tradycyjny pomnik, czy nagrobek. Na miejscu, jakie zająłby jeden tradycyjny, mieszczą się trzy nowoczesne groby. Na wielu tabliczka informująca o firmie, która się grobem opiekuje. Nazwa, telefon i adnotacja dla pracownika o zakresie usługi. Od zwykłego podlewania kwiatków po całościową opiekę, ze sprzątaniem, pielęgnacją roślinności, zdobieniem na rocznice. Nikogo to nie oburza. Większość Niemców sama zna ten problem z własnego życia: krewni rozjeżdżają się po kraju, albo i świecie, intensywnie pracują, często jedyni członkowie rodziny są starzy i schorowani. Ten trend nie mógł nie wpłynąć na kulturę pogrzebową.
Nieodłączne na nowoczesnych cmentarzach są miniaturowe łąki i trawniki, przeznaczone na groby zbiorowe. Tu składane są setki urn, w przypadkowej kolejności, i bez nagrobków. Tylko na obrzeżach łąk, na kolumnach, skrzyniach stylizowanych na ołtarze czy mniej wyszukanych, jak ogromne szafy mieszczą się setki tabliczek z nazwiskami i datami pozwalającymi na identyfikację pochowanych.

Anonimowy grób na łące

Rośnie też liczba pochówków anonimowych. Na łące leży tylko jedna tablica z napisem "Gemeinschaftswiese", łąka wspólnotowa. To jedyny znak, że leżą tu ludzie. Ile i kto, wie tylko administracja. Już więcej, niż co dziesiąty Niemiec życzy sobie takiego miejsca spoczynku po śmierci.

Powinno być skromnie, tanio i bezproblemowo dla krewnych. Ale nie tylko. Ma być też indywidualnie i... miło, a nawet romantycznie. Pani Barbara zaplanowała już mały grób, oczywiście urnowy, tradycyjnie, na miejscowym cmentarzu komunalnym. Już takim nowszym, w zieleni, niedaleko dużego parku. Ale potem zaczęła się wahać. Bo zobaczyła w telewizji film o leśnych cmentarzach - wytyczonych fragmentów lasów, gdzie w korzeniach drzew można składać urny. Samemu można wybrać, czy chce się dąb, sosnę, a może brzozę, a nawet wskazać konkretne drzewo. Na drzewie wisi tabliczka z nazwiskiem, albo mottem, u wierzących krzyż. Poza tym cmentarz wygląda jak normalny las.

Ptaki śpiewają, wiewiórki skaczą

To się pani Barbarze spodobało. Znalazła taki cmentarz niecałe 40 kilometrów od Berlina. To nie koniec świata. Co prawda nie oczekuje od swoich dzieci regularnych odwiedzin, sama też nie chodzi często na groby bliskich, ale taka odległość ułatwiałaby im przyjazd, nawet w razie konieczności załatwienia jakiś formalności. A przede wszystkim, mówi pani Barbara, "na tym leśnym cmentarzu nie jest tak ponuro, jak na tradycyjnym, z granitem dookoła". - Nawet miło - ptaki śpiewają, wiewiórki skaczą. Ma się wrażenie, że człowiek w tych drzewach żyje dalej - dodaje.

Leśne cmentarze pojawiły się w Niemczech 10 lat temu i szybko podbijały serca Niemców. Dziś jest ich w całym kraju około 50, a spoczywa na nich ponad 20 tysięcy osób. 80 tys. następnych już podpisało umowy o dzierżawie drzewa na przyszłe miejsce pochówku. Hitem jest ten na wyspie Rugia, najdroższe są miejsca z widokiem na Bałtyk. Romantyzm po śmierci. A może, jak mówi jeden z pracowników pod berlińskiego leśnego cmentarza, "nadanie śmierci trochę łagodniejszego wyrazu, części naturalnego cyklu. Oswojenie strachu". Od paru lat takie cmentarze akceptowane są też przez Kościoły chrześcijańskie w Niemczech. Księża, obok leśniczego, uczestniczą w pogrzebie. W najbardziej katolickim landzie, Bawarii, są już trzy takie cmentarze. To przekonało wielu niezdecydowanych.

Grób pod dębem

Pani Barbara z Berlina jeszcze się zastanawia. Parę tygodni temu pojechała na zwiedzanie "swojego" leśnego cmentarza. Leśniczowie, którym podlegają te tereny, organizują takie oprowadzanie regularnie. Barbarze towarzyszył syn i mała wnuczka. Było prawie jak na niedzielnej wycieczce. Obejrzała sobie, nawet porozmawiała z mężem jednej pani, która pochowana jest koło dużej brzozy. Małżeństwo z Norymbergi, które też zwiedzało, od razu podpisało umowę. Wybrali od razu drzewo. Pani Barbarze spodobał się dąb, gdzie dziuplę miała wiewiórka. - Miłe towarzystwo, prawda? - uśmiecha się.

Z Berlina dla polonia.wp.pl
Agnieszka Hreczuk

Źródło artykułu:WP Wiadomości
polacyśmierćtradycja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)