PublicystykaCarl Bildt: Osłupiający brak zrozumienia dla Turcji

Carl Bildt: Osłupiający brak zrozumienia dla Turcji

Jednym z efektów ubocznych ostatniego puczu jest to, że po latach podziałów, zjednoczył on tureckie partie demokratyczne wokół wspólnego celu obrony demokracji przeciwko przyszłym zagrożeniom z wewnątrz. Brak empatii Zachodu dla Turcji w czasie tego traumatycznego okresu jest osłupiający.W interesie żadnego zachodniego kraju nie jest to, by rosyjski prezydent Władimir Putin był pierwszym przywódcą, z którym spotkał się Erdoğan po nieudanym puczu - pisze Carl Bildt, były premier Szwecji. Artykuł w języku polskim ukazuje się wyłącznie w WP Opiniach, w ramach współpracy z Project Syndicate.

Carl Bildt: Osłupiający brak zrozumienia dla Turcji
Źródło zdjęć: © AFP | Alexander Nemenow
Carl Bildt

Stambuł jest jednym z wielkich miast Europy. Jako Konstantynopol był stolicą rzymskiego i bizantyjskiego imperium, a po zajęciu go i zmianie nazwy przez Mehmeda II w 1453 r., służył jako ośrodek władzy Imperium Osmańskiego przez kolejne 500 lat.

Przez całą historię miasto założone na zachodniej stronie cieśniny Bosfor oddzielającej Europę od Azji, było w samym centrum geopolitycznych relacji Zachodu ze Wschodem. I prawdopodobnie będzie spełniać tę rolę jeszcze długo, biorąc pod uwagę obecną wagę stosunków chrześcijańskiej Europy z szerszym światem islamu.

Sama Turcja powstała na gruzach Imperium Osmańskiego, a tureckie życie polityczne często było burzliwe, naznaczone przez rywalizujące ze sobą wizje i aspiracje, sukcesy i porażki. Mimo to, w ciągu ostatnich dwóch stuleci, reformatorzy starający się zmodernizować Turcję szukali inspiracji w Europie.

Można to niewątpliwie powiedzieć o pierwszym prezydencie kraju, Mustafie Kemalu Atatürku, który za sprawą autorytarnych reform w latach 20. i 30., dążył do laicyzacji kraju. To samo dotyczy Recepa Tayyipa Erdoğana, który przez ostatnie 13 lat, najpierw jako premier, a potem prezydent, stał się postacią o rosnącej pozycji na światowej scenie.

Erdoğan i jego Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) spędzili pierwszą dekadę u władzy przepychając godne podziwu reformy gospodarcze i - tak- także demokratyczne. Turcja, której członkostwo w Unii Celnej UE pomagało w gospodarczej transformacji, przybliżyła się do spełnienia kryteriów akcesji do Unii Europejskiej - który to proces dodatkowo wzmocnił motywację Turcji do postępów we wprowadzaniu demokratycznych reform. Nadzieja na to, że kraj ten wreszczie uwolni się od swojej trudnej historii pełnej wojskowych dyktatur, stawała się coraz mocniejsza.

Ale w ciągu ostatnich kilku lat wiele się zmieniło. Negocjacje akcesyjne z UE praktycznie stanęły w miejscu, po części z powodu czystej wrogości wobec Turcji w niektórych państwach członkowskich UE. Motywy za tym stojące były różne, ale ogólnym efektem była alienacja wielu Turków, czujących się teraz odrzuconymi przez Europę, która kiedyś ich inspirowała. Nic więc dziwnego, że niektórzy Turcy szukają teraz szans i inspiracji gdzieś indziej.

Co więcej, sytuacja wewnątrz Turcji znacznie się w ostatnich latach pogorszyła, bo tureckie społęczeństwo stało się niebezpiecznie spolaryzowane pod wpływem eskalujących konfliktów w Syrii i Iraku. Zagrożenie ze strony kurdyjskich bojówek znów dało o sobie znać po wielu latach rozejmu, a Państwo Islamskie przeprowadziło serię zamachów terrorystycznych w Stambule i Ankarze. Niezwykłym świadectwem siły i wytrzymałości kraju jest to, że w tych warunkach był w stanie przyjąć nawet 3 miliony uchodźców.

Turecka polityka znacząco ucierpiała za sprawą bezwzględnej i coraz bardziej niszczycielskiej cichej wojny domowej pomiędzy AKP i ich byłymi sprzymierzeńcami z ruchu Gulena, islamskiej wspólnoty, której przewodzi kaznodzieja Fethullah Gulen, mieszkający na wygnaniu w Stanach Zjednoczonych, niedaleko Filadelfii.

AKP i Guleniści byli kiedyś zjednoczeni w celu wykorzenienia kemalistowskiego "głębokiego państwa" - domniemanej sieci antydemokratycznych, nacjonalistycznych agentów osadzonych w strukturach bezpieczeństwa, których misją jest podtrzymywanie laickiej wizji państwa Atatürka. Częścią tych wspólnych działań były oparte na sfabrykowanych dowodach procesy pokazowe tureckich generałów w 2007 r. - epizod, który zdaniem wielu sprowadził Turcję na złą ścieżkę.

Lata późniejsze były naznaczone przez ostrzeżenia przed gulenistowską infiltracją policji, sądownictwa i części wojska. Ta cicha wojna domowa znacząco upośledziła rozwój demokratyczny kraju, sprawiając, że rząd uciekał się do coraz bardziej autorytarnych działań, będących odpowiedzią na postrzegane przez niego zagrożenie gulenistowskim spiskiem.

Ta cicha wojna domowa stała się głośna po nieudanym zamachu stanu w lipcu, który według większości obseratorów został przeprowadzony przez siły gulenistowskie - choć sam Gulen zaprzecza, że miał w tym udział. Jeśli pucz by się udał, Turcja prawdopodobnie pogrążyłaby się w otwartej i bezkresnej wojnie domowej, a całe demokratyczne nadzieje ległyby w gruzach.

Jednym z efektów ubocznych ostatniego puczu jest to, że po latach podziałów, zjednoczył on tureckie partie demokratyczne wokół wspólnego celu obrony demokracji przeciwko przyszłym zagrożeniom z wewnątrz. Brak empatii Zachodu dla Turcji w czasie tego traumatycznego okresu jest osłupiający. W interesie żadnego zachodniego kraju nie jest to, by rosyjski prezydent Władimir Putin był pierwszym przywódcą, z którym spotkał się Erdoğan po nieudanym puczu.

Nikt nie powinien być zdziwiony, że Turcja stara się teraz wyczyścić gulenistów z pozycji władzy. Każde państwo stojące w obliczu wewnętrznej insurekcji zrobiłoby to samo. Oczywiście nie powinniśmy ignorować nadużyć w popuczowych represjach, ale powinniśmy postawić się w pozycji tureckich władz. Ciężko w tym momencie powiedzieć, czy czystki przeprowadzane przez rząd są zbyt szerokie lub zbyt wąskie, ale błędy w obie strony stworzą tylko nowe problemy.

Jeśli ma to jakieś znaczenie, tureccy oficjele, którzy spotkali się z sekretarzem generalnym Rady Europy Thorbjørnem Jaglandem, obiecali podtrzymać prawodządność wymaganą z racji członkostwa w Radzie. W każdym razie będzie okazja, by Rada zajęła się problemem nadużyć po tym, jak pierwsza fala poruszenia przeminie.

Turcja znalazła się na historycznym rozstaju dróg, ale jest zbyt wcześnie by przesądzać, w którym kierunku zmierza. Jeśli poprzednie trendy w kierunku polaryzacji i autorytaryzmu będą kontynuowane, kraj może koniec końców osiągnąć punkt krytyczny. Ale jeśli narodowa jedność, opartana na wspólnym poparciu dla demokracji ostatecznie zwycięży, klimat polityczny Turcji się poprawi, co pozwoli na wznowienie kurdyjskiego procesu pokojowego, dalsze polityczne reformy i da nową nadzieję na przyszłą integrację z Europą.

Ale nie miejmy złudzeń: postawa Zachodu wobec Turcji ma znaczenie. Zachodni dyplomaci powinni mocniej zaangażować Turcję, aby zapewnić, że rezultat będzie odzwierciedlał demokratyczne wartości i był w zgodzie z zachodnimi i tureckimi interesami.

Demokratyczna i europejska Turcja może być mostem, za pomocą którego reformy i modernizacja trafią do świata muzułmańskiego. Odizolowana i autorytarna Turcja może przynieść konflikty i spory wschodnim kresom Europy. To, co dzieje się nad Bosforem dotyczy nas wszystkich.

Carl Bildt - szwedzki minister spraw zagranicznych w latach 2006-2014 oraz premier w (latach 1991-1994), który wynegocjował akcesję Szwecji do UE.

Copyright: Project Syndicate, 2016

Źródło artykułu:Project Syndicate
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)