Były zomowiec skazany za śmierć Przemyka
8 lat więzienia, zmniejszone na mocy amnestii o połowę - to wyrok dla Ireneusza K., b. zomowca oskarżonego o śmiertelne pobicie Grzegorza Przemyka w 1983 r. O skazaniu K. - co nastąpiło po raz pierwszy - w jego piątym procesie przesądziło ujawnienie nowych materiałów. Wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie jest nieprawomocny. Obrona zapowiada apelację.
27.05.2008 | aktual.: 27.05.2008 19:47
Skazany K. wcześniej był uniewinniany w tej jednej z najgłośniejszych zbrodni PRL-owskiego aparatu władzy, ale takie wyroki uchylały sądy wyższych instancji.
Sąd nie miał wątpliwości, że K. był jednym z trzech milicjantów, którzy bili Przemyka w komisariacie MO na Starym Mieście w Warszawie. Jak podkreśliła sędzia Monika Niezabitowska-Nowakowska, Przemyk został tam wręcz "skatowany".
Sąd oparł się m.in. na zeznaniach Cezarego F., kolegi Grzegorza, który był razem z nim w komisariacie. Sędzia mówiła, że okazanie z 1983 r. nie dawało mu szans rozpoznania K., bo zebrano wtedy kilkudziesięciu milicjantów, którzy wskutek działań plastyka mało różnili się między sobą. Przełomowe dla sprawy okazały się zdjęcia z nieformalnej wizji lokalnej, jaką przeprowadzono w komisariacie na ul. Jezuickiej.
Zeznania milicjantów, że Przemyka nie bito na komisariacie, sąd uznał za niezasługujące na wiarę. Jak powiedziała sędzia, ich treść została "podporządkowana obronie własnych interesów i wynikała z obawy przed odpowiedzialnością karną". Wskazała ona również, że była ona podporządkowana także "koncepcji lansowanej przez MSW, że Przemyk został pobity przez pracowników pogotowia".
Niewątpliwie w tej sprawie podjęto szereg działań zmierzających do przerzucenia odpowiedzialności za pobicie Grzegorza Przemyka na inne osoby niż milicjanci - podkreśliła sędzia. Przypomniała m.in. o powołaniu przez Biuro Polityczne KC PZPR specjalnego zespołu pod kierownictwem Mirosława Milewskiego, którego celem była obrona milicjantów oraz przeprowadzanie z nimi wielu rozmów, "przygotowujących ich do przesłuchania przez prokuraturę i sąd".
Sędzia podkreśliła, że "istnieje bezsporny związek" między śmiercią Przemyka, a doznanymi przez niego na komisariacie urazami. "Biorący udział w pobiciu milicjanci - w tym oskarżony - zadający ciosy z dużą siłą mogli i powinni przewidywać następstwo swojego czynu" - mówiła. "Grzegorz Przemyk został skatowany; jedynie szybka i rzetelna pomoc lekarska, która niestety nie nastąpiła, dawałaby mu szanse na przeżycie" - dodała.
Czyn K. nie został uznany przez sąd za zbrodnię komunistyczną, bo nie ma dowodów, że było to świadome represjonowanie za poglądy lub działalność Grzegorza lub jego matki, opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej. W ocenie sądu, Ireneusz K. nie wiedział, kim jest Przemyk; jego zatrzymanie było przypadkowe i wiązało się z tym, że nie miał on przy sobie dowodu osobistego.
Sąd uznał - wbrew twierdzeniom obrony - że w sprawie nie doszło do przedawnienia karalności, bo zgodnie z prawem nie podlega mu czyn karalny funkcjonariusza publicznego z PRL.
Mec. Jan Brzykcy, obrońca K. (obrona chciała uznania sprawy za przedawnioną lub uniewinnienia) zapowiedział, że złoży apelację, "bo kilkunastu sędziów orzekało dotychczas, że jego klient jest niewinny". Pytany czy K. może zostać wezwany do obycia kary powiedział, że "nie sądzi, ale nic nie jest wykluczone".
Prokurator Robert Skawiński, który żądał dla K. kary 10 lat więzienia, pomniejszonej o połowę z powodu amnestii, powiedział, że rozważy czy się odwoływać co do wymiaru kary po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku.
Ojciec Przemyka Leopold, który w procesie był oskarżycielem posiłkowym i prosił o "surowy i sprawiedliwy wyrok", był powściągliwy w komentarzach. Powiedział, że jest pozytywnie zaskoczony skazaniem K. 25 lat na to czekałem. Ale to jest miecz, a ręka gdzie? - powiedział nawiązując do tego, że K. był - w jego ocenie - jedynie wykonawcą poleceń osób sterujących systemem komunistycznym w Polsce.
Mec. Ewa Milewska-Celińska, pełnomocnik Leopolda Przemyka podkreśliła, że nigdy nie stracił on nadziei na sprawiedliwy wyrok. Dlatego każdorazowo, nie tylko prokuratura, ale i my skarżyliśmy wyroki, złożyliśmy skuteczną kasację - wskazała.
Znajomy Grzegorza Igor Bieliński przyznał, że nie spodziewał się takiego wyroku, choć to, że oskarżony był w grupie osób, która biła, było ewidentne. Pamięć o nim ani jako o ofierze systemu, ani jako o poecie, nie zginie - dodał. (W styczniu tego roku ukazał się tomik poezji Grzegorza Przemyka. Książka zatytułowana jest "W dniu, w którym przyjdziesz po mnie...").
Przyjaciółka matki Grzegorza Barbary Sadowskiej, Ligia Grabowska-Urniaż oceniła, że wtorkowy wyrok to "minimum sprawiedliwości historycznej". Ciągle się zastanawiam, co trzeba zrobić z sumieniem, jaka indoktrynacja musi być, żeby młodzi ludzie, tylko rok starsi od niego, byli zdolni do czegoś takiego. Przecież dobrze wiedzieli, że katują niewinnego chłopca - powiedziała.
K. nie stawił się na ogłoszeniu wyroku; oskarżony nie ma takiego obowiązku.
12 maja 1983 r. 19-letni maturzysta Grzegorz Przemyk, świętujący wraz z kolegą Cezarym F. egzaminy, został zatrzymany przez funkcjonariuszy MO na warszawskim pl. Zamkowym, a następnie zabrany do komisariatu przy ul. Jezuickiej. Tam dyżurujący milicjanci skatowali go. Dostał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej. Pogrzeb Przemyka stał się wielką manifestacją sprzeciwu wobec władzy komunistycznej.
Proces K. toczył się już po raz piąty. Dotychczas sądy cztery razy uniewinniły K. od stawianego mu zarzutu, ale w wyniku decyzji wyższych instancji - także Sądu Najwyższego - sprawa wracała do ponownego osądzenia. Ireneusz K., 20-letni wówczas zomowiec, do niedawna pracował w policji w Biłgoraju. Obecnie jest na mundurowej emeryturze.
W 1997 r. ówczesny Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił K., zaś dyżurnego z komisariatu Arkadiusza Denkiewicza skazał na 2 lata więzienia (nie odsiedział ani dnia, bo - jak głoszą opinie psychiatryczne - na skutek wyroku doznał takich zmian w psychice, że odbywanie kary nie jest możliwe). Oficer KG MO Kazimierz Otłowski został wtedy skazany na półtora roku w zawieszeniu za próbę zniszczenia akt sprawy Przemyka w 1989 r. (po apelacji został on uniewinniony).
W 2007 r. pion śledczy IPN postawił pierwsze zarzuty za utrudnianie śledztwa w sprawie Przemyka. B. oficer KG MO Zdzisław C. i b. wiceszef ds. SB Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych z Radomia Stefan O. nie przyznają się do zastraszania głównego świadka pobicia, kolegi Przemyka Cezarego F. - tak aby wycofał się z zeznań, że bili milicjanci. Podejrzanym grozi do 3 lat więzienia.
Obu podejrzanym zarzucono też, iż przekroczyli swe uprawnienia w czasie "szeroko zakrojonych" czynności operacyjnych, podejmowanych przez SB wobec Cezarego F. Według IPN chodziło o wytworzenie poczucia osaczenia wobec F. i jego rodziny, by wzbudzić w nich strach.
W sierpniu ub. r. prezydent Lech Kaczyński pośmiertnie odznaczył Przemyka Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce.
"Skazano tylko rękę, która była wykonawcą"
W ocenie historyka Antoniego Dudka, wyrok w sprawie Ireneusza K., b. zomowca, oskarżonego o śmiertelne pobicie Grzegorza Przemyka w 1983 r., świadczy o tym, że sprawiedliwości stało się zadość. Ten przypadek jest rekordowy jeśli chodzi o rozliczenia z epoką komunizmu i PRL. Wyrok ma swój wymiar symboliczny - powiedział Dudek.
Tak naprawdę udało się skazać wyłącznie tę rękę, która była wykonawcą różnych działań o charakterze przestępczym, natomiast tych, którzy tym systemem sterowali, nie udało się pociągnąć do odpowiedzialności i raczej się już nie uda, czego dowodem jest decyzja Sądu Okręgowego w Warszawie w sprawie Jaruzelskiego i innych autorów stanu wojennego - dodał historyk.
Dudek zgodził się z uzasadnieniem sądu, że zatrzymanie Przemyka było przypadkowe i nie miało związku z działalnością jego matki - opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej. Bezprawie które wtedy panowało, sprawiało że bito na komisariatach, oczywiście nie od razu zabijano, ale w tym wypadku doszło do ekstremum - powiedział.
Przez fakt kim była jego matka ta sprawa stała się symboliczna i głośna. Być może dlatego udało się wydać dzisiejszy wyrok, bo gdyby to był człowiek mniej znany, to być może ta sprawa zostałaby zamknięta bez ukarania winnych - powiedział Dudek.
"Sprawiedliwości stało się zadość"
_ Jestem bardzo zadowolony z tego wyroku, myślę, że sprawiedliwości stało się zadość po tylu latach_ - tak skomentował wyrok skazujący b. zomowca historyk Andrzej Friszke.
Ogromne wrażenie zrobiła na mnie wspaniała praca sędziny i uzasadnienie wyroku ze znakomitym przeglądem zdarzeń, jak i analizą dowodów, które zostały poddane procedurze sądowej - mówił Friszke.
Zdaniem historyka to była zbrodnia ewidentna, a jej okoliczności były oczywiste. Został zamordowany młody człowiek, a fakt, że tuż po tym morderstwie dokonywano fałszowania dowodów, zastraszania świadków i wskazywania innych osób, żeby ukryć właściwych sprawców - to jedna z najkoszmarniejszych zbrodni tamtych czasów - podkreślił Friszke.
Jak zaznaczył Friszke fakt, że nie można było przez tyle lat dojść prawdy i sprawiedliwości jest sprawą bardzo ponurą i smutną.
"Wykonawcy mogą czuć się zdradzeni przez twórców PRL"
Sąd odciął się od logiki bezkarności, która pozwalała w latach osiemdziesiątych na dokonywanie zbrodni bądź naruszeń prawa - tak historyk z IPN Jan Żaryn komentuje wyrok w sprawie o śmiertelne pobicie Grzegorza Przemyka.
Żaryn dodał, że fakty dotyczące zabójstwa Przemyka są znane opinii publicznej od dawna za sprawą historyków, a wyrok ma je potwierdzić.
Przemyk zginął dlatego, że funkcjonariusze byli święcie przekonani, iż mogą z człowiekiem zrobić wszystko, zarówno wypuścić go z komisariatu, jak i bezcześcić jego ciało, bijąc pałkami - powiedział historyk IPN.
Dużo trudniej jest udowodnić naruszenie prawa faktycznym decydentom niż wykonawcom. Wykonawcy dzisiaj mogą czuć się zdradzeni przez twórców PRL - dodał Żaryn.