PolskaByły wojewoda nie musi przepraszać profesora UŚ

Były wojewoda nie musi przepraszać profesora UŚ

Były wojewoda śląski, obecnie adiunkt na Uniwersytecie Śląskim Tomasz Pietrzykowski nie musi przepraszać profesora tej uczelni Jana Iwanka za podanie informacji, że zainicjował on na uczelni akcję sprzeciwu wobec lustracji.

04.05.2010 | aktual.: 04.05.2010 15:30

Sąd Apelacyjny w Katowicach oddalił powództwo Iwanka.

Prof. Iwanek - dyrektor Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UŚ - poczuł się urażony publikacjami Pietrzykowskiego, w których była mowa o współpracy Iwanka z SB i jego postępowaniu w związku z lustracją w środowisku akademickim. Pietrzykowski - który jest adiunktem w Katedrze Teorii i Filozofii prawa UŚ - od początku nie zgadzał się, że naruszył dobra osobiste Iwanka.

Pod koniec ubiegłego roku katowicki sąd okręgowy uznał, że Pietrzykowski powinien przeprosić za podanie informacji, że w kierowanym przez siebie instytucie Iwanek zainicjował akcję sprzeciwu wobec lustracji. Sąd uznał, że Iwanek był rzeczywiście inicjatorem akcji przeciwko ustawie przed zakwestionowaniem niektórych jej przepisów przez Trybunał Konstytucyjny, ale nie w kierowanym przez siebie instytucie - jak napisał Pietrzykowski - lecz na forum Rady Wydziału Nauk Społecznych UŚ.

Wyrok zaskarżył Pietrzykowski, a sąd odwoławczy przyznał mu rację. Jak zaznaczyła sędzia Anna Bohdziewicz, w pozwie Iwanek wskazał, że jego dobra osobiste miały naruszyć dwa sformułowania zawarte w publikacjach Pietrzykowskiego - o zainicjowaniu akcji sprzeciwu wobec ustawy lustracyjnej oraz twierdzenie, że Iwanek nie poinformował wówczas, że współpracował, a przynajmniej miał spotkania z przedstawicielami Służby Bezpieczeństwa. Profesor nie zarzucał Pietrzykowskiemu w pozwie, że ten pomylił Radę Wydziału w kierowanym przez Iwanka instytutem, co mogłoby sugerować, że inicjując akcję sprzeciwu wobec lustracji wykorzystywał swoje stanowisko. Ta kwestia pojawiła się dopiero w trakcie procesu, a akcent był położony na samo inicjowanie sprzeciwu - zaznaczyła sędzia.

Gdyby wyrok z I instancji został utrzymany, z samej treści przeprosin, do których przez sąd okręgowy został zobligowany Pietrzykowski można byłoby wnosić, ze Iwanek w ogóle nie wszczynał dyskusji na temat ówcześnie obowiązujących uregulowań ustawy lustracyjnej - mówiła sędzia.

- Sąd II instancji, mając na względzie to, jak została sformułowana treść przeproszenia uznał, że wyrok tej treści nie może się ostać, dlatego że istotnie byłby on mylący i nie odpowiadałby treści materiału dowodowego, jaki w tej sprawie został zgromadzony - podkreśliła sędzia Bohdziewicz.

Zgodnie w wyrokiem Iwanek ma pokryć koszty postępowania apelacyjnego. Profesor nie przyszedł na ogłoszenie wyroku, w sądzie nie stawił się też jego pełnomocnik.

Pietrzykowski ocenił po wyroku, że "sprawiedliwości stało się zadość". - Wszystkie twierdzenia pana prof. Iwanka zostały uznane za bezpodstawne i w toku postępowania sądowego potwierdziła się prawdziwość tych stwierdzeń, które zawarłem w swoim artykule - że to właśnie prof. Iwanek był tą osobą, która inicjowała sprzeciw wobec ustawy lustracyjnej na UŚ, jednocześnie nie ujawniając faktu swojej własnej współpracy czy też spotkań z funkcjonariuszami SB - powiedział dziennikarzom.

- To nie jest zachowanie w mojej ocenie godne pracownika naukowego uniwersytetu, stąd też w pełni podtrzymuję krytyczną ocenę tych zachowań - oświadczył.

Jak wynika z ustaleń procesu, w marcu 2007 r. odbyło się posiedzenie Rady Wydziału Nauk Społecznych UŚ. Choć w porządku obrad nie była ujęta sprawa lustracji, to jej przepisy były wówczas żywo dyskutowane, także w środowisku akademickim. Podczas posiedzenia Rady prof. Iwanek zaproponował dyskusję na ten temat i zwrócenie się w tej sprawie do rektora, by nie rozsyłał pracownikom oświadczeń lustracyjnych do czasu zajęcia stanowiska przez TK. Pomimo uchwały rektor rozesłał pracownikom oświadczenia lustracyjne. Iwanek zapewniał, że także on złożył takie oświadczenie, dołączając obszerne wyjaśnienia. Później w gazetach ukazały się artykuły, w których podawano, że Iwanek był agentem SB o pseudonimie "Piotr" oraz o działaniach profesora w sprawie lustracji. W wypowiedziach dla prasy profesor przyznawał, że w czasie studiów miał kontakty z SB.

Przeszłość Iwanka i jego stanowisko wobec lustracji krytykował wielokrotnie - także w mediach - współpracownik Iwanka z Instytutu dr Marek Migalski, obecnie eurodeputowany PiS. Jego wypowiedzi skutkowały listem otwartym, w którym pracownicy Instytutu zaprotestowali przeciwko naruszaniu dobrego imienia jednostki i jej dyrektora.

W marcu 2009 r. Pietrzykowski, który jest bliskim znajomym Migalskiego, napisał tekst do "Gazety Uniwersyteckiej" pt. "Nie mogę milczeć". Napisał, że postanowił zabrać głos w sprawie odmowy otwarcia Migalskiemu przewodu habilitacyjnego na dwóch uczelniach. Według Pietrzykowskiego miał na to wpływ m.in. fakt, że Migalski jest osobą medialną i wyrażał sprzeciw wobec kierowania instytutem przez Iwanka.

Cywilny proces przeciwko Pietrzykowskiemu nie jest jedynym, jaki profesor wytoczył po publikacjach na temat jego współpracy z SB i stanowiska wobec lustracji. Doktorowi Migalskiemu wytoczył karny proces o zniesławienie. Sprawa została zawieszona, bo Migalskiemu nie został dotychczas uchylony immunitet.

Kiedy w 2007 r. media opisywały sprawę lustracji w środowisku akademickim, Iwanek potwierdził fakt swojej współpracy z SB w czasie studiów. Za "oczywiste kłamstwo" uznał natomiast, że zainicjował i lansował powstanie uchwały, która wstrzymała lustrację na dwóch wydziałach UŚ. Jak mówił wówczas, sprzeciwiał się jedynie jej obalonej później przez Trybunał Konstytucyjny formie.

Profesor potwierdził też, że w czasie studiów jako działacz organizacji młodzieżowej podjął współpracę z SB. - To co się działo, działo się kiedy miałem 19-20 lat, teraz mam 55. Mogę spojrzeć w lustro, sobie w oczy i innym w oczy - mówił wówczas.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)