Były szef PZPR w woj. gdańskim: decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego zaskoczyła mnie
Okres stanu wojennego to dramatyczny czas dla
procesu naprawy Rzeczypospolitej i dla mnie również. Decyzja o
wprowadzeniu stanu wojennego zaskoczyła mnie - powiedział PAP
Tadeusz Fiszbach, który w latach 1971-1981 był I sekretarzem KW
PZPR w Gdańsku.
Podpis Fiszbacha widnieje pod porozumieniami zawartymi w sierpniu 1980 roku w Gdańsku.
Fiszbach przypomniał, że po upływie lat powszechnie znany jest fakt przygotowywania stanu wojennego zaraz po podpisaniu Porozumień Sierpniowych, jednak, jak podkreśla, do tej pory "nie może pogodzić się, że biuro polityczne PZPR, które wyrażało zgodę na podpisanie Porozumień Sierpniowych, już niedługo potem zaczęło przygotowywać stan wojenny, który całkowicie przekreślał ustalenia poczynione po sierpniowych strajkach".
Całkowicie nie zgadzałem się z takim posunięciem władz centralnych. Uważałem, że przed podpisaniem porozumień negocjowały ze sobą dwie strony. Z chwilą podpisania Porozumień Sierpniowych stanąłem ramię w ramię z protestującymi wówczas robotnikami, wspólnie mieliśmy służyć Polsce. Nie mogłem więc być współodpowiedzialny politycznie za wprowadzenie stanu wojennego i zrezygnowałem z funkcji - powiedział Fiszbach.
Wyjaśnił, że rezygnację ze stanowiska w partii oraz z funkcji przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej złożył w Wigilię Bożego Narodzenia.
Fiszbach wspomina, jak w nocy 13 grudnia zadzwoniono do niego z poleceniem pojechania do Lecha Wałęsy i nakłonienia go do udania się do Warszawy.
Dzwonił tak zwaną linią rządową, bo przecież linie cywilne odcięto, ówczesny szef MO w województwie, pułkownik Jerzy Andrzejewski z poleceniem, aby jechać do Wałęsy na polecenie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego i nakłaniać go, namówić go, do wyjazdu do Warszawy, jak mi powiedziano - na rozmowy polityczne. Niestosowne było, abym polecenia otrzymywał przez komendanta wojewódzkiego MO, zadzwoniłem więc do Mieczysława Rakowskiego i Kazimierza Barcikowskiego, którzy potwierdzili decyzję WRON - wspomina Fiszbach.
Były szef PZPR w województwie gdańskim udał się do mieszkania Lecha Wałęsy na gdańskim osiedlu Zaspa wspólnie z ówczesnym wojewodą Jerzym Kołodziejskim.
Pojechaliśmy w kolumnie samochodów pod blok Wałęsy, na klatce schodowej stali milicjanci z łomami, chcieli wejść z nami do Wałęsy, ale ja się temu stanowczo sprzeciwiłem. Funkcjonariusze chcieli już wcześniej wejść do mieszkania przywódcy "S", jednak nie otwarto im drzwi. Wałęsa otworzył dopiero mi i Kołodziejskiemu. Długo namawialiśmy przywódcę "Solidarności" do wyjazdu do Warszawy - przyznaje Fiszbach.
Zaznaczył, że nie chciał być utożsamiany z aresztowaniem Wałęsy, poprosił więc ówczesnego dyrektora Stoczni Gdańskiej Klemensa Gniecha, aby zorganizował spotkanie z przedstawicielami załogi. Spotkałem się z nimi, wyjaśniłem, jaka była moja rola w tym zdarzeniu, że wykonywałem tylko polecenia WRON, wobec których byłem bezsilny.
Fiszbach przypomniał, że po tym, jak zrezygnował ze stanowiska "jego obecność w Gdańsku zaczęła przeszkadzać następcy" i został w rezultacie wysłany do Helsinek jako radca prawny polskiej ambasady w Finlandii.
Pierwsze oznaki zmiany postawy wobec mojej osoby zauważyłem jeszcze w listopadzie 1981 roku, kiedy byłem wyraźnie unikany podczas przyjęcia z okazji rocznicy Rewolucji Październikowej w konsulacie ZSRR w Gdańsku. Osoby, które zazwyczaj ze mną rozmawiały, wówczas wyraźnie mnie unikały - wspomina Fiszbach.