- Patrzymy na Iran z perspektywy ludzi Zachodu i widzimy taki jego obraz, jaki podają nam media. Co rusz słychać, że z Iranem stanie się to samo, co z Irakiem – wejdą oto obce wojska i zrobią porządek w rozumieniu zachodnim. Tyle że to nie jest prawda - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską ppłk. C., były oficer wywiadu.
Od września 2022 roku w Iranie trwają protesty wywołane śmiercią studentki Mahsy Amini. 22-letnia dziewczyna została zatrzymana i pobita przez patrol policji obyczajowej za źle założony hidżab, niedokładnie zasłaniający jej włosy. Bezsens śmierci Mahsy wywołała wściekłość szczególnie w młodych Irańczykach. I to oni napędzają do dziś manifestacje, których skala od lat była niespotykana.
Iran znalazł się w centrum światowej krytyki nie tylko ze względu na zabicie Amini.
Władze kraju, sympatyzujące z Rosją, sprzedawały Kremlowi drony kamikaze Shahed, które niszczyły w Ukrainie cele wojskowe i cywilne. Iran wspiera również i chroni prezydenta Syrii, Baszara al-Assada. USA dla Teheranu to od lat "Wielki Szatan".
Niemal 1,5 roku Iran więził również polskiego naukowca. W mediach pojawiały się informacje o zarzutach szpiegostwa, ale były oficer polskiego wywiadu przekonuje, że gdyby profesor z Torunia faktycznie był o to oskarżony, nie wyszedłby z aresztu tak szybko.
Łukasz Maziewski: Rok 1402, który dla Irańczyków zakończy się 31 marca, nie zapisze się w historii tego kraju złotymi zgłoskami.
Ppłk C., były oficer Zarządu Wywiadu UOP i Agencji Wywiadu. Odszedł w 2017 roku po 28 latach służby: Nawet irański kalendarz, którym się pan właśnie posłużył, już może sprawić pewne zamieszanie.
Mam wrażenie, że od 1979 r. - a tu już posługuję się naszym kalendarzem - każdy kolejny rok nie jest dla Irańczyków łatwy. Z różnych względów.
Najpierw była rewolucja irańska i obalenie szacha, potem wojna z Irakiem, następnie program nuklearny i różne sankcje nakładane na ten kraj. Wreszcie na Iran stabilizująco nie mogła wpłynąć cała sytuacja na Bliskim Wschodzie oraz trudne stosunki z Arabią Saudyjską, która jest ich największym konkurentem w regionie.
Namówię pana na przewidywanie, jaki będzie nowy rok? Coś w Iranie drgnie?
Chciałbym, żeby tak się stało. To piękny kraj, przyjaźni ludzie, a do kreślenia scenariusza dla Iranu nie namówi mnie pan. Za dużo niewiadomych. Mam jednak nadzieję, że coś się zmieni. Najwyższy Przywódca, Ali Chamenei wieczny nie jest, a swoje lata już ma.
Obecne protesty, te po śmierci Mahsy Amini, nikogo nie wykreowały jednak jako lidera zmian. Za czasów protestów w okresie rządów prezydenta Mahmuda Ahmedineżada też nie było lidera protestów. Nie ma możliwości, by pojawił się tam "irański Wałęsa", bo nie ma tam opozycji. My myślimy o Iranie przez nasz pryzmat – jednorodnego społeczeństwa. A to nie tak. Nawet Teheran nie jest jednorodny.
Mógłby pan to rozwinąć?
Miasto składa się z trzech "warstw". Jest Teheran górny – najbogatszy, położony na północy miasta. Tam są najnowocześniejsze budynki i to tam mieszkają najbogatsi ludzie, członkowie elit, inżynierowie, lekarze, biznesmeni, menadżerowie, ludzie władzy, bogacze. Środkowy Teheran to Bazar: drobni handlarze, ludzie zajmujący się usługami. A dolny Teheran to biedota. Ale to ludzie najgłębiej wierzący, najtwardszy elektorat reżimu. Jeśli w jednym mieście są trzy warstwy - także społeczne - to co musi być w całym kraju?
A który Iran wyszedł protestować?
Pogranicze Bazaru i klasy wyższej. Bo oni mają pewną świadomość. Trudno jednak robić rewolucję bez ruszenia "dołów". Rewolucję z 1979 r. zrobiły "doły". Może tę zrobią elity?
To podzielone społeczeństwo?
Ogromnie. Są ludzie nieprzyzwoicie bogaci i bardzo biedni. Najliczniejsza w Teheranie jest klasa średnia. Drobni handlarze, ludzie usług. Ale to rozwarstwienie jest potężne. Z jednej granicę wyznaczają środki finansowe, z drugiej – wykształcenie.
Im ktoś biedniejszy i gorzej wykształcony, tym niższa samoświadomość. Podstawy socjologii. Ale w Iranie bardzo trudno przenieść się z jednej klasy do drugiej. Bez osadzenia się w strukturach siłowych lub w aparacie reżimu, trudno o awans społeczny.
Pozostaje jeszcze droga duchowna.
Tak. Wtedy będzie się miało poważanie. Gorzej z pieniędzmi, ale te nie są najważniejsze dla Irańczyków. Chyba że skończy się studia przynoszące prestiż i pieniądze. Dochodowe są zawody lekarza, dentysty, architekta. Tyle że to trudne, bo nauka wymaga pieniędzy i bardzo ciężkiej pracy. Ale nie w warstwie najbiedniejszej – tam "bieda rodzi biedę".
Wracając do pana pytania: tak. Rok 2022 według naszego kalendarza, a 1402 według ich, należał do najgorszych w Iranie. Pod względem sytuacji społecznej w każdym razie, bo trzeba jednak rozgraniczyć sprawy polityczne od tego, co dotyczy społeczeństwa Iranu.
Można to od siebie oddzielać?
Iran to trudny i złożony kraj. Mający swoje uwarunkowania historyczne, geograficzne, kulturowe, religijne w końcu, bo w Iranie to religia rządzi życiem. Ludzie poświęcają długie lata na próby zrozumienia czy prognozowania tego, co zdarzy się w Iranie. To jest teokracja, jasne, ale… inaczej. Zdziwię pana może pewnym porównaniem, ale to dobrze odda realia. Jest pan gotowy?
Śmiało.
Irańczyków można porównać do Polaków. Są podobni do nas mentalnie. To serdeczni, otwarci, gościnni ludzie i mocno wierzący. A przy okazji wielcy patrioci. I tu jedna ważna uwaga: można słuchać wypowiedzi niektórych – zwłaszcza wojskowych - ekspertów, że z Iranem stanie się to samo, co z Irakiem – wejdą oto obce wojska i zrobią porządek w rozumieniu zachodnim. Tyle że to nie jest prawda.
Obserwujemy protesty w Iranie, widzimy, że coś im się nie podoba. Ale gdyby jakikolwiek obcy żołnierz postawił stopę na irańskiej ziemi, to Irańczycy staną w obronie kraju. Wszyscy. I nie będzie im przeszkadzało, kto rządzi: duchowny, generał czy polityk cywilny, który założy krawat. Choć tego akurat Irańczycy nie robią.
Nie noszą krawatów?
No nie. Tradycyjny irański strój męski to marynarka i koszula ze stójką, nie kołnierzykiem, więc krawata się tam nie założy. Uważają to za zachodni wymysł i niedopuszczalne ozdabianie się.
Odchodząc od mody męskiej, mówił pan, że Iran jest swego rodzaju "ofiarą" polityki w całym regionie Zatoki Perskiej. A to przypadkiem nie Iran ją współtworzył? A przecież jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz.
Nie powiedziałem, że jest "ofiarą". Znowu: to nie jest proste. My patrzymy na to z perspektywy ludzi Zachodu, widzimy taki obraz Iranu, jaki podają nam media. Pamięta pan teorię platońskiej jaskini i cieni na ścianie jako odbicia realnego świata, po którym sądzimy i oceniamy?
Pewnie.
Właśnie dlatego nawet nie będę próbował sądzić i oceniać, kto jest odpowiedzialny za całościowy układ sił i sytuację w rejonie Zatoki Perskiej. I nie mówię o relacjach między Iranem i Izraelem, czyli dwoma największymi wrogami, tylko o relacjach między Iranem a Arabią Saudyjską, czyli de facto dwoma krajami muzułmańskimi.
Wiadomo, Iran jest krajem szyickim, co stawia go w opozycji do sunnickiej większości krajów Zatoki, i to jest oczywiście istotne. Ale trudno tu dokonać podziału na "tych dobrych" i "tych złych". Choć nie da się przekreślić tego, że Irańczycy sami są sobie winni pewnych rzeczy.
Eufemistycznie pan to ujął.
Tak, Iran wspiera Hezbollah. Iran wspiera i chroni prezydenta Syrii, Baszara al-Assada. Człowieka, który gazował swoich obywateli. To fakt. Ale czym innym jest Iran jako państwo, a czym innym naród Iranu. I tu należy jasno postawić granicę.
Mówmy o bycie państwowym kraju Iran, który robi te wszystkie złe rzeczy, ale nie mówmy o społeczeństwie irańskim, które z gruntu złe przecież nie jest.
Przypomina to niestety sytuację w Rosji, tyle że tam społeczeństwo popiera władzę Putina i to, co dzieje się w Ukrainie.
Ale proszę zwrócić uwagę: Iran, ustami swojego szefa MSZ, nie uznał oddzielenia Doniecka i Ługańska od Ukrainy.
A może my – my, Zachód – programowo nie rozumiemy tego, co dzieje się w Zatoce Perskiej? Czy szerzej - nie rozumiemy wiele z Bliskiego Wschodu, jako całości?
To generalizacja, więc pozwolę sobie na nią i ja. To jest jak ze znajomością medycyny, sportu i polityki w Polsce. Wiadomo, że w Polsce wszyscy "znamy się" doskonale na medycynie, ale leczą nieliczni – lekarze. Wszyscy znają się na sporcie, ale nie wszyscy go uprawiają. Wszyscy znamy się na polityce, ale ostatecznie kształtuje ją 460 posłów i 100 senatorów.
I podobnie jest z Bliskim Wschodem – mamy dostęp do informacji, śledzimy je i wyrażamy swoje opinie. Wiemy, gdzie jest Bliski Wschód. W przeciwieństwie do Amerykanów, którzy zapytani o stolicę Rosji drapią się po głowach i nieśmiało odpowiadają: "Kijów?".
Bliski Wschód jest stosunkowo… blisko. Teheran od Warszawy dzieli 5 tys. km. Tyle że odległość w kilometrach trzeba pomnożyć przez odległość kulturową i wtedy okazuje się, że jesteśmy od nich bardzo, bardzo daleko.
A przecież ich związki z Polską istnieją i są silniejsze, niż nam się wydaje: 400 lat stosunków dyplomatycznych, irańska pomoc dla Polaków ewakuowanych z ZSRR z armią Andersa, chociażby.
Ale jeśli chce mnie pan poprosić o jakieś résumé sytuacji ogólnej regionu, niech pan porzuci tę nadzieję. Kilka lat minęło, odkąd tam pracowałem, a po drugie – to pytanie raczej do iranisty lub szerzej: orientalisty. Irańczycy, Persowie, nie są narodem arabskim.
Pana doświadczenie to doświadczenie polskiego szpiega, oficera Agencji Wywiadu w Iranie?
Chyba pan nie sądzi, że potwierdzę?
Ale oficerem wywiadu pan był.
Byłem.
Pracującym w Iranie?
W regionie Bliskiego Wschodu.
Mówił pan o sympatii do Irańczyków. Chyba trudno szpieguje się ludzi, do których odczuwa się sympatię?
Szpiegowanie to nie jest ani najłatwiejsza, ani najtrudniejsza działka. Jedna z wielu po prostu. Ale szpiegujemy nie dlatego, że kogoś "nie lubimy" tylko dlatego, że bezpieczeństwo naszych rodzin, przyjaciół, krewnych jest ważniejsze, niż sympatie i antypatie.
Jestem patriotą, kocham mój kraj i moją rodzinę, więc starałem się zapewnić im bezpieczeństwo. Także w taki sposób.
Wróćmy do polityki. Pan wywołał temat, ja zapytam. Czy Polska ma w ogóle jakąś spójną "politykę bliskowschodnią"?
Wydaje się, że nie. Nie realizujemy polityki globalnej. Nie jesteśmy USA, Rosją ani Chinami, czyli jedynymi de facto państwami, które prowadzą politykę globalną. Prowadzić ją może także Unia Europejską, której jesteśmy członkiem. My takiej samodzielnej polityki raczej nie mamy. Ale nie dlatego, że nie chcemy. Są rzeczy, których zrobić nie możemy.
Jeśli UE wypracowała ogólne stanowisko wobec tego, co się dzieje na Bliskim Wschodzie, to my, jako członek Unii, raczej nie powinniśmy prezentować odrębnego stanowiska czy iść wbrew zaleceniom i wytycznym unijnym. Ani nie jesteśmy mocarstwem, ani nie mamy tam jakichś szczególnych interesów.
Co najwyżej trzeba kogoś wyciągnąć z więzienia, jak profesora biologii z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
To akurat może zdarzyć się w każdym kraju. Polski obywatel może przebywać obecnie w więzieniu w Kolumbii, Kambodży czy gdziekolwiek indziej na świecie.
Zgoda, ale nie wszędzie można dostać karę śmierci.
Większe szanse na wybronienie się ma osoba przewożąca alkohol do Iranu niż narkotyki do Tajlandii. Wszystko zależy od ustawodawstwa i tego, jak się do przestrzegania prawa podchodzi. Ale oczywiście, w jednych krajach niektóre rzeczy przechodzą łatwiej niż w innych. A Iran jest specyficzny pod tym względem.
Żyją od 1979 r. w stanie napięcia. Zresztą pierwsze lata Islamskiej Republiki Iranu, przypadające na wojnę z Irakiem pokazały, że to zagrożenie nie wzięło się z kosmosu, więc na pewne rzeczy zwracają uwagę bardziej.
Trzeba się bardzo zastanowić, co się mówi i robi w tym kraju, nawet będąc turystą. To, co ujdzie na Zachodzie czy w kraju muzułmańskim, ale o mniejszym reżimie, w Iranie nie przejdzie. A jest to, trzeba pamiętać, kraj totalitarny, z silnymi służbami, wszechobecnymi. Każdy obcy jest pod obserwacją. Obowiązuje tam prawo szariatu, a niepodzielną władzę sprawuje najwyższy przywódca duchowy.
Absolutyzm średnio oświecony?
Iran ma konstytucję i trójpodział władzy. Ma rząd, prezydenta. Są konsultacje społeczne, rady doradcze, Rada Strażników i Zgromadzenie Ekspertów i inne, ale prawda jest taka, że władzę sprawuje niepodzielnie Najwyższy Przywódca, nazywany Liderem.
Czyli liczący sobie 84 lata Chamenei.
Owszem. On wskazuje sędziów, on wybiera osoby, które będą zatwierdzać kandydatów w wyborach parlamentarnych. Jeśli ktoś nie spełnia kryteriów, to nie ma w Iranie szans na cokolwiek. Ten "sympatyczny staruszek" pojawia się publicznie prawie wyłącznie podczas piątkowych modłów, ale stale czuwa, by ideały Rewolucji Islamskiej i dziedzictwo Chomeiniego były wiecznie żywe.
Dla nas to trochę niepojęte, ale dla Irańczyków to ktoś będący połączeniem papieża i Stalina – ze wszystkimi tego konsekwencjami, bo jednocześnie jest kochany i szanowany, ale też nienawidzony i przerażający. Jest przywódcą Iranu od 1989 r., czyli większość Irańczyków nie zna kraju kierowanego przez kogoś innego.
A Zachód chce ich demokratyzować.
Ano chce. Pytanie tylko dlaczego? Czy z powodu uznania liberalnej demokracji w rozumieniu zachodnim za najdoskonalszą formę systemu politycznego, czy może jednak z powodu tego, co w Iranie tkwi "pod ziemią"?
Czwarte miejsce na świecie, jeśli chodzi o złoża ropy naftowej i drugie gazu ziemnego.
Nie oszukujmy się, wielkie mocarstwa prowadzą politykę mocarstwową. To, co Amerykanin uzna za demokrację, obywatel Iranu może uznać za imperializm. My mówimy o nich, że to kraj totalitarny, oni sami nazywają go teokracją.
To ogromny, liczący 80 milionów ludzi kraj z wielkimi złożami i potencjałem. Pewnie, możemy mówić, że gdyby była tam demokracja zachodnia, to byłoby to państwo mlekiem i miodem płynące…
Zaraz powie pan "ale"...
...oczywiście, że powiem "ale". Sięgnijmy do historii. Czasy dynastii Pachlavich były czasami demokracji w rozumieniu zachodnim, oczywiście w bardzo "orientalnym" wydaniu – pamiętajmy, co szach robił z przeciwnikami politycznymi. Były więzienia, tortury, represje wobec opozycji. I co? Czym się skończyło?
Rewolucją.
No właśnie. I rządzą po dziś dzień. Oczywiście, rząd w Teheranie odcina dostęp do Internetu, ale życie, jak się zwykło mówić, zawsze znajdzie furtkę. Tym bardziej że dziś mamy trzecią dekadę XXI w. Podczas obecnych protestów ludzie skrzykiwali się za pomocą mediów społecznościowych. Można wyłączać dostęp na terenie części kraju, ale kto chce, ten go sobie zapewni.
Sam pan powiedział: to jest reżim autorytarny. Odbiję się więc od tego i zapytam o Ukrainę, o dostawy dronów Shahed. Z Iranu dla Rosji.
Ale to nie dlatego, że Iran ma tak doskonałą technologię. Co to, to nie. Po pierwsze: ich drony są tanie. Po drugie: dostępne. Po trzecie – nie ma nic za darmo.
Jeśli wojna nie skończy się tak, jak myślimy, to strefa wpływów Rosji rozszerzy się na Iran. Rosja też ma swoje miękkie podbrzusze, Kaukaz i Azję Centralną, a to region, który za swoją strefę wpływów uznaje – ze względów kulturowych – Iran.
Bo przecież wszędzie tam, gdzie są meczety, tam są "nasi", prawda? A co do reżimu: tak. To jest reżim. Taki, w którym nie wolno spożywać alkoholu, kobietom nie wolno nosić makijażu i krótkich spódniczek, nakazuje się nosić hidżab, a ludzi skazuje się na wyroki śmierci. I się je wykonuje.
I jak na to odpowie Zachód? W końcu da Iranowi "po łapach" czy skończy się jak zwykle – na jakiejś konferencji, słowach głębokiego oburzenia, może na sankcjach?
Nie mam szklanej kuli, nie będę wróżył. Skłaniam się ku temu, że sytuacja w Iranie może się rozwiązać tylko tak, jak rozwiązała się w krajach Europy Środkowo-Wschodniej na przełomie lat 80. i 90.
To się może zawalić tylko i wyłącznie od środka, zarówno z przyczyn ekonomicznych, jak i społecznych, ale na pewno nie na skutek zewnętrznej interwencji. Nie wierzę, że istnieje taka potęga militarna, która jest w stanie zmusić reżim w Teheranie do odejścia.
Aż taki ten Iran mocny?
Nie wierzę w to, by ktoś był na tyle nierozsądny, by wejść w otwarty konflikt zbrojny z Iranem. Nie wiadomo, ile głowic atomowych oni mają, więc nie ma co ryzykować. Naciski polityczne nie przynoszą rezultatów.
Sojusznika politycznego Iran ma w Moskwie, a gospodarczego w Chinach. Czegokolwiek by nie wykopali spod ziemi, Chińczycy to kupią i za każdą cenę, a czego by Chińczycy nie wyprodukowali – kupią to Irańczycy.
A protesty z ubiegłego roku nie będą zalążkiem do – pozostając w poetyce lat 80. – irańskiej "jesieni narodów"?
Zauważył pan wpływ "arabskiej wiosny" na Iran?
Nieszczególnie.
No właśnie. A dlaczego? Bo Iran jest izolowany. To jest izolacja. Oczywiście, wielu Irańczyków żyje poza krajem, ale w oderwaniu od swojej ojczyzny. Niech pan zwróci uwagę, że kiedy np. gra gdzieś irańska reprezentacja w piłce nożnej czy siatkówce, to połowa tamtejszych kibiców ma oficjalną flagę, a obok stoi ktoś, kto na tej fladze, w miejscu "tulipana" z imieniem proroka ma lwa Pachlavich.
Ci ludzie są rozsiani po całym świecie, ale nie wracają. Ci, którzy wyemigrowali z Iranu z powodów ekonomicznych, też raczej rzadko wracają. Zatem, po pierwsze izolacja. A po drugie, choć to Arabowie przynieśli Irańczykom wiarę, to Irańczycy, jak już mówiłem, Arabami nie są. I nie szanują ich specjalnie, uważają się za kogoś lepszego. Protesty po śmierci Mahsy Amini zresztą powoli wygasają… I znowu, widzimy tylko to, co do nas dociera. Platon, jaskinia, cienie na ścianie.
A oprócz tego wyroki śmierci, zabijanie sportowców, którzy brali udział w protestach i terror. Ale też historia wspomnianego już naukowca z Polski, który wyszedł z więzienia irańskiego po 1,5 roku. Też chyba z wyrokiem szpiegostwa.
W przypadku tego akurat kraju z zarzutem szpiegostwa nie wychodzi się tak łatwo z więzienia. Albo więc nie szpiegował, albo mu tego nie udowodniono, co przy sprawności irańskich służb jest raczej mało prawdopodobne. Może więc nie wszystko jest takie, jak się nam wydaje? Najważniejsze, że wrócił do domu i jest bezpieczny. Nie sądzę zresztą, by kierownik katedry biologii na UMK był szpiegiem. Nie pasuje mi to…
Ale swoje odsiedział.
Pytanie: czym podpadł. A mógł podpaść za różne, naprawdę różne rzeczy. Weźmy pod uwagę choćby zakaz spożywania alkoholu. Opowiem panu coś, aby lepiej pan zrozumiał, do jakich absurdów tam dochodziło. W jednej z dzielnic północnego Teheranu była impreza. Pito alkohol. Pech chciał, że metylowy, więc kilka osób zmarło. Było głośno, więc sąsiedzi wezwali policję. A ponieważ prawo irańskie stanowi, że za picie alkoholu należą się kije, to policjanci tłukli kijami zwłoki. Absurd? Z naszego punktu widzenia – tak.
Ale dla nich jest to zakazane. Haram. Prorok mówił, że spożywanie alkoholu jest zakazane, bo nie wolno się odurzać. Można więc wpaść choćby na piciu alkoholu.
Dwa – naruszenie kultury islamskiej. Nagabywanie kobiet – poważne przestępstwo. Haram. Wreszcie trzy: co mógł robić biolog w Iranie? Podniósł coś z ziemi i oglądał? Jeśli zrobił to gdzieś na jakiejś zapadłej prowincji, to ktoś, kto go zauważył, nie musiał być specjalnym intelektualistą. Może raczej zwykłym, nieszczególnie wykształconym wiejskim policjantem, który zauważył dziwnie wyglądającego obcego. I to takiego, który chodzi po okolicy, ogląda ptaszki i kamienie.
I wystarczyło?
W zupełności. Na kogoś, kto nie miał paszportu dyplomatycznego, aż z naddatkiem. I zanim się to wszystko w tej rozdętej do absurdu irańskiej biurokracji przemieliło - minęło półtora roku.
Czyli gdyby zarzuty szpiegostwa były podparte konkretami, to na 1,5 roku by się nie skończyło?
Raczej na pewno.
I oglądalibyśmy wieszanie na dźwigu?
Za dużo "Homeland" się pan naoglądał. Nie, oni skazanych za szpiegostwo raczej wieszają po cichu w więzieniu Evin w Teheranie. Albo rozstrzeliwują. Publiczne egzekucje się zdarzają, choć nie tak często.
Ale fakt, że niedawno skazano na śmierć człowieka podejrzewanego o szpiegostwo na rzecz Izraela i wyrok został wykonany. Dla nich nie ma znaczenia: Europejczyk czy nie, czarny, biały. Szpieg to wróg i tyle. A co do Izraela, to trzeba pamiętać, że Iran popełnia największą zbrodnię w rozumieniu Tel Awiwu, czyli neguje Holokaust.
A skoro neguje Holokaust, to stawia się w szeregu największych wrogów Izraela. A robi to, bo uznaje Izrael za największego wroga świata islamu. Zresztą pamiętajmy, jak powstało państwo Izrael. Wszędzie dookoła świat arabski i islam, a w środku tego – Izrael. I znowu: kto tu jest dobry, a kto zły?
A kto komu częściej grozi unicestwieniem?
To akurat jest proste. Jedni drugim po równo. Z zastrzeżeniem, że Izrael broń atomową prawdopodobnie ma, choć zaprzecza, a Iran… Iran ma środki przenoszenia. Pociski, które byłyby w stanie dolecieć do Tel Awiwu. Pytanie zasadnicze brzmi: "czy wcisnęliby guzik?". W przypadku Zachodu i Rosji, czy wcześniej Zachodu i ZSRR, oznaczałoby to całkowitą zagładę. I to powstrzymywało jedną i drugą stronę. Czy tak samo powstrzymałoby to decydentów znad Zatoki Perskiej? Mam wątpliwości.
Dlaczego?
Moje doświadczenie mówi, że choć ich lubię, to wiem, że ich sposób postrzegania świata jest całkowicie inny od naszego. Irańczyk wyobraźnię ma raczej małą. Pewnych rzeczy po prostu nie wizualizuje.
Prosty przykład, jeśli w nocy, na autostradzie w Iranie spotkamy jadącą naszym pasem z naprzeciwka ciężarówkę, to oznacza tylko jedno: jej kierowca ocenił, że mu wolno. I tyle. Nie wyobraża sobie, że zrobiłby komuś krzywdę. Nie mógł jechać swoim pasem, więc pojechał innym. I tego samego można się obawiać w przypadku broni atomowej.
Oni mogą nacisnąć guzik bez myślenia o konsekwencjach. Bo, nawet jeśli sami zginiemy, to w ogniu wiary jako szahidowie i pójdziemy do nieba z nadzieją na 72 dziewice. Co w sumie nie jest taką złą opcją. Tyle że w Iranie jest jakieś 35 mln mężczyzn. Mnożąc to przez 72, dostaniemy jakieś kosmiczne liczby. Tłoczno.
To co z tymi ich głowicami atomowymi?
To leży tylko w gestii Najwyższego Przywódcy. A to jest – jak już powiedziałem - człowiek sędziwy. A ludziom w podeszłym wieku, liczącym raczej godziny niż lata i z nieograniczoną władzą różne pomysły przychodzą do głów. Nie mamy na to żadnego wpływu. Ani my, ani zwykli Irańczycy.
Łukasz Maziewski, dziennikarz Wirtualnej Polski