Były działacz PiS zabił nożem żonę. Nowe informacje w sprawie
54-letni Dariusz S., który w lutym 2019 r. śmiertelnie ugodził nożem swoją żonę, nie stanie przed sądem. Sąd umorzył postępowanie w jego w sprawie, twierdząc, iż w chwili popełniania czynu był niepoczytalny. Zdaniem śledczych, Dariusz S. zdradzał objawy choroby psychicznej na długo przed popełnieniem zbrodni. "Ostrzegał sąsiadów przed radioaktywnym śniegiem" - twierdzi prokuratura.
Przypomnijmy, jak informowała Wirtualna Polska, Sąd Okręgowy w Gdańsku postanowieniem z 10 lipca umorzył postępowanie wobec podejrzanego Dariusza S. ustalając, że w chwili popełniania zabójstwa miał całkowicie zniesioną poczytalność.
- Sąd orzekł o zastosowaniu środka zabezpieczającego w postaci umieszczenia w zakładzie psychiatrycznym. W orzeczeniu takim nie określa się z góry czasu trwania środka. Postanowienie sądu nie jest prawomocne – informuje Wirtualną Polskę Tomasz Adamski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Dariusz S. nie stanie przed sądem
Pytana przez WP o szczegóły śledztwa prokuratura twierdzi, że "Sąd Okręgowy w Gdańsku oparł swoją decyzję o umieszczeniu Dariusza S. w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym na opiniach sporządzonych przez dwóch biegłych lekarzy psychiatrów i psychologa oraz obszernym materiale dowodowym zgromadzonym w śledztwie".
- Z zebranych dowodów wynika, że Dariusz S. zdradzał objawy choroby psychicznej na długo przed popełnieniem zbrodni: opowiadał o spotykających go rzekomo nawiedzeniach, ostrzegał sąsiadów przed radioaktywnym śniegiem, wykazywał nadpobudliwość. Okoliczności te zostały ustalone między innymi na podstawie zeznań kilku świadków, w tym sąsiadów i kolegów z pracy. Podejrzany nigdy nie podjął leczenia psychiatrycznego. Umieszczenie go w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym ma odizolować go od otoczenia, dla którego jest zagrożeniem. Decyzja sądu nie jest jeszcze prawomocna i podlega zażaleniu. Postępowanie w sprawie Dariusza S., prowadzone przez Prokuraturę Rejonową w Gdyni, było monitorowane przez Prokuraturę Regionalną w Gdańsku - informuje WP dział prasowy Prokuratury Krajowej.
Dariusz S. ostatnio pracował w gdańskiej Enerdze, przed laty kandydował z list PiS w wyborach samorządowych. Pytany przez nas jeden z byłych pomorskich liderów PiS przyznaje, że jest zaskoczony argumentami prokuratury. - Darek S. był aktywnym działaczem PiS w Sopocie. Mocno zaangażował się w kampanie wyborcze na szczeblu lokalnym kandydatów PiS-u do samorządu i parlamentu, a także w kampanię wyborczą w 2015 r. prezydenta Andrzeja Dudy. Nigdy nie odnosiłem wrażenia, że coś z nim było nie tak, ale nie interesowałem się jego rodzinnym życiem. Cała ta sytuacja jest bardzo przykra – mówi nasz rozmówca.
Dramat na osiedlu w Gdyni
Przypomnijmy, że do tragicznego zdarzenia doszło 22 lutego 2019 roku w Gdyni. Według prokuratury Dariusz S. zadał swojej 46-letniej żonie Marcie S. dwa ciosy nożem. Jeden z nich okazał się śmiertelny. Jak wykazała sekcja zwłok, przyczyną śmierci było przecięcie tętnicy płucnej i wykrwawienie się kobiety. Po zdarzeniu mężczyzna wszedł na dach i spadł z niego, prawdopodobnie chciał popełnić samobójstwo. Przeżył i z licznymi obrażeniami trafił do szpitala. Miał 0,17 promila alkoholu we krwi.
Przez długi czas nie można z nim było przeprowadzić żadnych czynności. Mężczyzna był w stanie śpiączki farmakologicznej, przebywał w Areszcie Śledczym w Gdańsku na oddziale szpitalnym. W maju 2019 r. został przesłuchany w charakterze podejrzanego.
- Dariuszowi S. zostały przedstawione zarzuty: zabójstwa i usiłowania zabójstwa syna. Są one objęte karą od 8 lat pozbawienia wolności do kary dożywocia. Sąd na wniosek prokuratora zastosował 3-miesięczny tymczasowy areszt – informował wówczas Wirtualną Polskę Mariusz Duszyński z prokuratury okręgowej w Gdańsku.
W dniu, kiedy doszło do zabójstwa żony, Dariusz S. próbował również ugodzić nożem 13-letniego syna. Chłopcu udało się jednak obronić.
Podczas przesłuchania S. złożył wyjaśnienia. Nie kwestionował, że takie zdarzenie miało miejsce. Twierdził, że nie pamięta całości przebiegu tego, co wydarzyło się tamtego dnia.
Aktywnie działał w PiS
Dariusz S. w 2014 roku startował z drugiego miejsca z list PiS w wyborach samorządowych. Bezskutecznie ubiegał się o mandat radnego w sopockiej radzie. Dwa lata później został członkiem rady nadzorczej spółki Energa Wytwarzanie. Był nim przez kilka miesięcy. Ostatnio pracował w spółce Energa Oświetlenie, m.in. na stanowiskach specjalisty ds. obsługi klienta i jako koordynator ds. komunikacji i promocji. Po tragicznym wydarzeniu władze pomorskiego PiS usunęły Dariusza S. ze swoich szeregów.
Do sprawy odniosła się na Facebooku wiceprezydent Sopotu Magdalena Jachim, która znała się z rodziną S. "Marta... najpierw wspólne studia, potem lata przyjaźni... Pamiętam chwile w szpitalu zaraz po narodzeniu Stasia. Była taka szczęśliwa... przyjaźń naszych dzieci, wspólne rozmowy, wypady, wino i film czy koncert... I potem coraz większe zaangażowanie polityczne Darka. Spieraliśmy się, ale w pewnym momencie już nie było dyskusji. Zaczęły się ataki i nienawiść. Nie było już mowy o wspólnych rodzinnych spotkaniach. Ale nigdy nie przypuszczałam, że dojdzie do takiej tragedii... Nie mogę i nie potrafię się z tym pogodzić. Tak jak z decyzją prokuratury i sądu..." - napisała Jachim.