Byli funkcjonariusze SB skazani na kary w zawieszeniu
Na kary roku pozbawienia wolności w zawieszeniu
na trzy lata skazał Sąd Rejonowy w Toruniu trzech byłych
funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, oskarżonych o znęcanie się
nad uczniami toruńskiego liceum w 1984 roku.
08.03.2006 | aktual.: 08.03.2006 13:13
Czwartego z funkcjonariuszy, Janusza N., który do niedawna był rzecznikiem toruńskiej policji, uniewinniono na mocy amnestii.
Wyrok jest nieprawomocny.
W marcu 1984 uczniowie I Liceum Ogólnokształcącego w Toruniu rozwieszali w szkole plakaty i ulotki nawołujące do solidaryzowania się z młodzieżą Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem (woj. mazowieckie), protestującą przeciwko zdjęciu krzyży w szkole.
Wówczas toruńscy funkcjonariusze SB: Janusz N., Zbigniew P., Cyryl W. i Andrzej R., zatrzymali dwóch licealistów: Wojciecha Dembka i Marka Bernaciaka (w procesie wystąpili oni jako oskarżyciele posiłkowi). Straszyli ich, że nie zdadzą matury, bili po twarzach, ciągnęli za włosy. Grozili im też pałką i kazali się rozbierać. W ten sposób przesłuchujący chcieli uzyskać od licealistów informację kto jest inicjatorem akcji.
Miałem wtedy 19 lat i strasznie się bałem. Po tych przesłuchaniach długo nie mogłem pozbyć się stanów lękowych - powiedział Marek Bernaciak.
Proces wytoczył byłym funkcjonariuszom Instytut Pamięci Narodowej, zawiadomiony przez poszkodowanych. Przed sądem oskarżeni nie przyznali się do winy. Prokurator Mieczysław Góra zażądał dla nich od 1,5 roku do 2 lat więzienia w zawieszeniu oraz zakazu zajmowania funkcji publicznych przez pięć lat.
Sąd uznał, że oskarżeni są winni. Zbigniewa P., Cyryla W. i Andrzeja R. skazał na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Janusza N. uniewinnił na mocy amnestii.
Dowodem dla sądu były m.in. zeznania Dembka i Bernaciaka. Bardzo wyważone, stonowane i precyzyjne. Tak zeznają tylko ludzie, którzy nie chcą zemsty, lecz prawdy - powiedziała sędzia Hanna Mincer.
Podczas ogłoszenia wyroku obecni byli tylko dwaj oskarżeni: Janusz N. i Andrzej R.
Z ogłoszenia wyroku zadowolony był dyrektor gdańskiego oddziału IPN Edmund Krasowski. W tej sprawie ważne jest to, że osoby pokrzywdzone zgłosiły się do nas. Problemem IPN jest bowiem to, że tysiące ludzi w Polsce kiedyś prześladowanych, milczy, zamiast zawiadamiać naszych prokuratorów. Przypadek toruński dowodzi, że jesteśmy skuteczni - powiedział.