PolskaBurza wokół polskiego ambasadora w USA. Ryszard Schnepf odpowiada na zarzuty: to kampania oszczerstw

Burza wokół polskiego ambasadora w USA. Ryszard Schnepf odpowiada na zarzuty: to kampania oszczerstw

• W "Gazecie Polskiej" ukazał się artykuł o rodzicach Ryszarda Schnepfa

• Dorota Kania: byli aktywnymi uczestnikami aparatu stalinowskiej represji

• Ambasador w USA nazywa to "kampanią oszczerstw"

• Schnepf: sięgnęli do nazistowskiej tradycji oczerniania rodziny

Burza wokół polskiego ambasadora w USA. Ryszard Schnepf odpowiada na zarzuty: to kampania oszczerstw
Źródło zdjęć: © PAP | Jacek Turczyk

W "Gazecie Polskiej" oraz na portalu niezależna.pl ukazał się artykuł "Resortowy ambasador w Waszyngtonie". Dziennikarka Dorota Kania napisała w nim, że ojciec ambasadora, Maksymilian Sznepf, 60 lat temu pracował w ambasadzie PRL w USA z ramienia radzieckiego wywiadu. Autorka dodała również, że ojciec polskiego ambasadora po kapitulacji Niemiec brał udział "w likwidacji band w Białostockiem, czyli pacyfikacji podziemnej armii Żołnierzy Wyklętych walczących z sowieckim najeźdźcą".

Kania napisała, że "rodzina obecnego ambasadora w USA zmieniła pisownię nazwiska - w metryce urodzenia figuruje on bowiem jako Ryszard Marian Sznepf, syn Maksymiliana i Alicji z domu Szczepaniak, pracownicy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego".

Ryszard Schnepf: nie wystarczy krytyka. Trzeba skopać, opluć, upokorzyć

W odpowiedzi na artykuł Ryszard Schnepf zamieścił na Facebooku emocjonalny wpis: "Autorom nie wystarczył argument niekompetencji czy zwykłej nieprzydatności. Sięgnęli do nazistowskiej tradycji oczerniania rodziny, grzebania w korzeniach, snucia przypuszczeń, sugerowania spisku. Nie wystarczy krytyka. Trzeba skopać, opluć, upokorzyć. Fala antysemickich hejtów dotarła za ocean, budząc konsternację, a przede wszystkim skutecznie burząc z mozołem budowany przeze mnie wizerunek Polski tolerancyjnej, bez rasizmu i antysemityzmu" - napisał Schnepf.

Na koniec w swoim wpisie opisał również prześladowania, jakich ofiarą padł w czasach PRL. "11 marca 1968 r. na Krakowskim Przedmieściu zatrzymał mnie milicyjny patrol. Zomowcy odebrali mi legitymację szkolną, a następnie, w zaułku Domu bez Kantów, dali lekcję historii, skutecznie przekonując, że teraz mogą wszystko. Wyrazili głęboki żal, że 'Hitler nie dokończył swego dzieła przerabiając Żydki na mydło', a następnie sięgnęli po argumenty w postaci gumowych pał. Przypadkowi ludzie dowlekli mnie skatowanego do domu" - napisał.

Dodał też, że w marcu 1980 roku milicja przerwała jego wykład na Uniwersytecie Warszawskim i przewiozła na komendę przy ul. Jezuickiej. "Postawiono mi zarzut szerzenia antyrządowej i antysystemowej propagandy przed zbliżającymi się wyborami do Sejmu. Już na wstępie jednak, szczery do bólu dyżurny sierżant przypomniał mi, że moje miejsce od dawna jest w Izraelu. Wyraził to w słowach, których przytoczenie byłoby nie na miejscu" - zaznacza Schnepf.

Na koniec napisał: "dziś autorzy kampanii nawiązują do tamtych wzorców. Szczują, grożą, prowokują. Nie, nie boję się o siebie. Nauczyłem się żyć na krawędzi. Boję się jednak o swoje dzieci, którym ktoś zapewne też powie kiedyś 'wynocha!'. Boję się o Polskę".

Kania odpowiada Schnepfowi: brzydka gra antysemityzmem

W odpowiedzi na wpis ambasadora, do sprawy odniosła się Dorota Kania. Na niezależna.pl napisała, że "nigdzie, w żadnym akapicie ani zdaniu nie ma nawet cienia antysemityzmu. Nie przeszkadza to ambasadorowi Schnepfowi rzucać bezpodstawnych oskarżeń, odwoływać się do 1968 r., uderzać w wysokie nuty pisząc o swojej rodzinie. Zaatakował też innych prawicowych publicystów: Ryszarda Makowskiego i Cezarego Gmyza, przedstawiając ich (a także mnie) jako 'skrajnie prawicowych publicystów', którzy rzekomo mieli uruchomić 'falę antysemickiego hejtu'".

Dodała, że "tekście nie ma ani słowa na temat Żydów, są natomiast informacje, że jego rodzice byli aktywnymi uczestnikami aparatu stalinowskiej represji - ojciec Maksymilian Sznepf był najpierw żołnierzem Armii Czerwonej, a później służył w wojskowej bezpiece. Brał udział w walce z antykomunistycznym podziemiem, uczestniczył m.in. w słynnej „obławie augustowskiej”, w której dowodził pododdziałem 1 Praskiego Pułku - polscy żołnierze działali razem z NKWD i UB. Jego bezpośrednimi przełożonymi w Zarządzie II Sztabu Generalnego byli funkcjonariusze GRU, którzy sporządzali dla Maksymiliana pisemne wytyczne. Z kolei matka Ryszarda Schnepfa, Alicja pracowała najpierw w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, a później w Służbie Bezpieczeństwa".

Ostra wymiana zdań ws. ataków na Ryszarda Schnepfa

Podzieleni w sprawie ambasadora byli goście programu „Woronicza 17” w TVP Info. – Urzędnik zachowuje się tak jakby wypowiadał posłuszeństwo państwu polskiemu – ocenił prof. Andrzej Zybertowicz z kancelarii prezydenta. – Nie ma żadnego wpływu na pracę dyplomaty to jakie ma pochodzenie – bronił Schnepfa poseł Adam Szłapka z Nowoczesnej.

Jarosław Sellin w Radiu ZET ostro krytykował antysemickie ataki na Ryszarda Schnepfa. Jednak kiedy Monika Olejnik przytoczyła fragment tekstu "Gazety Polskiej", nagle zmienił zdanie. - O co tutaj chodzi? - zapytała dziennikarka. - O fakty. To jest nieprawda? Co pani sugeruje? Może pani jest nadwrażliwa? - odpowiedział zaskoczony poseł PiS. - Nie mogę uwierzyć, że coś takiego mówi wiceminister kultury - skomentowała jego wypowiedź Monika Olejnik.

- Macie olbrzymią łatwość w budowaniu alibi dla czegoś, co powinno być automatycznie eliminowane z polskiego życia publicznego - wtrącił Andrzej Halicki z PO. - I potępione - dodała Katarzyna Lubnauer. - Są media bronione przez Prawo i Sprawiedliwość i takie, które są bronione przez Nowoczesną i PO. To jest przerażające - dodał Piotr Apel z ruchu Kukiz ’15.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (898)